Wrak wart miliardy. Władze tego kraju wydobędą ładunek sprzed ponad 300 lat

San José to trójmasztowy galeon wchodzący w skład hiszpańskiej Armady. Zwodowany w 1698 zatonął dziesięć lat później na południe od Kartageny w Kolumbii. Na jego pokładzie znajdował się ładunek o wartości miliardów dolarów, dlatego nie powinno dziwić, że znaleźli się chętni na jego odzyskanie.
Wrak wart miliardy. Władze tego kraju wydobędą ładunek sprzed ponad 300 lat

Tymi chętnymi są przedstawiciele kolumbijskich władz. Gra toczy się o niemałą stawkę, wszak eksperci szacują, że na pokładzie San José znajdowało się złoto, srebro i szmaragdy o wartości nawet 17 miliardów dolarów, czyli około 68 miliardów złotych. Wrak spoczywa na głębokości około 600 metrów, gdzie został zlokalizowany w listopadzie 2015 roku.

Czytaj też: Ołowiana tabliczka pokryta tajemniczym pismem. Naukowcy próbują rozszyfrować zapiski znalezione niedaleko naszej granicy

Plany kolumbijskiego rządu dotyczące wydobycia skarbów zostały ogłoszone w ubiegłym tygodniu. Oczywiście lokalizacja zatopionego statku pozostaje tajemnicą, ale Kolumbijczycy mają plany dotyczące jak najlepszego rozeznania się w sytuacji. W tym celu przeznaczą 4,5 miliona dolarów na zbadanie zatopionego trójmasztowca.

Początek całego przedsięwzięcia będzie zależny od sytuacji pogodowej, ale powinien nastąpić wiosną. Co ciekawe, przynajmniej początkowo nie będą w nie zaangażowane prywatne firmy. Można się domyślać, że takie podejście jest podyktowane obawami o ujawnienie lokalizacji wraku, będącego łakomym kąskiem zarówno dla innych rządów, jak i samodzielnych poszukiwaczy skarbów.

Wrak San José spoczywa u wybrzeży Kolumbii. Zatopiony w 1708 roku, miał na pokładzie kosztowności o wartości szacowanej na nawet 17 miliardów dolarów

Kolumbijczycy zamierzają skorzystać ze zrobotyzowanego sprzętu i możliwości technologicznych marynarki wojennej. Zdalnie sterowane roboty wyposażone w kamery będą dokumentowały położenie i wygląd zatopionego statku, a za ustalenie jego dokładnej lokalizacji ma odpowiadać satelita znajdujący się na orbicie geostacjonarnej. Przed trzema laty tamtejszy rząd wszedł w posiadanie specjalistycznego sprzętu, umożliwiającego zejście na głębokość nawet 1500 metrów, co powinno być wystarczające do dotarcia do wraku.

I choć wydaje się oczywiste, że największe zainteresowanie wzbudza sam skarb, ponieważ mowa o ładunku mającym wartość liczoną w miliardach, to archeolodzy także nie kryją ekscytacji. Jak przekonują, zbadanie wraku San José powinno zapewnić wyjątkowy wgląd w warunki życia codziennego na statku, a także rozeznanie co do ładunku, artylerii i towarów z epoki kolonialnej w Ameryce. 

Czytaj też: Znaleźli ponad tysiąc średniowiecznych pochówków. Zaskakującą rolę odegrała w tym rewolucja francuska

Szacuje się, że na pokładzie galeonu mogło przebywać nawet 600 osób. Nietrudno jednak odnieść wrażenie, że znacznie ciekawszy dla większości zaangażowanych w poszukiwania pozostaje fakt, że w obrębie wraku powinno znajdować się nawet 11 milionów złotych i srebrnych monet, szmaragdów oraz innych artefaktów. W związku z tym nie dziwią liczne spory dotyczące praw do posiadania tych skarbów. Na przykład przedstawiciele amerykańskiego Sea Search Armada twierdzą, że zlokalizowali wrak w 1982 roku i żądają z tego tytułu 10 miliardów dolarów, czyli rzekomą równowartość  50% skarbu z San José.