Krytykujesz na dzień dobry? 7 nawyków, które szkodzą związkom

“Prawdziwa miłość jest niezniszczalna”. Podobno. Nawet jeśli tak jest, miłosny związek dwojga osób składa się również ze słów, wspomnień, planów i nawyków. A niektóre z nich mogą zabić każdą relację.
Krytykujesz na dzień dobry? 7 nawyków, które szkodzą związkom

Potrzeba od dwudziestu do siedemdziesięciu dni, by wprowadzić nowy nawyk w życie – twierdzą behawioryści. Zazwyczaj jednak już po trzydziestu dniach powtarzalne zachowanie staje się mechaniczne. Rutynowe czynności bywają podstawą ładu społecznego, ale i przyczyną śmierci namiętności – dając poczucie bezpieczeństwa, potrafią wygaszać relację.

Kiedy po raz pierwszy spróbowaliśmy określonego sposobu parzenia kawy, zwracania się do ukochanej osoby czy prowadzenia samochodu – przyniosło to korzyść, za drugim razem podobnie, zaczęliśmy powtarzać zachowanie. Jest jednak kilka takich, zazwyczaj wypracowywanych już w dzieciństwie, które bywają szczególnie destrukcyjne dla związku.

 

1. Narzekanie

Dziecięce pytanie: „daleko jeszcze?”, jest tym samym, czym dorosłe: „dlaczego musi być tak zimno?”, wypowiadane zimą. Werbalizacja frustracji, złości czy niechęci prowadzi niekiedy do rozładowania tych stanów, ale nadużywana traci owo zastosowanie. Narzekanie zazwyczaj nie wywołuje większych emocjonalnych zmian w narzekającym, niekiedy przynosi ulgę, czasami wprowadza nawet w rozbawienie, porządkuje świat, który można oceniać. Słuchający mają gorzej. Słowa rezonują, te naładowane negatywną energią po pewnym czasie przytłaczają, zniechęcają do rozmowy, kontaktu, a przede wszystkim skutecznie gaszą namiętność. „Poczekaj, bo pognieciesz pościel. Co ty masz za fryzurę? Ale naprawdę teraz będziesz czytał? Niby ładny hotel, ale te kafelki w łazience widziałaś? Boli mnie; źle się czuję. Bez sensu. Ale to głupie!”.

Jedną z najgorszych tortur są krople wody spadające co chwila na głowę; te uderzające w skałę mają moc zniszczenia kilkusetletnich kamieni, regularnością i uporem. Narzekanie działa tak samo. Najprostszym rozwiązaniem jest zachowanie narzekających myśli dla siebie, jeśli ich wypowiedzenie nie jest kluczowe dla relacji, tym bardziej jeśli pozbawione jest jakiegokolwiek celu. Inną formą zwalczania tego negatywnego nawyku jest zabawa w przeciwieństwa: już wiesz, na co chcesz ponarzekać, teraz w tej samej przestrzeni i czasie znajdź jedną rzecz, którą możesz pochwalić. I zrób to.

 

2. Oczekiwania zamiast próśb

Zgodnie z analizą transakcyjną autonomia, również ta w związku, aby była kompletna, musi składać się z umiejętności brania, dawania, odmawiania i proszenia. Ważne, by zachować równowagę pomiędzy tymi czterema zachowaniami i mieć świadomość, że żadne z nich nie jest oczekiwaniem. Szczególnie niedojrzałe relacje miłosne oparte są na zabawie w odgadywanie oczekiwań. Moment, w którym udaje się domyślić, o co chodzi partnerowi, jest niejako mistycznym potwierdzeniem miłości. To niebezpieczna gra, która buduje u jednej z osób wewnętrznego ratownika, czujnego, gotowego zareagować, pomóc i zasługującego na karę, gdy się nie domyśli na podstawie opuszczonych oczu, głośniej zamkniętych drzwi czy nieodebranego telefonu. Oczekiwanie tym się różni od prośby, czym szantaż emocjonalny od troski o ukochaną osobę.

Relacja miłosna zazwyczaj dotyka najgłębiej ukrytych ran, niespełnionych w dzieciństwie obietnic, niekiedy traum, budując oczekiwania na uleczenie, spełnienie i otulenie. Stworzona nadzieja pełna jest wyczekiwania, kiedy druga strona wypełni pustkę. To oczywiście nierealny, chociaż kuszący pomysł.

Najprostszym i często najtrudniejszym sposobem poradzenia sobie z tym nawykiem jest użycie słowa „proszę”. „Przytul mnie, proszę”, zamiast „O której wrócisz?”. Czasami związane jest to z wykonaniem fizycznego ruchu, wyjściem z sypialni, wyznaniem: „porozmawiaj ze mną, proszę, bo im dłużej na ciebie czekam, tym bardziej się złoszczę, że cię nie ma”.

