Zwycięstwo Krzyżaków, ale pyrrusowe

Siedem wieków temu nie wygraliśmy, lecz przegraliśmy z Krzyżakami pod Płowcami. Jednak tego samego dnia, 27 września 1331 r., pobiliśmy ich pod Radziejowem. Tymi bataliami wojska Łokietka uratowały Polskę od rozbioru

Bitwa pod Płowcami od wieków jest wykorzystywana propagandowo. Jej mit budowano już za czasów Władysława Łokietka, rozgłaszając po Europie, że Polacy wytłukli pod kujawską wsią 20 tys. przeciwników, sami tracąc ledwie kilkudziesięciu ludzi. „W odpowiedzi na polską propagandę wielki mistrz Luder z Brunszwiku poczuł się w obowiązku wystosować do kurii papieskiej w Awinionie list przedstawiający właściwy przebieg wydarzeń” – przypomina Piotr Strzyż w książce „Płowce 1331” i dodaje: „Skoro zaś wielki mistrz musiał prostować przebieg bitwy pod Płowcami w siedzibie papieża, znaczy to, że przedstawiciele króla Polski dotarli tam wcześniej. Skuteczność ich działań musiała być duża, skoro korzystny wynik bitwy utrwalił się w całym dziejopisarstwie polskim na wieki”. To „kłamstewko płowieckie” nie uchodziło jednak za nic zdrożnego i było dobrze zawoalowane. „Historycy wiedzieli wprawdzie od dawna, że pod Płowcami w istocie przegraliśmy, ale nikt nie chciał tego powiedzieć otwarcie. Pisano, że starcie było nierozstrzygnięte, próbowano »odwrócić kota ogonem«” – mówi „Focusowi Historia” prof. dr hab. Tomasz Jurek z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk. Wydarzeniom z 27 września 1331 r. poświęcił od lat 90. cały ciąg artykułów i opracowań, które pozwalają dziś spojrzeć na to, co się stało, w nowym świetle. Dla Polaków, od dziecka uczonych, że pod Płowcami pobiliśmy Krzyżaków, jego ustalenia mogą być zaskakujące, jeśli nie szokujące.

WYGRANA NA RADZIEJOWSKIM POLU

Na podstawie licznych przebadanych materiałów źródłowych (kronika oliwska,   kronika Wiganda z Marburga etc.) prof. Jurek stwierdził, że o świcie 27 września 1331 r. około 7-tysięczna armia krzyżacka znajdowała się w Radziejowie (kilka kilometrów od wsi Płowce). Po spędzonej tam nocy Krzyżacy podzielili swoje siły na dwie części. Pierwsza, stanowiąca 2/3 sił, wyruszyła pod wodzą komtura Otto von Lutterberga w kierunku na Płowce i dalej na Brześć Kujawski. Druga,   mniejsza, dowodzona przez wielkiego marszałka Dietricha von Altenburga,   szykowała tabory i gromadziła żywność w Radziejowie. To na nią około godz. 9 natknęli się w gęstej mgle Polacy, idący śladem rajdu wojsk zakonnych po Kujawach. Jak opisywał kronikarz Wigand z Marburga, z początku przeciwnicy nawet nie mogli się zobaczyć, tylko się usłyszeli. Pewnie nie była to jedynie licentia poetica autora. Sam wielki mistrz krzyżacki też stwierdził w napisanym później liście: „podniosła się taka mgła, że jeden drugiego ledwie mógł zobaczyć i rozpoznać”, jednak było za późno, by uniknąć walki. Ponoć jako pierwsi przystąpili do boju polscy rycerze Wincentego z Szamotuł, dowódcy przedniej straży wojsk Łokietka. „Kraków!” – zagrzmiało hasło bojowe Polaków, którzy zaatakowali wroga przy opadającej już mgle, ale na dobrą sprawę nie znając nawet dokładnie jego liczebności. Armia Łokietka liczyła ok. 4 tys. ludzi. Jak się okazało, znacznie przewyższała siłą oddział von Altenburga.
     
