Wyjątkowo gorące lato pali półkulę północną. Zima także może się nam dać we znaki

Zmiany klimatu kojarzą nam się przede wszystkim z bezustannie rosnącymi średnimi temperaturami na powierzchni globu. Sytuacja nie jest jednak tak prosta, jak się może wydawać. Klimat to system naprawdę wielu naczyń połączonych. Analizując przyszłe trendy, naukowcy muszą uwzględniać wprost niewyobrażalną liczbę czynników, od topnienia lodowców, przez zmianę prądów oceanicznych, ocieplanie wierzchnich warstw oceanów, po zrywanie i dezintegrację prądów strumieniowych przenoszących potężne masy powietrza po całym globie.
Wyjątkowo gorące lato pali półkulę północną. Zima także może się nam dać we znaki

Badacze zwracają naszą uwagę także na wiry polarne. Takie struktury stosunkowo łatwo przeoczyć, zastanawiając się nad tym co nas czeka kolejnego lata, zimy, czy też za 5-10 lat. Jakby nie patrzeć, z perspektywy Europy kontynentalnej wir polarny nad biegunem północnym zdaje się być nieistotny. Problem w tym, że jest dokładnie odwrotne. Te silne wiatry wiejące na obszarze okołobiegunowym na wysokościach od 16 do 48 kilometrów w kierunku przeciwnym do kierunku wskazówek zegara istotnie wpływają na klimat także na niższych szerokościach geograficznych. Analogiczną strukturę znajdziemy zresztą na biegunie południowym.

Czytaj także: Niebo nad Europą już nie tak bezpieczne. Turbulencje w samolotach efektem nieodwracalnej zmiany

Zazwyczaj nie mamy do czynienia bezpośrednio z wirem polarnym, bowiem jego zewnętrzne granice wyznaczane są przez polarny prąd strumieniowy, czyli silne wiatry wiejące dokoła niego na wysokościach od 8 do 14 kilometrów. Owe prądy napędzane są przez zetknięcie chłodnych mas powietrza schodzących z Arktyki i wznoszenie ciepłego powietrza z rejonów tropikalnych ku biegunom. W efekcie polarny prąd strumieniowy stanowi na swój sposób granicę między ciepłym obszarem na niższych szerokościach geograficznych i arktycznym powietrzem na wyższych.

Tak to powinno wyglądać: wir polarny powinien niczym dysk wirować nad biegunem północnym, a polarne prądy strumieniowe powinny blokować mu drogę ku tropikom.

Wystarczy zatem zastanowić się, co się stanie gdy polarne prądy strumieniowe ulegną rozerwaniu.

W takiej zdecydowanie niekorzystnej sytuacji wir polarny zacznie rozlewać się przez przerwaną granicę i zimne powietrze zacznie spływać coraz bardziej na południe.

Wystarczy tu przypomnieć zimę sprzed 4 lat (przełom lat 2019/2020), kiedy to właśnie doszło do takiej sytuacji. Strumień zimnego powietrza z wiru polarnego dotarł wtedy do środkowych Stanów Zjednoczonych, niosąc ze sobą temperatury rzędu -45°C. Dokładnie tak jak teraz w przypadku upałów na Sycylii, tak wtedy w Stanach Zjednoczonych pojawiły się ofiary śmiertelne, jak i poważne obciążenia sieci energetycznej, która akurat w tej sytuacji była ludziom bardzo potrzebna.

Czytaj także: Ludzkość dokręca Ziemi śrubę. Co wydarzy się w 2038 roku?

O tym, że to kwestia niezwykle ważna niech świadczy fakt, że według badań prowadzonych z orbity Arktyka jest obecnie najszybciej ocieplającym się rejonem naszej planety. To powoduje bardzo szybkie zmiany w ilości lodu morskiego i stabilności wirów polarnych. Mimo lat badań naukowcy nie są w stanie powiedzieć, jak zmiany klimatyczne na całym globie wpłyną na wiry polarne i otaczające je polarne prądy strumieniowe.

Aktualnie najlepsze modele wskazują, że rosnące temperatury powietrza w Arktyce spowodują intensywniejsze falowanie prądów strumieniowych. To z kolei oznacza, że coraz częściej zimne powietrze z Arktyki będzie sięgać zimą na coraz niższe szerokości geograficzne. Paradoksalnie zatem cieplejsza Arktyka będzie powodowała coraz zimniejsze zimy. Czy tak faktycznie będzie, dowiemy się już w najbliższych latach. Tak czy siak, możemy się przygotować na to, że na nasze własne życzenie, klimat będzie nam się dawał we znaki zarówno latem, jak i zimą.