USA musi spojrzeć prawdzie w oczy. Przyszłość latających czołgów stoi na kruchych filarach

USA od dekad utrzymuje na służbie specyficzne samoloty bliskiego wsparcia, które według jednego z pilotów powinny zostać zastąpione innymi samolotami o znacznie większych możliwościach.
USA musi spojrzeć prawdzie w oczy. Przyszłość latających czołgów stoi na kruchych filarach

A-10 Warthog są niczym latające czołgi, ale armia USA ma już dla nich następstwo… choć może o tym nie wiedzieć

W toku ostatnich dekad i kilku konfliktów zbrojnych, w które zaangażowały się Stany Zjednoczone, samoloty A-10 Warthog stały się synonimem wsparcia z bliskiej odległości. Ich unikalny design, imponująca siła ognia i wytrzymały tytanowy pancerz uczyniły go potężnym przeciwnikiem na polu walki i zyskały sympatię piechoty. Jak to jednak jest z każdym sprzętem wojskowym, powoli przychodzi czas potencjalnego zastępstwa dla A-10 Warthog i to nawet samolotami wojskowymi, które USA doskonale zna. Tak przynajmniej twierdzi jeden z byłych pilotów, który latał A-10 przez wiele lat.

Czytaj też: Ta baza wojskowa otrzyma mikroreaktor jądrowy. Pierwsza taka placówka w USA

Wedle Patricka Browna siły powietrzne USA powinny wymienić samoloty A-10 Warthog na technologicznie bardziej zaawansowany myśliwiec wielozadaniowy F/A-18E/F Super Hornet. Ten oferuje wszechstronność, której nie można porównać z A-10, bo podczas gdy Warthog został stworzony specjalnie do wsparcia z bliskiej odległości, Super Hornet jest znacznie bardziej wszechstronny. Takie coś oznacza to, że cechuje się wysokimi możliwościami w różnych misjach – od zapewnienia przewagi w powietrzu po misje głębokiego uderzenia, czyli może zastąpić A-10, a do tego przydać się w znacznie liczniejszych scenariuszach.

Zwiększona prędkość i zasięg F/A-18 są również kluczowymi atutami w tej kwestii. Te samoloty mogą dotrzeć szybciej niż A-10 do obszarów operacyjnych, patrolować większe obszary bez potrzeby ciągłego tankowania, a sam proces ich integracji z aktualną strukturą lotnictwa USA to pestka. Super Hornet może działać bezproblemowo w tandemie z nowszymi platformami pokroju F-35, a jego kompatybilność z grupami uderzeniowymi lotniskowców Marynarki Wojennej oznacza, że na dodatek może być elastycznie rozmieszczany, zapewniając USA znaczącą strategiczną przewagę.

Czytaj też: Przy tym granatnik na komendzie to pikuś. Armia USA zgubiła właśnie sprzęt za 81 mln dolarów

Oczywiście nie ma co zakłamywać tego, że A-10 jest ciągle potężnym samolotem bliskiego wsparcia. Jego 30 mm działko rotacyjne GAU-8 Avenger to siła, która jest w stanie zamienić opancerzone cele w kupę złomu, a jego tytanowa pancerz zapewnia ochronę zarówno samolotowi, jak i jego pilotowi przed wieloma zagrożeniami. Jeśli dodamy do tego ekonomiczne koszty operacyjne i precyzję, z jaką wspiera wojska lądowe zwłaszcza w trudnych terenach, to uzyskamy ciekawe połączenie. Połączenie, które nie ma być wystarczająco przekonującym argumentem, aby utrzymywać A-10 na służbie przy znacznie lepszych alternatywach.

Czytaj też: Cicha wojna, o której się nie słyszy. Lotnictwo USA dostało nowy sprzęt do jej opanowania

Chociaż A-10 ma bogatą historię i był filarem floty sił powietrznych, to wedle jednego z byłych pilotów to myśliwce F/A-18E/F Super Hornet reprezentują przyszłość. Łączą nowoczesne możliwości z wszechstronnością, czyniąc go lepiej przystosowanym do zróżnicowanych wyzwań przyszłych scenariuszy bojowych. Co jednak zrobi lotnictwo USA? To już jedna wielka tajemnica, którą poznamy w przyszłości.