Końcówka lat 60. ubiegłego wieku była okresem wielkich przemian, zarówno na geopolitycznej mapie świata, jak i w społeczeństwach całego globu. Z jednej strony był to czas, w którym człowiek po raz pierwszy postawił stopę na Księżycu, z drugiej jednak w najlepsze trwała zimna wojna, a w Wietnamie ginęły kolejne tysiące żołnierzy i cywili. Nic więc dziwnego, że utworzył się grunt podatny na zmiany. I okno umożliwiające odmienne spojrzenie na rzeczywistość. Nieprzypadkowo to właśnie w 1969 roku miał miejsce jeden z najbardziej ikonicznych młodzieżowych zrywów, czyli słynny Festiwal w Woodstocku. Peace, Love and Happiness, skandowali jego uczestnicy, nazywani przez niektórych dziećmi kwiatami. Zamiast religii, wojen i materializmu, młodzi ludzie zamierzali propagować własne wartości.
Mirra Alfassa i Śri Aurobindo, czyli jak wykiełkował pomysł założenia Auroville
Po drugiej stronie globu tego typu idee także miały rosnącą liczbę zwolenników. W otrząsających się z brytyjskiego i francuskiego kolonializmu Indiach pojawił się zalążek nowego, teoretycznie lepszego świata. Stworzyć chciała go Mirra Alfassa, urodzona w Paryżu kobieta wywodzącą się z żydowskiej rodziny. Jej życie było wypełnione duchowością, ale i częstymi zmianami miejsca zamieszkania. Francja, Japonia, Indie to kraje, w których spędziła długie lata. W czasie swoich wypraw Alfassa spotkała Śri Aurobindo, pochodzącego właśnie z Indii filozofa, zwolennika medytacji i spirytualizmu. Wspólnie, w 1926 roku, założyli oni Sri Aurobindo Ashram, czyli pustelnię. Ponad czterdzieści lat później Mirra Alfassa, nazywana przez otoczenie Matką, oficjalnie otworzyła miasto znane obecnie jako Auroville.
„Ludzkość nie jest ostatnim etapem ziemskiego stworzenia. Ewolucja ciągle trwa, pojawi się coś lepszego od człowieka. Każdy z nas sam decyduje, czy chce uczestniczyć w przygodzie nowego gatunku” – brzmiał jeden z cytatów. Śri Aurobindo, zmarły osiemnaście lat przed powstaniem Auroville, był zwolennikiem teorii, w myśl której człowiek jako pierwszy w historii posiadł narzędzia umożliwiające przyspieszenie ewolucji i pojawienie się nowego gatunku. To właśnie Śri Aurobindo i jego idee miały stanowić podstawę funkcjonowania Auroville.
Zostało ono założone zaledwie kilkanaście kilometrów od Pondicherry, położonego na południowo-wschodnim wybrzeżu Indii. Planami zabudowy zajął się francuski architekt Roger Anger, który zaprojektował miasto tak, by na obszarze o powierzchni około 20 kilometrów kwadratowych mogło zamieszkać aż 50 tysięcy ludzi. Plany były ambitne, bo zakładały budowę domów, szkół, zakładów usługowych, bibliotek, fabryk, stacji kolejowej a nawet lotniska. Pod tym względem, choć nowoczesne, Auroville mogłoby się wydawać inspirowane miejscem, w którym Alfasa się wychowała – Paryżem. Aspekt duchowy był natomiast najważniejszy. Zamiast religii każdy miał stanowić życiowy drogowskaz dla samego siebie. Na miejscu miało nie być również pieniędzy, więzień ani nazwisk. Brzmi jak utopia, czyż nie? 54 lata po założeniu Auroville i 49 lat po śmierci Mirry Alfassy, możemy ocenić jak udał się ten eksperyment.
Obecnie na terenie miasta na stałe przebywa około 3300 osób
Zacznijmy od tego, jak wygląda struktura ludnościowa miasta. Dokumentacja z grudnia ubiegłego roku, najaktualniejsza, jaką udało mi się znaleźć, sugeruje, że na miejscu żyje na stałe 3305 osób. 2638 przedstawicieli tego grona to dorośli – w Auroville mieszka 1318 dorosłych kobiet i 1320 dorosłych mężczyzn. I choć w wykazie ludnościowym możemy znaleźć informacje o tym, że łącznie jest tam aż 60 różnych narodowości, to niemal połowę mieszkańców stanowią Hindusi. Na kolejnych miejscach listy znajdziemy też Francuzów, Niemców, Włochów, Amerykanów, Holendrów czy Rosjan. Uprzedzając pytanie: tak, w Auroville mamy też swojego przedstawiciela. 3305 osób to jednak znacznie mniej niż zakładane 50 tysięcy, które według Matki miały tworzyć to niezwykłe miejsce. Tym bardziej, że w grę wchodziło nawet zakładanie kolejnych miast, gdyby już udało się dobić do magicznej granicy 50 000 mieszkańców.