„Nie ulega wątpliwości, że walki musiały być bardzo gwałtowne. Uszykowane oddziały ruszyły na siebie z pełnym impetem, podczas gdy kusznicy obu stron prowadzili nieustanny ostrzał. Dwie pędzące ławy ciężkozbrojnych jeźdźców zderzyły się ze sobą. Drzewce kopii pękały przy gwałtownym zderzeniu się mas wojska, wbijając się w piersi rycerzy. Pierwsi zabici i ranni zasłali pole bitwy. Padło też wiele koni, dodatkowo powiększając bitewny zamęt. Szybko odrzucono skruszone kopie i sięgnięto po miecze: rozpoczęła się mordercza walka wręcz” – obrazowo opisuje przebieg starcia Paweł Strzyż w swej książce i zaznacza: „Słabsi liczebnie Krzyżacy odpierali ataki, nie chcąc dopuścić do połączenia się oddziałów polskich i zamknięcia swoich wojsk w pierścieniu okrążenia. Być może w tym celu wykorzystano też wozy taborowe, aczkolwiek wzmianka Jana Długosza na ten temat jest raczej podyktowana jego wiedzą na temat walk taboru husyckiego, który był używany w wojnach Polski z Zakonem w latach 30. XV wieku, niż znajomością faktów. Należy ją więc raczej odrzucić”.

Prof. Jurek stwierdził natomiast w swoim opracowaniu „Radziejowskie Pole”: „Marszałek Altenburg bronił się być może w oparciu o posiadane wozy taborowe. Późniejszy co prawda o całe 150 lat Jan Długosz wspomina, że krzyżaccy rycerze mieli spiąć się wzajemnie łańcuchami, aby utrzymać zwartość szyku; być może ten ciekawy szczegół zaczerpnął z żywej wciąż w Polsce tradycji. Szczegół ten, o ile autentyczny, świadczy chyba o desperacji osaczonych Krzyżaków; zachowania takie pasują bowiem do sytuacji ostatecznych”. Jak podkreśla prof. Jurek, Krzyżacy bronili się dzielnie, aż padł trafiony strzałą koń chorążego Iwana. Wraz z nim zniknęła z pola widzenia wielka chorągiew Zakonu. Wtedy w wojsku krzyżackim zapanowała olbrzymia panika. Polacy dosłownie zgnietli wroga. Byli bezlitośni. Śmierć z polskich rąk poniosło kilku komturów i w sumie aż 56 braci krzyżackich, nie licząc innych rycerzy i pachołków. Polacy triumfowali. Na Radziejowskim Polu nie tylko zwyciężyli Krzyżaków, ale i przełamali własne kompleksy, własne przeświadczenie, że z rycerzami zakonnymi w prawdziwej bitwie nie da się wygrać. Był to jednak dopiero początek.
 

ZAKON KONTRATAKUJE

 

„Krzyżacy po raz pierwszy poczuli, że wojują z Polakami. Przedtem bowiem Krzyżacy do tego stopnia lekceważyli rycerstwo i oddziały polskie, że twierdzili, iż Polacy nigdy nie potrafią złamać ich siły” – pisał z perspektywy czasu Jan Długosz. Tyle że Krzyżacy byli ludźmi czynu, a nie filozofami, rozpamiętującymi swoje niepowodzenia. Nie minęło parę godzin od starcia, które przyniosło im klęskę, kiedy rycerze zakonni przystąpili już do kolejnej walki. Między godz. 10 a 11 na wieść o wydarzeniach pod Radziejowem główne siły krzyżackie zawróciły z drogi na Brześć Kujawski. W południe pod Płowcami natknęły się na podążających ich śladem rycerzy Łokietka. Walka była mocno chaotyczna. Polacy z początku zanotowali pewne sukcesy, m.in. wzięli do niewoli komturów von Plauena i von Honsteina oraz sporo innych jeńców. Podobnymi zdobyczami mogli jednak pochwalić się i Krzyżacy. Na dodatek rycerze zakonni zapewne odzyskali też swoją wielką chorągiew straconą pod Radziejowem. W końcu
pod krzyżackim naporem polscy rycerze ustąpili i zaczęli uciekać. Wśród umykających był i następca tronu królewicz Kazimierz. „Jan Długosz pisał, że Łokietek celowo odesłał go na tyły, bo sytuacja była groźna. Wydaje się jednak, że Kazimierz po prostu uciekł. Tak twierdzą źródła krzyżackie i taka jest chyba prawda. Jednak Długosz inaczej zinterpretował oczywiste fakty. Chyba nawet nie przyszło mu do głowy, że wielki król Kazimierz mógł uciekać z pola bitwy,   choćby świta królewska była zagrożona. Długosz uznał, że to złośliwa informacja, rozpowszechniana przez Krzyżaków” – wyjaśnia „Focusowi Historia” prof. Jurek.

