Można jednak przypuszczać, że zjawisko to występowało nawet znacznie wcześniej, wszak ta część Norwegii nigdy nie była szczególnie zaludniona. Jako pierwszy o całym fenomenie pisał duchowny Jacob Tode Krogh, lecz prawdziwa nawałnica obserwacji przyszła w latach 30. ubiegłego wieku, kiedy to mieszkańcy oraz osoby przybywające do doliny Hessdalen zaczęli zgłaszać obserwacje świetlnych kul unoszących się nad miastem.
Czytaj też: Ziemia zmieniła się nie do poznania. Zobacz, po czym chodziły dinozaury
Ze względu na to, jak odległe czasowo są pierwsze udokumentowane spotkania z tymi światłami, możemy wykluczyć udział samolotów oraz innych latających pojazdów. Oczywiście nie brakuje hipotez o powiązaniach z pozaziemskimi formami życia, choć niewiadomą kwestią byłoby w tym przypadku to, dlaczego kosmici mieliby sobie upodobać akurat Hessdalen.
W pewnym momencie do akcji wkroczył świat nauki. Erling Strand i jego współpracownicy użyli szeregu współczesnych technologii, między innymi radaru, magnetometru, analizatora widma radiowego, sejsmografu, kamer, licznika Geigera i kamery na podczerwień, aby uwiecznić zjawisko. Później utworzyli nawet stałe obserwatorium, chcąc jeszcze lepiej rozeznać się w sytuacji.
Jeśli chodzi o kule, to obserwatorzy twierdzą, że są one wielkości samochodu. Niektóre jedynie unoszą się na niebie, podczas gdy inne się po nim bez przerwy poruszają. Szczególnie intrygujący wydaje się fakt, iż czas ich istnienia jest bardzo nieregularny: czasami potrafią być widoczne przez godzinę, by innym razem zniknąć po kilku sekundach.
Światła z Hessdalen po raz pierwszy opisał w 1811 roku Jacob Tode Krogh
Najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie tego, czym są światła z Hessdalen, zakłada udział radonu. Pierwiastek ten, zidentyfikowany w 1900 roku, stanowi produkt rozpadu radu, przy czym rad powstaje z uranu. Sam radon może z kolei rozpadać się w atmosferze, a tak się składa, iż dolina Hessdalen charakteryzuje się jednymi z najwyższych stężeń tego pierwiastka w całej Europie. I to właśnie rozpad atmosferyczny radonu miałby prowadzić do występowania tych efektownych, ale i tajemniczych spektakli.
Czytaj też: Istna dyskoteka. Jak wyglądałoby nocne niebo, gdyby twoje oczy widziały promienie gamma?
Innym, wysoce realnym wariantem wydaje się ten, który zakłada udział swego rodzaju naturalnej baterii w całym fenomenie. W tym przypadku kluczową rolę odgrywałby fakt, iż dolina Hessdalen jest podzielona na dwie części w związku z obecnością rzeki. Po jednej jej stronie znajdują się skały bogate w cynk i żelazo, natomiast po drugiej – w miedź. Jedna strona byłaby anodą, a druga katodą, choć jak na razie naukowcy nie wpadli na to, co mogłoby odgrywać rolę elektrolitu przenoszącego ładunki między stronami. Bez względu na to, który scenariusz okaże się prawdziwy (a być może nie będzie to żaden z przytoczonych), raczej nie ma się co nastawiać na udział obcych, którzy postanowili uprzykrzać życie mieszkańcom miejscowości liczącej około 150 mieszkańców.