Rosja wydobędzie atomowe wraki z Arktyki. Miliardy rubli w grze

W mroźnych głębinach Morza Arktycznego czai się zimnowojenne widmo. Przez dekady na dnie spoczywały radzieckie okręty podwodne z reaktorami atomowymi, które powoli stają się ekologiczną bombą zegarową. Ich konstrukcje niszczeją, a ryzyko katastrofy systematycznie rośnie. Moskwa postanowiła wreszcie zmierzyć się z tym niebezpiecznym dziedzictwem. Ujawniono konkretne plany dotyczące jednej z najbardziej skomplikowanych operacji podwodnych w historii kraju. Co kryje się za tą decyzją i czy uda się uniknąć tragedii?
...

Wielomiliardowe przedsięwzięcie ratunkowe

Rosja przeznaczyła ogromne środki na wydobycie dwóch atomowych okrętów podwodnych z czasów ZSRR. W federalnym budżecie na lata 2026-2028 zabezpieczono ponad 31 miliardów rubli (około 1,4 miliarda złotych) na ten cel. To wyraźny sygnał, że problem uznano za pilny. Finansowanie rozłożono systematycznie: 10,5 miliarda rubli w 2026 roku, 10,7 miliarda rok później i 10,6 miliarda w 2028. Co ciekawe, kwota ta znacząco przewyższa wcześniejsze szacunki – jeszcze w 2021 roku Rosatom oceniał koszt operacji na około 24,4 miliarda rubli. Wzrost wydatków o prawie 30% może świadczyć o skali wyzwań technicznych.

Czytaj też: Chiński pociąg pobił rekord prędkości. Fenomenalny wynik obiegł cały świat

Przygotowania do właściwej operacji rozpoczną się w 2026 roku, a same prace wydobywcze zaplanowano na rok 2030. To bardzo ambitny harmonogram, zwłaszcza że mowa o jednostkach znajdujących się na dnie od dziesięcioleci. Presja czasu wynika z realnych zagrożeń. Specjaliści ostrzegają, że zabezpieczenia reaktora K-27 mogą utrzymać szczelność jedynie do 2032 roku. Jeśli Rosjanie nie zdążą z operacją, konsekwencje mogą być poważne.

Tragiczne losy atomowych wraków

K-27 to eksperymentalna jednostka z lat 50., która od początku sprawiała kłopoty. Jej rewolucyjny system chłodzenia reaktorów stopionym metalem zawiódł już podczas pierwszego rejsu w 1963 roku. Awaria spowodowała uwolnienie radioaktywnych gazów do maszynowni, co doprowadziło do śmierci co najmniej dziewięciu marynarzy. Po wieloletnich, nieskutecznych próbach naprawy, okręt został ostatecznie zatopiony w 1979 roku. Radzieccy specjaliści wypełnili komponent reaktora smołą i spuścili jednostkę na dno Morza Karskiego na głębokości około 75 metrów. K-159 miał równie pechową historię. Przez cały okres służby borykał się z wyciekami promieniowania i wymagał ciągłych napraw. Po wycofaniu w 1989 roku przez lata rdzewiał w porcie. Tragedia wydarzyła się w 2003 roku podczas holowania do stoczni: osłabiony korozją kadłub zatonął na Morzu Barentsa, zabierając ze sobą życie dziewięciu rosyjskich żołnierzy i 800 kilogramów paliwa jądrowego.

Czytaj też: Nowa taktyka Rosjan jeży włos na karku. Chaos i niepewność, które zniszczą najpotężniejsze czołgi

Według ekspertów z norweskiej Fundacji Bellona, oba wraki zawierają łącznie około miliona kiurów promieniowania. To mniej więcej jedna czwarta tego, co uwolniło się podczas pierwszego miesiąca katastrofy w Fukushimie. Szczególnie niepokojący jest stan K-27. Jednostka spoczywa w stosunkowo płytkiej wodzie, gdzie jest narażona na działanie silnych prądów morskich i pływów. W każdej chwili może dojść do uszkodzenia konstrukcji i niekontrolowanej reakcji łańcuchowej w wysoko wzbogaconym paliwie.

Geopolityczne komplikacje

Operacja wydobycia okrętów to nie lada wyzwanie techniczne. Rosjanie mogą mieć problem ze zdobyciem niezbędnego sprzętu i know-how, zwłaszcza że zachodnie sankcje ograniczają dostęp do specjalistycznych technologii. W 2002 roku podobną operację przeprowadzili Holendrzy, którzy podnieśli wrak Kurska. Dziś taka współpraca wydaje się mało realna. Moskwa będzie prawdopodobnie zmuszona działać własnymi siłami, co zwiększa ryzyko niepowodzenia. Próba wydobycia K-27 i K-159 to nie tylko operacja techniczna, lecz również symboliczne zmierzenie się z nuklearnym dziedzictwem Związku Radzieckiego. Sukces projektu ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa ekologicznego Arktyki, regionu o strategicznym znaczeniu dla globalnego klimatu. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem rosyjskie władze dotrzymają słowa i uda się uniknąć katastrofy, która mogłaby mieć dalekosiężne konsekwencje dla całej okolicy.