Używane akumulatory z elektryków mają drugie życie, ale producenci muszą spełnić pewien warunek

Rosnąca liczba samochodów elektrycznych, którą potwierdzają zarówno oficjalne dane, jak i samodzielne obserwacje, sprawia, że w pewnym momencie na składowiska mogą trafić ogromne ilości zużytych części. Chodzi między innymi o akumulatory, które w przypadku elektryków tracą na przydatności zwykle po maksymalnie 15 latach użytkowania. Czy można coś z nimi zrobić, unikając zanieczyszczania środowiska?
Używane akumulatory z elektryków mają drugie życie, ale producenci muszą spełnić pewien warunek

Szacuje się, że niemal co piąty obecnie sprzedawany samochód jest wyposażony w napęd elektryczny. Wskaźnik ten zapewne będzie dalej rósł, ale nawet bez tego zaczniemy zmagać się z poważnym problemem, jakim będą narastające składy zużytych akumulatorów. Na przykładzie Australii możemy zapoznać się z szacunkami sugerującymi, jakoby do 2030 roku w tym kraju trzeba było poddać utylizacji około 30 000 ton zużytych akumulatorów z elektryków. 

Czytaj też: W Ameryce mają już sposób na produkcję wodoru. Robią to jak nikt inny na świecie

Do 2040 roku liczba ta wzrośnie do aż 360 000 ton, natomiast w ciągu kolejnej dekady – do 1,6 miliona ton. To ogromne ilości potencjalnie szkodliwych substancji, ale jednocześnie marnowanie zasobów, które można byłoby wykorzystać w znacznie lepszy sposób. Takim tokiem myślenia idą przedstawiciele Edith Cowan University: Yasir Arafat oraz Daryoush Habibi. 

Nie jest tajemnicą, że baterie usunięte z elektrycznych pojazdów ze względu na ich zbyt niskie osiągi wcale nie nadają się tylko i wyłącznie do utylizacji. Wciąż zapewniają odpowiednio wysoką pojemność i wydajność, aby sprawdzić się w innych zastosowaniach. Mówiąc krótko: nawet jeśli są zużyte z punktu widzenia motoryzacji, to wciąż można byłoby z nich skorzystać na szereg innych sposobów. 

Ponowne wykorzystywanie używanych akumulatorów pochodzących z elektrycznych samochodów jest możliwe, lecz ich producenci muszą w tym pomóc

Habibi i Arafat podkreślają, że żeby danie drugiego życia akumulatorom miało sens, potrzebne będą informacje na temat ich stanu. Chodzi o pojemność, skład czy dane dotyczące potencjalnych uszkodzeń, jakich doznały. Obecnie takie informacje są zwykle niedostępne, a ich odnalezienie stanowi wielkie wyzwanie. Producenci nie ułatwiają sprawy, a po usunięciu baterii z samochodu nie da się uzyskać dostępu do konkretnych danych.

Ryzyko nie dotyczy wyłącznie natrafienia na nieprzydatny akumulator – takie urządzenie może też być podatne na uszkodzenia, wywołując pożar bądź prowadząc do wybuchu. Z tego względu autorzy powyższych ustaleń apelują do producentów o udostępnianie informacji na temat przydatności zużytych komponentów. Prośba dotyczy też samego recyklingu, który jest wyjątkowo trudny, a gdyby dało się do wdrożyć na pełną skalę, to można byłoby odzyskiwać nawet 95% cennych składników, choćby niklu, litu, kobaltu bądź manganu.

Czytaj też: 100 razy większa moc fuzji jądrowej, a to dopiero początek zalet. Tak może wyglądać świat bez węgla

Dzieląc używane akumulatory na trzy grupy, naukowcy wyznaczyli ich potencjalne zastosowania. Te, które zachowały 80% lub więcej pierwotnej pojemności, mogłyby sprawdzić się po raz kolejny w samochodach elektrycznych, motorowerach, rowerach czy wózkach golfowych. W przypadku z baterii o pojemności z przedziału 60-80% w grę wchodziłoby stacjonarne magazynowanie energii czy zapewnianie awaryjnego zasilania. Z kolei akumulatory o pojemności poniżej 60% powinny zostać przekazane do rozdrabniania i rafinacji w celu odzyskania cennych minerałów, które później trafią do ponownej produkcji akumulatorów.