 

3. Rywalizowanie przed widownią

Rywalizacja rozgrywająca się pod wspólnym dachem, chociażby samochodu, bywa nieprzyjemna, ale może również być erotyczna, zabawna, może motywować, jeżeli nie jest w nią wpisana potrzeba upokarzania przegrywającej strony. Rywalizacja na przyjęciu, w gronie znajomych, ma na celu zazwyczaj nakarmienie swojego ego kosztem drugiej osoby. Gra jest o tyle trudniejsza, że angażuje widownię, która zazwyczaj ratuje się wymuszonym uśmiechem, milczeniem lub ostatecznie wybraniem czyjejś strony.

 

Rywalizacja na forum zaczyna się zazwyczaj niewinnie, anegdotą o tym, jak to ona upuściła blachę z ciastem na dywan, jak to on nie poprosił szefa o podwyżkę, czasami, kilka godzin później, kończy się kłótnią o to, że ja nie jestem już dla ciebie atrakcyjna, a ty się czepiasz, że jem za dużo ciasta, a ja niby jestem tchórzem, który boi się porozmawiać z szefem. Spirala nakręca się coraz bardziej i bardziej. Czasami właśnie na grze w „moje lepsze” oparte są długoletnie związki. Dobrze pamiętać, że niekiedy najwytrwalsi gracze kończą rozgrywkę na sali rozpraw.

Pary rywalizujące na forum grupy zazwyczaj nie są świadome tego, o co rywalizują, bo zawsze rywalizuje się o coś. To może być pozycja w grupie, władza, potrzeba odreagowania wcześniejszych krzywd, przestrzeń. Antidotum wyrafinowani gracze znajdą na terapii albo na treningach czy warsztatach pogłębiających świadomość. Na początek dobre jest behawioralne ćwiczenie, polegające na opowiedzeniu znajomym krótkiej, wyłącznie pozytywnej historii o swoim partnerze.

My w tej historii w ogóle nie powinniśmy występować jako uczestnik zdarzeń, nie powinna ona też niczego udowadniać,i nie może to być żart z drugiej osoby.

 

4. Wymuszanie smutkiem lub złością

Nasza kultura w toku socjalizacji podzieliła nas stereotypowo, dając większe przyzwolenie na przeżywanie i wyrażanie smutku kobietom, a złości – mężczyznom. Oczywiście nie jest to reguła. Wymuszanie smutkiem, z którego korzystają również mężczyźni, to nie tylko robienie okrągłych szklanych oczu, ale również słowa („zaraz się rozpłaczę; będzie mi smutno”) i niewerbalne groźby dotyczące tego, co się stanie, gdy moje potrzeby, oczekiwania czy żądania nie zostaną spełnione. Druga strona dobrze wie, jak bardzo potrafię się smucić albo zamknąć w sobie, więc czasami woli ulec, po tym jak przeszła wcześniejszy trening.

Wymuszać można też złością: zastraszać podniesionym głosem, rzucać przedmiotami – chodzi o wszelkie zachowania będące zapowiedzią przemocy lub przemocą. Mogą to być słowa („nie wkurzaj mnie; wiesz, jak potrafię się złościć”) albo manifestacja emocji przez trzaskanie drzwiami, wyjście  z domu. Podobnie jak przy smutku ostatecznością jest użycie groźby, dwie strony będące w związku dobrze wyczuwają moment, w którym zbliżają się do granicy tego, kto wymusza. Pozornie decyduje druga strona, która dzięki temu, że ustępuje, zachowuje spokój relacji. Tak naprawdę jednak ulega ona szantażowi i za jakiś czas ponownie będzie musiała zmierzyć się z tą emocjonalną spiralą, tym bardziej że strona wymuszająca ma tendencje do przesuwania granic, oczywiście w ten sposób, by partnerka, partner mieli coraz mniej przestrzeni dla siebie.

 

Najskuteczniejszym sposobem przerwania wymuszania, najlepiej na jak najwcześniejszym etapie, jest użycie słowa „stop”. Dobrze zabezpieczyć się od strony psychologicznej (przyjaciele, terapeuci), a czasem także prawnej, zachowując świadomość, że osoba wymuszająca rzadko sięga po przemoc, ale jest do tego zdolna. Innym sposobem przerwania gry jest jej przerysowanie, czyli zabawa w lustro – pokazanie drugiej stronie, co robi, ale większymi gestami, słowami.

