Ziemia-śnieżka to fikcja?

Ponad 600 mln lat temu na skutej lodem Ziemi panowały ekstremalnie niskie temperatury. Niektórzy twierdzą, że nasza rodzima planeta zamieniła się w prawdziwą lodową kulkę. Brytyjscy naukowcy z Imperial College London podważają jednak teorię Ziemi-śnieżki.

     Philip Allen i James Etienne zbadali pokłady skalne pochodzące ze środkowego okresu neoproterozoiku (tzw. Kriogen) – okres ten trwał od 840 do 635 mln lat temu. Zgodnie z dotychczasowymi badaniami w tym czasie doszło do przynajmniej dwóch globalnych zlodowaceń. Każde z nich trwało około 10 mln lat, a w wyniku ich nasza planeta przekształciła się w kulkę podobną do śnieżki. Teorię o pokryciu Ziemi olbrzymim lądolodem nazwano teorią Ziemi-śnieżki (the Snowball Earth). Jednym z najważniejszych dowodów ją potwierdzających są osady lodowcowe znalezione na obszarach podzwrotnikowych.  

     Światło słoneczne, ogrzewające Ziemię, odbijało się od oblodzonych kontynentów, co doprowadziło do sprzężenia zwrotnego, które z kolei zamieniło planetę w kulkę lodu. Do tej pory wszystko wskazywało na to, że w tym okresie oceany przykryła kilometrowej grubości lodowa warstwa. Po kilku milionach lat w atmosferze doszło do nagromadzenia dwutlenku węgla, co doprowadziło do efektu cieplarnianego, a w rezultacie – do odmrożenia Ziemi. 

     Allen i Etienne twierdzą jednak, że nie cała powierzchnia kuli ziemskiej była w kriogenie skuta lodem. Morza i oceany nie zamarzły. Słuszność swojej teorii potwierdzają oni znalezionym na północy Omanu skamieniałym dnem morza z zachowanymi zmarszczkami falowymi (tzw. ripplemarkami), które powstają pod wpływem falowania na piaszczystym dnie. Gdyby morza uległy zlodowaceniu, takie zmarszczki nie mogłyby powstać. Według nich jest to dowód na to, że w kriogenie musiały istnieć duże otwarte powierzchnie wodne.

     W tym miejscu badacze znaleźli również grube na kilometr osady pochodzące z okresu kriogenu. Wskazują one na ruchy lodowcowe na granicy kontynentu i oceanu. Podobne osady znaleźć można na granicy dzisiejszej Antarktydy. Naukowcy wnioskują, że klimat podczas kriogenu był podobny do klimatu panującego przez ostatnie trzy miliony lat, podczas których dochodziło do regularnych następstw okresów ciepłych i zimnych. W kriogenie cykl hydrologiczny nie został zahamowany, lecz funkcjonował w zwykły sposób. Zlodowacenie kriogenu było prawdopodobnie surowsze, niż późniejsze zlodowacenia, czego przyczyną było to, że Słońce świeciło wtedy słabiej, niż obecnie, a na Ziemi nie rosły jeszcze rośliny i nie żyły zwierzęta. Według naukowców nasza planeta nie przekształciła się jednak całkowicie w śnieżną kulkę, a przyczyny zlodowacenia w obszarach podzwrotnikowych upatrują w ówczesnym silniejszym przechyleniu osi ziemskiej. Inną prawdopodobną przyczyną były zaburzenia w funkcjonowaniu obiegu dwutlenku węgla. 

     Badanie przyniosło jednak wiele nowych pytań, z którymi muszą zmierzyć się badacze. Tak na przykład nie wiadomo, dlaczego lód przeniknął aż w tropiki, lecz nie pokrył całej powierzchni naszej planety lodową skorupą. Całkowite zamarznięcie wszystkich kontynentów i oceanów byłoby dla rozwoju życia na Ziemi przeszkodoą nie do pokonania. Uratował nas… dwutlenek węgla. JSL

źródło: www3.imperial.ac.uk