Z rozmów z osobami, które odwiedziły Auroville, a także z materiałów dostępnych w sieci, da się wywnioskować, iż niedobór mieszkańców – o ile można tak to określić – jest zauważalny. Auroville zdecydowanie zostało rozplanowane z założeniem pomieszczenia od kilku do kilkunastu razy większej liczby ludzi niż ma to miejsce w rzeczywistości. Brutalna weryfikacja ambitnych założeń czy sukces przedsięwzięcia skazywanego przez wielu na porażkę? Ani jedno ani drugie. Faktem jest bowiem, że projekt nie zyskał sławy, jakiej oczekiwali jego projektanci. Ale ponad pół wieku później, w 2022 roku, Auroville ma największą w swojej historii liczbę mieszkańców. Ta, z roku na rok (z kilkoma wyjątkami) rośnie i nic nie wskazuje na nadchodzący upadek. Pojawia się jednak pytanie: na ile jest to idea, którą chcieli krzewić Mirra Alfassa i Śri Aurobindo?
Nie da się ukryć, że Auroville stanowi w dużej mierze ciekawostkę turystyczną. Wbrew pozorom nie jest to również miejsce, w którym możemy zacząć żyć z dnia na dzień, nie martwiąc się o nic. Matka od początku wskazywała na konieczność pracy, jaką miał wykonywać każdy z mieszkańców. W praktyce otrzymanie możliwości długotrwałego pobytu jest związane z odbyciem rocznego wolontariatu na rzecz miasta. Jest to więc opcja zarezerwowana dla osób, które mają zasoby finansowe pozwalające na 12-miesięczne przeżycie bez otrzymywania jakiegokolwiek wynagrodzenia. Oczywiście nie oznacza to, iż do odwiedzenia tego miejsca potrzeba rocznego urlopu i sporych oszczędności. Auroville ma bowiem dwie twarze: turystyczną i codzienną, zarezerwowaną dla mieszkańców.
Ta pierwsza nie jest żadną tajemnicą, tym bardziej, że informacje na temat funkcjonowania miasta i oferowanych przez nie usług można znaleźć na oficjalnej stronie. Płatności są przyjmowane w rupiach indyjskich, za które na miejscu można między innymi opłacić nocleg, zjeść posiłek, wypożyczyć rower, a nawet otrzymać masaż. Jakie są przykładowe ceny? Za obiad na tamtejszej stołówce turysta musi zapłacić w przeliczeniu około 13-15 złotych, całodobowe wypożyczenie roweru wiąże się z wydatkiem około 3,5 złotego. Podobna cena dotyczy przejazdu autobusem do pobliskiego miasta, Pondicherry. Ceny noclegów są natomiast bardzo zróżnicowane i zależne od standardu, jakiego oczekują turyści. Warunki panujące na miejscu są dość ascetyczne, ale jest tam dostęp do internetu oraz elektryczności. Pod tym względem Auroville jest zaskakująco nowoczesnym miastem – co w zasadzie nie powinno dziwić, jeśli przypomnimy sobie o planach Matki, która brała pod uwagę budowę lotniska i zaawansowanej infrastruktury.
Miasto bez pieniędzy? To nieprawda
Mając w pamięci tytuł tego tekstu można stwierdzić, że – kolokwialnie mówiąc – coś tu nie gra. Miało być miasto bez pieniędzy, podczas gdy te są w Auroville jak najbardziej obecne. Mirra Alfassa wcale nie była zagorzałą przeciwniczką pieniądza. Uznawała go jednak za środek, a nie cel sam w sobie. W związku z tym akceptacja dla fizycznej waluty panowała nawet za życia Matki. To właśnie dzięki pieniądzom udało się zbudować miasto oraz dostarczać do niego potrzebne zasoby i żywność. Założenie było więc następujące: pieniądze potrzebne do wymiany między Auroville a światem zewnętrznym będą akceptowane. Początkowo mieszkańcy pracowali na rzecz miasta, a w zamian otrzymywali nie wynagrodzenie, lecz opiekę. Nocleg, wyżywienie, kosmetyki, raz na jakiś czas także ubrania. Z czasem zaczęli otrzymywać niewielkie wypłaty, które były przeznaczone dla nieposiadających jakichkolwiek oszczędności. W ten sposób zyskiwali fundusze, dzięki którym mogli samodzielnie zakupić jedzenie bądź potrzebny sprzęt. Jak opisuje Katarzyna Boni w swojej książce pt. Auroville. Miasto z marzeń finansami Auroville zarządzała Matka. To do niej należały decyzje o przyznaniu pieniędzy potrzebnych na przykład na otwarcie warsztatu rowerowego. Jeśli wniosek mieszkańca został rozpatrzony pozytywnie, otrzymywał on fundusze na zakup materiałów.