 

5. Kontrolowanie

Zazwyczaj przybiera formę setki niewinnych pytań. Do tego dochodzą wpatrzone oczy. Intencja jest miłosna: „Tak cię kocham, chcę wszystko wiedzieć, jak to, masz przede mną jakieś tajemnice?”. Rozsądek podpowiada, by powiedzieć już na samym początku: tak, mam i zawsze chcę mieć, by zawsze być z tobą. W parach, które od samego początku wymieniają podkoszulki i sekrety, często szybko wygasa namiętność i zaangażowanie.

Potrzeba kontrolowania wypływa zazwyczaj z obniżonego poczucia bezpieczeństwa kogoś, kto uwierzył w mit, że drugi człowiek może, a nawet powinien owo poczucie zapewnić. Wiedza o tym, z kim, kiedy, jak długo, po co, przywraca iluzję kontrolowania własnego życia i świata. Jednak bez zbudowania wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa istnieje ryzyko duszenia sobą drugiej strony.

Setny raz wyrażana obawa o bycie zdradzonym niszczy poczucie zaufania, osłabia chęć na zbliżenie, a w konsekwencji zachęca do zdradzania. Osoba kontrolująca zazwyczaj przyznała sobie w pewnym momencie prawo do drugiego człowieka, do jego słów, uczuć, myśli, być może ciała, a w końcu portfela, telefonu.

Impuls, by zadać wścibskie pytanie (jak najbardziej neutralnym i swobodnym tonem), rodzi się wewnątrz i tam powinien pozostać. Spróbuj przez najbliższe trzydzieści dni nie zadawać kontrolujących pytań, a jeśli to jest zbyt trudne, zapisuj je. Po miesiącu, na podstawie tak powstałej listy pytań, warto zadać sobie jeszcze jedno: o to, dlaczego nie da się kontrolować miłości. Chyba że chce się ją zabić.

 

6. Ciche dni

Żeby odpocząć, przemyśleć, pobyć ze sobą – oczywiście, ale do tego zazwyczaj wystarczą godziny. Ciche dni to absolutne i wrogie odcięcie się od drugiej osoby, brak umiejętności wysłuchania jej i wyrażenia własnego bólu, bo wydaje się tak ogromny i przytłaczający, że zasłania wszelkie dobre uczucia. Znowu mam sześć lat i nikt mnie nie kocha, nawet miś bez oka.

Ciche dni zazwyczaj przeżywane są przez drugą stronę jako kara. Stosujący ową  technikę oddala się, cierpi w samotności, a po pewnym czasie jest na tyle spokojny, by wrócić i rozmawiać. W tym samym czasie druga strona, która podjęła kilka prób rozmowy, smuci się, cierpi, czeka i czeka, w końcu zaczyna się złościć, wściekać. W tym momencie dochodzi do spotkania, które zazwyczaj nie jest możliwe albo zaczyna kolejny okres cichych dni. Warto rozróżnić potrzebę oddalenia, przerwania rozmowy, by zrozumieć swoje emocje, od zerwania kontaktu emocjonalnego. To są dwa odmienne stany.

Przy pierwszym obie strony, zazwyczaj z szacunkiem, dają sobie prawo do różnorodności ze zrozumieniem odmiennego tempa wyrażania, przeżywania i nazywania. W drugiej sytuacji następuje rozszarpanie relacji przez ból i paniczną potrzebę ucieczki, schowanie się jednego partnera, podczas gdy drugi cierpi, pragnie być blisko i często nie rozumie, co się stało. Terapia (być może dla par) wydaje się najprostszym rozwiązaniem w tej sytuacji.

7. Krytykowanie zamiast dzień dobry

Samo w sobie krytykowanie jest ważne i potrzebne. Ale nie powinniśmy go serwować na początku spotkania, tuż po powrocie z pracy, wakacji albo jako pierwsze słowa w słuchawce: „A co tak niemrawo mówisz? Spóźniłeś się! Co masz na sobie, takie śmieszne?”. Krytykowanie zamiast przywitania często na długie godziny zmieni jakość całego spotkania albo odbierze drugiej stronie energię i zapał. Poza tym wywołuje stres w obu stronach, u krytykującego przybiera formę wyrzutów sumienia, u skrytykowanego rodzi ostrożność i niechęć.

Jest trudniejsze od narzekania, bo wymierzone bezpośrednio w ukochaną osobę. Często nie stoi za nim negatywna intencja, przeciwnie – chęć pomocy. Masz taki nawyk? Daj sobie pięć minut od momentu rozpoczęcia spotkania, podczas których nie wyrazisz żadnej krytyki. W tym czasie możesz pomyśleć, po co spotykasz się z tą osobą i czy trzy minuty spóźnienia są ważniejsze od omówienia planów na wspólną starość…