Tak czy owak, wykrwawione wojska polskie wycofały się. Wielki mistrz krzyżacki odnotował, że „całe pole zasłało się trupami”, zaś kronikarz oliwski stwierdził: „Król ze swym wojskiem uciekł, a podczas tej ucieczki wielu tak konnych, jak i pieszych zostało zabitych”. Bitwa pod Płowcami zakończyła się porażką wojsk polskich. Na dodatek rycerze zakonni rozpuszczali plotki o okrucieństwie Polaków i mordowaniu rycerzy wziętych do niewoli. Jeśli jednak chodzi o samą bitwę, kronikarze krzyżaccy niezbyt chwalili się tą wygraną, opisując dzieje Zakonu (do tego stopnia, że czasem zapominają o niej nawet współcześni zachodni biografowie Krzyżaków!). Co ciekawe, rycerze zakonni natychmiast po bitwie zarządzili odwrót w stronę Torunia. Dlaczego?

KONIEC PLANU „JASTRZĘBI”

„Wojowanie z chrześcijańską Polską było dla Krzyżaków rzeczą trochę wstydliwą. To nie była sprawa, którą specjalnie chcieli się szczycić. Toczyli wojny z Litwinami i Prusami, to była ich misja. Dlatego kronikarze Zakonu specjalnie walk z 27 września 1331 r. nie eksponowali” – wyjaśnia prof. Jurek. To jeden z powodów, ale nie jedyny. Biskup włocławski Maciej naliczył na pobojowisku 4187 poległych z obu stron, nieco więcej jednak Krzyżaków. Pod Płowcami zginęło aż 73 braci zakonnych z ogólnej liczby 200, biorących udział w batalii. „To był wielki upust krwi. Warto pamiętać, że straszny cios zadany pod Grunwaldem, który kompletnie załamał kadrowo Zakon, kosztował życie 213 braci” – zwraca uwagę prof. Jurek. Jego zdaniem bitwa z 27 września 1331 r. po pierwsze oznaczała dla Krzyżaków zakończenie rozpoczętej kampanii przeciw Polsce, a po drugie była wielkim szokiem wewnętrznym. Wymusiła na wielkim mistrzu zmianę polityki. Krzyżacy nie mogli już się spodziewać, że najadą Polskę i po prostu podbiją wszystko, co im się podoba. A właśnie takie plany mieli. Zdaniem prof. Jurka, od kiedy tylko Krzyżacy zajęli Pomorze Gdańskie w 1308 r., zależało im, żeby ten nabytek zalegalizować. Próbowali dojść do porozumienia z Polską, ale Łokietek tego nie chciał, utrzymując ciągły stan niepewności, na granicy wojny i pokoju. Kolejnymi wyprawami Krzyżacy postanowili zmusić polskiego króla do jakiejś ugody. Nie udało im się, a Łokietek jeszcze się odgryzał.

„W 1330 r. urządził wielką wyprawę odwetową na ziemię chełmińską. Wtedy Krzyżacy zawarli z nim rozejm, w gruncie rzeczy stanowiący porażkę Zakonu. Był to jakby policzek dla Krzyżaków. Krótko potem zamordowano wielkiego mistrza [Wernera von Orselna – przyp. red.]. Przypuszcza się, że stała za tym frakcja »jastrzębi«, potępiająca go jako zbyt słabego i ugodowego. Nowy wielki mistrz [Luder z Brunszwiku – przyp. red.] był bardziej przekonany do polityki najazdów” – opowiada prof. Jurek. Zwraca uwagę, że zwykliśmy traktować Krzyżaków jako jedną, zwartą kastę. Tymczasem w XIV wieku Zakon przeżywał wewnętrzne rozterki. Wielcy mistrzowie mieli świadomość, że wojna z chrześcijanami im nie służy. Poprzez reformy chcieli umacniać Zakon duchowo,  ale natykali na opór komturów pruskich,  tworzących frakcję »jastrzębi«. Pod ich wodzą Krzyżakom jeszcze zaostrzyły się apetyty. W 1331 r. zaświtała im myśl, że można by Polskę całkiem rozgromić” – mówi prof. Jurek. Krzyżacy zaczęli działać w porozumieniu z królem Czech Janem Luksemburskim, zgłaszającym pretensje do polskiego tronu. Zamierzali wspólnie ni mniej ni więcej, tylko dokonać rozbioru ziem Królestwa Polskiego. Pewni sukcesu Krzyżacy zabrali na wyprawę przeciw Łokietkowi zagranicznych gości, m.in. Anglików dowodzonych przez Tomasza de Ufford (przybyłych do walki nie z chrześcijańskimi Polakami, lecz z pogańskimi Litwinami). „Na szczęście pod Radziejowem Krzyżacy zostali powstrzymani i wrócili do rozsądniejszej polityki wymuszania ugody. Czyli postanowili zająć Kujawy, żeby je potem wymienić na Pomorze” – konkluduje Tomasz Jurek.

