Będzie fala samobójstw po koronawirusie? „Dopiero odczujemy długoterminowe skutki pandemii”

Psychologowie obawiają się, że po jednej epidemii czeka nas druga – związana z kryzysem zdrowia psychicznego.

Wydaje się, że nie ma ucieczki przed koronawirusem. Dystans społeczny i inne ograniczenia stały się naszą nową codziennością.  Od kilku miesięcy nieustannie zalewają nas wiadomości o ogromnej liczbie ofiar śmiertelnych i wszechobecnych zagrożeniach. Nie pozostaje to bez wpływu na nasze zdrowie psychiczne, a o długoterminowych konsekwencjach tych nieoczekiwanych zmian psychologowie mówią coraz głośniej. Czy w obecnej sytuacji jesteśmy bardziej narażeni na wzrost liczby samobójstw?

„Niestety konsekwencje pandemii możemy odczuwać w długoterminowej perspektywie, szczególnie jeśli chodzi o zwiększone ryzyko samobójstw” – przypuszcza psycholog dr Romeo Vitelli, na łamach „Psychology Today”.

I choć próby odebrania sobie życia związane z pandemią były już notowane w wielu krajach, to niknęły one  w szumie informacji o kolejnych ofiarach COVID-19. We Włoszech pierwsze samobójstwo związane z pandemią stwierdzono w marcu: pacjent cierpiący na zapalenie oskrzeli w czasie oczekiwania na wyniki testu na obecność koronawirusa wyskoczył ze szpitalnego okna. Od tamtej pory liczba prób samobójczych rośnie, przede wszystkim wśród pracowników służby zdrowia, osób czekających na diagnozę oraz tych, którzy w związku z pandemią stracili źródło dochodu.

Choć problem występuje na całym świecie, szczególnie dotknął obywateli Stanów Zjednoczonych (to jednocześnie kraj z największą liczbą zgonów spowodowanych koronawirusem). Jak wynika ze statystyk Centers for Disease Control and Prevention samobójstwo jest tam 10. najczęstszą przyczyną śmierci. W latach 1999-2018 zanotowano 35-procentowy wzrost tego typu przypadków, a jak wynika z artykułu „Suicide Mortality and Coronavirus Disease 2019 — A Perfect Storm?” opublikowanego niedawno w czasopiśmie „Journal of the American Medical Association” – prawdopodobnie dopiero  czeka nas ponura fala.

Autorzy artykułu sugerują, że bezprecedensowy kryzys związany z koronawirusem  będzie zbierał żniwo w nadchodzących miesiącach, a nawet latach. Analiza przeprowadzona przez zespół specjalistów ds. zdrowia psychicznego pod kierownictwem Marka A. Reggera z University of Washington, bierze pod uwagę wiele czynników – ekonomicznych, psychospołecznych i zdrowotnych – które mogą przyczynić się do wzrostu liczby samobójstw.

 

Kryzys ekonomiczny i związany z nim stres

Utrata pracy, gwałtowne spadki na giełdach , bankructwo – wszystkie zjawiska związane z nagłą destabilizacją finansową przyczynią się do pogorszenia stanu psychicznego, a w konsekwencji mogą przełożyć się na ponure statystyki.

Izolacja społeczna i brak kontaktów

Dla wielu osób żyjących w pojedynkę izolacja oznacza odcięcie głównych źródeł kontaktów  społecznych, takich jak wspólnoty religijne, grupy wsparcia, grupy zainteresowań itp. Pozbawieni kojących relacji stajemy się bardziej obciążeni emocjonalne, gorzej radzimy sobie ze stresem i odczuwamy jego dodatkową dawkę związaną z osamotnieniem.

Ograniczenia w dostępie do pomocy psychicznej

Placówki świadczące usługi w zakresie zdrowia psychicznego nie mają tego samego priorytetu, co inne ośrodki. W rezultacie osoby zmagające się z problemami natury psychologicznej zostały w wielu przypadkach pozbawione opieki. Chociaż działają infolinie i usługi w ramach telemedycyny, czas oczekiwania jest znacznie dłuższy niż zwykle ze względu na zwiększony popyt. Oznacza to, że ludzie mierzący się z myślami samobójczymi, często nie mają się do kogo zwrócić. Dotyczy to również pracowników służby zdrowia, którzy znaleźli się na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem.

Inne problemy zdrowotne

Również osoby zmagające się z przewlekłymi chorobami, mierzą się z ograniczonym dostępem do specjalistów. Oznacza to m.in. odwołane zabiegi i operacje, wydłużony czas oczekiwania na konsultację, konieczność radzenia sobie z objawami, takimi jak choćby chroniczny ból neuropatyczny. Wiele osób z przewlekłymi problemami zdrowotnymi jest podatnych na myśli samobójcze, a frustracja i bezradność związane z nową sytuacją mogą tylko pogorszyć ich zdolności adaptacyjne.

Wpływ mediów i nadmiar informacji

Od momentu wybuchu epidemii jesteśmy bombardowani informacjami na temat COVID 19. Kolejne ofiary, nowe obostrzenia…  Chyba każdy tego doświadczył – przeciążenia, przytłoczenia i przygnębienia z powodu napływających zewsząd złych wieści. Jak czytamy na stronie Psychology Today rosnące poczucie braku bezpieczeństwa przekłada się na wzrost sprzedaży broni palnej w Stanach Zjednoczonych. Jak pokazują badania, dostęp do broni palnej jest jednym z czynników ryzyka popełnienia samobójstwa. Naukowcy spodziewają się, że wraz ze wzrostem sprzedaży broni wzrośnie liczba przypadków targnięcia się na własne życie.

Do tego dochodzą tragedie rodzinne, czy doświadczenie żałoby związane ze stratą osób chorych na  koronawirusa.

 

Czy możemy temu zapobiec?

Naukowcy sięgnęli do wcześniejszych doświadczeń związanych z nagłym i poważnych kryzysem, takich jak epidemia SARS w 2003 r. w Hongkongu czy katastrofa nuklearna w Fukushimie. Analizowane wydarzenia przyniosły w kolejnych miesiącach wzrost liczby samobójstw. Zwłaszcza w przypadku epidemii SARS dało się zauważyć falę prób samobójczych wśród osób starszych lub przewlekle chorych, które bały się, że staną się obciążeniem dla swoich rodzin. (Podobne tendencje są obserwowane u wielu pacjentów z COVID-19).

Znalezienie skutecznych środków zapobiegawczych nie wydaje się łatwe, tym bardziej że epidemia koronawirusa nadal trwa. Z pewnością warto zacząć od edukacji publicznej, by ludzie w kryzysie mieli świadomość, z jakich zasobów mogą skorzystać – takich jak np. bezpłatna zdalna pomoc psychologiczna.

Badania dotyczące wcześniejszych kryzysów nie są wyłącznie pesymistyczne. Po ataku terrorystycznym na World Trade Center  11 września 2001 roku ze względu na ogromne wsparcie jakie okazali sobie ludzie dotknięci tragedią, w ogólnym rozrachunku zanotowano spadek samobójczych statystyk. Mimo wielu pandemicznych zmartwień, ostatnich zamieszek na tle rasowym, wciąż mamy przestrzeń na współpracę, współczucie i wzajemne wsparcie.  Czy to wystarczy?