Warto przypomnieć, że promocje typu 1+1 czy 12+12 zaczęły się w sklepach sieci Żabka. Jeśli jedna puszka napoju kosztuje 7 zł, a dwie puszki 10 zł (5+5 zł), wiadomo, że klient kupi dwie. To doskonała strategia, która szybko została zaadoptowana także przez inne sieci. Konsumenci nie są jednak zadowoleni, zwłaszcza jeśli mają problemy ze wzrokiem.
UOKiK pyta Polaków o promocje
W maju 2025 roku UOKiK zlecił badanie, w którym Polacy powiedzą wprost, co sądzą o obniżkach na kilka sztuk produktu. Wyniki mówią jasno, że Polacy kochają promocje. 80 proc. ankietowanych kieruje się obniżkami w czasie zakupów stacjonarnych, 82 proc. podczas zakupów online. Ponad 50 proc. przyznaje, że przez te promocje kupuje więcej produktów spożywczych, niż miało w planach.
Czytaj też: Kaufland robi porządek na półkach. Będzie wygodniej i bardziej cyfrowo
Na tym dobre wieści się kończą. Gdy w grę wchodzi zrozumienie, jak działa konkretna promocja, Polacy są jak dzieci we mgle. To celowe działanie sklepów. W końcu im trudniej prawidłowo skorzystać z promocji, tym większa szansa, że klient zapłaci pełną cenę za swój zakup. Zdarza się nawet, że w sklepie znajdują się cenówki dla promocji, które będą obowiązywać „od czwartku”. Dodatkowe zastrzeżenia w postaci gwiazdek i drobnych druczków sprawiają, że zamiast cieszyć się z obniżki konsumenci rwą sobie włosy z głów przy kasie.
Zamieszanie promocyjne wymaga od nas czujności, a jej zachowanie jest szalenie trudne w przytłaczającym wnętrzu sklepu. 74 proc. Polaków deklaruje, że miało trudności ze zrozumieniem zasad promocji lub wskazuje źródła tego problemu. Najczęściej jako problematyczne są wymieniane właśnie promocje typu „2+1” i „drugi produkt tańszy o 50 proc.” Ankietowani podali między innymi takie anegdotyczne przykłady:
Zazwyczaj wprowadzają mnie w błąd akcje promocyjne opierające się na wielosztukach. Jest to spowodowane tym, że nie do końca czytelna na pierwszy rzut oka jest cena jednostkowa za produkt, a obniżona kwota jest mocno wyeksponowana.
Dużymi literami była napisana cena w sytuacji, gdy kupuje się 2 produkty, a małymi z boku była napisana cena za jeden produkt. Przy zakupie byłam zdziwiona, że mam zapłacić więcej, niż wskazywała na to cena wypisana dużymi literami.
Jestem przekonana, że każdy z czytelników ma podobną historię z udziałem swoim lub członka rodziny. Już w 20023 roku sprawa została nagłośniona. Tematem zajął się ekonomista Rafał Mundry, który wysłał pismo w tej sprawie do UOKiK, a na X pokazywał przykłady celowo źle zaprojektowanych cenówek. Oto jego wpisy z grudnia 2023:


Ekonomista zwrócił też uwagę na problemy osób starszych i o słabszym wzroku. Nie ma szans, by takim osobom udało się odczytać drobny druk na cenówkach, zwłaszcza na tych powieszonych wysoko nad najwyższą półką regału z towarami.

Promocje wielosztukowe same w sobie nie są złe. Jeśli produkt ma długi termin ważności albo i tak ktoś planował większe zakupy, nic nie stoi na przeszkodzie, by kupić więcej sztuk w promocyjnej cenie. Korzysta i klient, i sklep. Problem w tym, że te promocje wymknęły się spod kontroli. Polacy są nabijani w butelkę przez krzykliwe etykiety z wielkimi cyframi cen promocyjnych o niejasnych warunkach. To wymaga zmiany podejścia do cenówek, a sklepy same tego nie zrobią.
W 2024 roku UOKiK wszczął postępowanie wyjaśniające wobec sieci Biedronka, Lidl, Kaufland, Żabka, Dino, Netto, Carrefour oraz Auchan. Do działania popchnęły urząd zarówno sygnały od konsumentów, jak i własne obserwacje rynku. Prezes UOKiK Tomasz Chróstny tak skomentował sytuację na rynku:
Zniżka działa jak magnes, a znak „%” buduje automatyczne poczucie korzyści i silniej przyciąga uwagę niż zwykły opis promocji. Jeśli jednak komunikat jest nieczytelny, klient może zostać wprowadzony w błąd. Przejrzystość leży po stronie sprzedawców. Transparentne zasady to dziś konieczność, a nie marketingowa opcja.
Tymczasem zjawisko absurdalnych warunków promocji niestety się pogłębia zamiast znikać. Promocje są coraz bardziej zakręcone, a do dodatkowych warunków skorzystania z nich dołączyło jeszcze posiadanie aplikacji mobilnej albo karty lojalnościowej. Sa też promocje na wybrane dni tygodnia, na minimalną wartość koszyka, na tylko jedną odmianę produktu danej marki, wybrany sposób płacenia, z limitem na osobę i tak dalej w różnych konfiguracjach.
Czytaj też: Nieautoryzowane transakcje bankowe. 15 banków na celowniku UOKiK
Na razie konsumentom pozostaje albo uodpornić się na trudne w zrozumieniu promocje, albo uważnie czytać ich regulaminy. Na zakupy stacjonarne dobrze jest wybrać się z listą i nie wkładać do koszyka produktów, których na niej nie ma. Warto sprawdzać cenę produktów do 30 dni przed promocją, korzystając na przykład z porównywarki cen w internecie. To szczególnie ważne, by nie wpaść w pułapkę udawanych promocji podczas dużych zakupów internetowych.
Można też korzystać z prawa konsumenta do informacji o tym, co i za ile kupuje. Gwarantuje nam to unijna dyrektywa Omnibus. Tu niestety jest problem, bo pracownicy sklepów też często tych promocji nie ogarniają.
Ministerstwo Zdrowia skasuje promocje 12+12
Jest jednak jeden rodzaj promocji wielosztukowych, które niebawem pożegnamy. Osobnym problemem z nimi jest zachęcanie Polaków do spożywania większych ilości alkoholu. Dobrze znane 8+8 i 12+12 (ostatnio nawet 1+1 na „małpki”) w połączeniu ze znaną marką i wizerunkiem celebryty to już niebezpiecznie blisko reklamy. Sieci dyskontów zaś nie mają oporów przed promowaniem swojej oferty razem z promocją na alkohol.
Wiceminister Zdrowia Wojciech Konieczny zapowiedział własną walkę z tymi promocjami. Konieczny uważa, że szastając tymi promocjami na lewo i prawo, dyskonty łamią zakaz reklamowania alkoholu. Należy więc spodziewać się, że promocje tego typu znikną w najbliższym czasie. Ponadto resort planuje wprowadzenie minimalnej ceny za gram alkoholu, co podniesie ceny, ale to już inna historia. Niemniej Polacy przestaną wyjeżdżać z dyskontów z wózkami pełnymi piwa i wszystkim powinno to wyjść na zdrowie.