Nowe znaleziska zmieniają bieg historii Ameryki

Kiedy europejscy kolonizatorzy dotarli do Ameryki, napotkali tam rdzenną ludność. Okazuje się, że ci lokalni mieszkańcy mogli zamieszkiwać północny kontynent przez znacznie dłuższy czas, aniżeli sugerowałyby wcześniejsze ustalenia.
Nowe znaleziska zmieniają bieg historii Ameryki

Jedną z poszlak w tej sprawie stanowią narzędzia poddane datowaniu radiowęglowemu, które wykazało, jakoby miały one ponad 18 tysięcy lat. Znaleziono je w kolebie skalnej na terenie Południowego Oregonu i nic nie wskazuje na to, by osoby korzystające ze wspomnianych przedmiotów były pierwszymi mieszkańcami tych okolic. 

Czytaj też: Niezwykłe znalezisko w polu kukurydzy. Skarb rolnika jest wart fortunę

Najważniejszymi dowodami wykorzystanymi przez archeologów są tzw. drapacze, czyli kamienne narzędzia, w tym przypadku wykorzystywane najpewniej do oddzielania tkanek miękkich od kości upolowanych zwierząt. Znalezione w warstwie osadów szczątki okazały się pochodzić sprzed 18 250 lat, natomiast skrobaki były ukryte głębiej, dlatego muszą być jeszcze starsze. To zapewnia im miano najstarszych znanych narzędzi znalezionych na terenie obu Ameryk.

Zdaniem naukowców historia pierwszych mieszkańców tych kontynentów może sięgać jeszcze odleglejszych czasów. Pojawia się więc coraz większy przeskok, wszak dotychczasowe najstarsze dowody miały około 13 000 lat. Jak daleko proponują patrzeć archeolodzy? Mówi się nawet o sięgnięciu 30 000 lat wstecz, ponad dwukrotnie dalej niż miało to miejsce do tej pory. 

To oczywiście dość śmiałe hipotezy, do których należy podchodzić z pewnym dystansem. Te mniej ryzykowne wskazują natomiast na scenariusz, w którym pierwsi mieszkańcy tych terenów dotarli na nie poruszając się wzdłuż krawędzi pokrywy lodowej na długości zachodniego wybrzeża Kanady. Miałoby to mieć miejsce między 20 000 a 16 000 lat temu. 

Ameryka mogła być celem pierwszych ludzkich migracji nawet 30 000 lat temu, choć wiele dowodów w tej sprawie prawdopodobnie przepadło wraz ze wzrostem poziomu mórz

Kluczową rolę w migracjach odgrywała zapewne Beringia, czyli pas lądu łączący Syberię z Alaską. Istniał on w okresie zlodowaceń, kiedy poziom mórz był niższy. Wydaje się, iż podróżnicy, którzy dotarli na te tereny, ruszyli na południe wzdłuż wybrzeża Pacyfiku w Ameryce Północnej. Jako że wraz z nadejściem końca okresu zlodowacenia Beringia zaczęła znikać pod wodą, to migracje do Ameryki musiały mieć miejsce wcześniej. Tylko jak wcześnie?

Granica okazuje się przesuwać, ponieważ kolejne znaleziska wskazują na znacznie wcześniejszą niż zakładaliśmy kolonizację obu Ameryk. Prawdopodobnie najbardziej intrygujące są artefakty z północno-środkowego Meksyku, gdzie udało się wydobyć kamienne narzędzia mające potencjalnie nawet 30 000 lat. Osobną kwestię stanowią rzekome ślady stóp zlokalizowane nad nieistniejącym już jeziorem Otero. Ich datowanie wskazuje raczej na okres od 23 000 do 21 000 lat.

Czytaj też: Starożytni Egipcjanie zmienili nasze postrzeganie czasu. Jak to możliwe?

O ile pojedyncze poszlaki miałyby wątpliwą wartość naukową, tak ich większa liczba, pochodząca z różnych obszarów i datowana w odmienny sposób, może być uznana za coś znacznie bardziej miarodajnego. Niestety, wiele stanowisk archeologicznych mogło bezpowrotnie przepaść, gdy poziom mórz zaczął się podnosić. I tak jak pod wodą zniknęła Beringia, tak podobny los mógł czekać liczne artefakty, które mogłyby powiedzieć nam naprawdę wiele o pierwszych mieszkańcach obu Ameryk. Może się też okazać, że grupy łączone z przekroczeniem Beringii tuż przed końcem epoki lodowcowej stanowiły drugą bądź którąś z kolei falę kolonizacji tych kontynentów. Czy kiedykolwiek poznamy faktyczną wersję wydarzeń? Pozostaje nam wierzyć w determinację i umiejętności archeologów.