IRONIA HISTORII

 

Otrzeźwiliśmy więc Krzyżaków pod Radziejowem, nie pod Płowcami, choć wiedza ta wciąż nie jest wśród Polaków powszechna. „Ironią natomiast jest
fakt, że pomnik upamiętniający bitwę stoi w miejscu, gdzie wojsko polskie doznało od Krzyżaków poważnej porażki” – pisze w książce „Polskie pola bitew w świetle archeologii” Krzysztof Wolski. „Takie są niestety dzieje, że miejscowości zmieniają czasem lokalizację. Również Płowce wędrowały”
– wyjaśnia autor w rozmowie z „Focusem Historia”. „Pod Płowcami więcej jest legend niż rzeczywistości” – dodaje Danuta Walczewska, kierowniczka włocławskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Toruniu. Okazuje się, że do dziś pojawiają się informacje o szczątkach ludzkich, wykopywanych na okolicznych polach. W wyobraźni mieszkańców łączą się one z bitwą, ale w rzeczywistości ciężko znaleźć jej fizyczne ślady. W swojej książce Krzysztof Wolski zwraca uwagę, że np. w latach 70. odkopano intrygujący szkielet mężczyzny z nożem między żebrami, ale pochowany raczej mógłby być zbójnikiem niż rycerzem.

Na dodatek całe cmentarzysko, na którym go znaleziono, datuje się na XII–XIII w., a nie na XIV. Ostatnio archeolodzy przystąpili do badań m.in. w roku 2006. „Miały one na celu znalezienie miejsca zbiorowej mogiły rycerzy krzyżackich i polskich. Przeprowadzono je w bliskim sąsiedztwie obecnej kaplicy, która prawdopodobnie była wzniesiona w miejscu dawnego kościoła w Płowcach, czyli 400–500 m na południowy zachód od pomnika przy szosie. Badania te prowadzono w sposób sondażowy, ponieważ w miejscu tym znajduje się obecnie użytkowany cmentarz. W trakcie badań odkryto relikty fundamentów kościoła, prawdopodobnie XIV-wiecznego i zbudowanego po bitwie pod Płowcami” – opowiada „Focusowi Historia” Danuta Walczewska. Nie znaleziono jednak tam szczątków, które dałoby się powiązać z bitwą. Walczewska uważa, że skoro mogiła miała się znajdować koło kościoła, to warto byłoby sprawdzić pobliski park dworski.

Ciekawostek dostarczyły prace przy budowie autostrady A1. Zgłosił się do Danuty Walczewskiej archeolog prowadzący nadzór przy budowie. „W  jego trakcie we wsi Dąbrówka pod Kowalem, oddalonej na południe od Płowców, znalazł dwa noże,których nijak nie można powiązać z wiejskim charakterem osady średniowiecznej. Były to po prostu sztylety, używane przez rycerzy. Pomyślałam, że może trafiły tam drogą rabunku? Może miejscowa ludność, dowiedziawszy się o bitwie, poszła rabować, co się da?” – zastanawia się Walczewska. To prawdopodobne, ale równie dobrze sztylety mogły pochodzić z innego z wielu starć polsko-krzyżackich w tym rejonie. Podobnie  jak eksponowane na wystawie w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie dwa miecze i kilka innych pamiątek, które tradycyjnie wiąże się z batalią z 27 września 1331 r. Żadnej pewności, że wtedy nimi walczono, jednak nie ma. A zwycięstwo na Radziejowskim Polu wciąż czeka na upamiętnienie, będące w zgodzie z historyczną prawdą. A przynajmniej na używanie odpowiedniej dla niego nazwy. „Otóż znana pieśń polska o bitwie, powstała jeszcze w XIV w., zaczyna się od wspomnienia, jak to »na Radziejowskim Polu wołali Polacy: Kraków!«. Jej tekst znamy z kilku aż przekazów (rzecz wyjątkowa przy zabytkach poetyckich tego czasu), co świadczy, że była znana powszechnie w całym kraju – oddawała więc z pewnością obiegową opinię. Sami XIV-wieczni Polacy zwali więc tę batalię bitwą na Radziejowskim Polu” – pisał prof. Jurek, argumentując, że tradycja ta wydaje się godna przypomnienia i ponownego upowszechnienia. Tym bardziej że odpowiada to starodawnemu zwyczajowi nazywania batalii (Kosowe Pole, Kulikowe Pole, Psie Pole itp.) i podkreśla, że walki polsko-krzyżackie miały miejsce na rozległym terenie, a nie w jednym punkcie. Zdaniem profesora Radziejowskie Pole podkreśliłoby też, gdzie bitwa została nawiązana. Bitwa – w odróżnieniu od tej pod Płowcami – przez Polaków wygrana!

Więcej:Krzyżacy