Obecnie niektórzy aurovillianie również dostają niewielką ilość pieniędzy za swoją pracę. Tamtejszy system nadal opiera się na działaniu na rzecz społeczności, a nie dążeniu do bogactwa. Miasto jest częściowo samowystarczalne, zarówno pod względem produkcji owoców oraz warzyw jak i dostępu do energii elektrycznej. Bez zakupów żywności dokonywanych poza granicami Auroville nie udałoby się jednak przetrwać. Mieszkańcy posiadają własną stołówkę, z której nie mogą korzystać turyści. Ci ostatni mają natomiast wstęp do Świątyni Matki, czyli charakterystycznego punktu na mapie miasta. Kulista budowla o złotym kolorze przywodzi na myśl struktury stworzone przez pozaziemską cywilizację. Albo gigantycznych rozmiarów piłkę golfową. Przez miejscowych nazywana Matrimandir, świątynia zawiera salę przeznaczoną do medytacji. Wstęp do środka jest dla osób z zewnątrz możliwy wyłącznie po wcześniejszym zapisaniu się. Wewnątrz nie można nagrywać filmów, ani robić zdjęć. Budowa Matrimandiru zajęła 37 lat, w czasie których ułożono 1415 dysków pokrytych łącznie dwudziestoma kilogramami złota. Brzmi to zaskakująco bogato jak na miejsce, w którym nie dąży się do luksusu.
Jeśli chodzi o organizację pracy na miejscu, to K. Boni opisała podział, jaki panuje wśród mieszkańców. Każdy ma przydzieloną rolę, tak, aby wzajemnie się dopełniać. W efekcie można tam spotkać osoby zajmujące się przygotowywaniem posiłków, sprzątające po nich, odpowiadające za czyszczenie paneli słonecznych (to właśnie one dostarczają Auroville elektryczności), transportuję wodę, sprawujące opiekę nad zwierzętami bądź zajmujące się dziećmi czy sadzeniem drzew. Na miejscu produkuje się również ozdoby i kadzidła, ze sprzedaży których miasto pozyskuje fundusze kluczowe dla utrzymania. Poza tym funkcjonują tam lokale usługowe, na przykład kawiarnie. To właśnie turystyka wydaje się jedną z podstaw finansowania miasta. Nie można też pomijać wsparcia ze strony indyjskich władz, które przekazują każdego roku 200 tysięcy dolarów. Nie ma jednak oficjalnych danych, które wskazywałyby, ile pieniędzy zarabia Auroville, ani na co dokładnie są one wydawane.
Wielkie idee i wiele kontrowersji
Z zewnątrz miasto może przywodzić na myśl coś w rodzaju sekty. Charyzmatyczni założyciele, kult, jakim jest otaczana Matka (warto jednak podkreślić, że sama Alfassa za prawdziwą Matkę uważała byt znacznie ważniejszy od siebie) czy wreszcie częściowa rezygnacja z pieniędzy i religii. Wszystko to wydaje się dość tajemnicze, wręcz kojarzące się z horrorem rodem z Hollywood. Osoby odwiedzające Auroville przyznają, że panująca tam atmosfera jest, nazwijmy to, niecodzienna. Kontrowersyjne są też doniesienia o popełnianych na miejscu przestępstwach. Niepotwierdzone pogłoski mówią między innymi o kradzieżach i przypadkach gwałtów, a nawet molestowania dzieci. W mieście, w którym oficjalnie nie ma sędziów ani więzień tego typu wydarzenia mogą być celowo ukrywane. Wiadomo, iż w 2010 roku doszło tam do brutalnego morderstwa, choć były w nie zamieszane osoby z sąsiedniej wioski.
Zakaz spożywania alkoholu jest traktowany z przymrużeniem oka, co nie jest oczywiście zbrodnią, ale pokazuje, że nie wszystko w Auroville funkcjonuje tak, jak życzyłaby sobie tego założycielka. Wiele kontrowersji budzi przede wszystkim niejasne gospodarowanie pieniędzmi. Z drugiej strony, założone w 1968 roku miasto to fenomen, który zasługuje na uwagę. Sceptycy prawdopodobnie nigdy tam nie trafią, a osoby ciekawe świata mogą bezproblemowo i na własnej skórze przekonać się, jak naprawdę wygląda Auroville. Z pewnością nie jest to miejsce idealne, ale odmienne – już jak najbardziej. Osoby, które się tam wychowały niejednokrotnie wracają do swojej małej ojczyzny, szczególnie po zderzeniu z wizją świata, w którym pogoń za pieniądzem i sukcesem odgrywają jedną z ważniejszych ról. Gdybym jednak miał określić, jakie opinie dominują w kontekście Auroville, to prawdopodobnie byłyby to wypowiedzi w stylu „Interesująca ciekawostka. Sporo emerytów, spokojne tempo życia, niecodzienna atmosfera”. I chyba w taki sposób najtrafniej można opisać to miejsce. Jedni znajdą tam sens swojej egzystencji, innych odrzuci nieco ascetyczny sposób funkcjonowania, a będą też i tacy, dla których Auroville pozostanie punktem do odwiedzenia i odhaczenia na swojej podróżniczej liście.