Chiny wskrzesiły radziecką legendę. Czas na Potwora z Morza Żółtego

Echa zimnowojennych innowacji powracają w zaskakującej i pełnej tajemnic formie. Właśnie opublikowane zdjęcia sugerują, że Chiny mogą wskrzeszać jedno z najbardziej ambitnych i niekonwencjonalnych radzieckich dzieł. Był Kaspijski Potwór, więc nadszedł czas na Potwora z Morza Żółtego.
Chiny wskrzesiły radziecką legendę. Czas na Potwora z Morza Żółtego

Potwór Zimnej Wojny odrodzony? Chiny zbudowały nową tajną maszynę

Oficjalnie na temat tej maszyny w wykonaniu Chin nie wiemy nic a nic. W rzeczywistości jedyne, co aktualnie mamy, to niespecjalne wyraźne zdjęcie, które przedstawia nowe dzieło Chińczyków na północno-wschodnim wybrzeżu kraju, a dokładniej mówiąc tuż przy Zatoce Morza Żółtego. Dzieło to jest jednak na tyle charakterystyczne, że bardzo łatwo dostrzec w nim słynnego radzieckiego Potwora z Morza Kaspijskiego, który w czasach Zimnej Wojny był uważany za niecodzienny, ale groźny eksperyment wojskowy. Nowa konstrukcja, choć równie osobliwa, może łączyć szybkość, efektywność i trudny do wykrycia charakter, a więc cechy, które tradycyjnym jednostkom nawodnym trudno osiągnąć.

Czytaj też: FULGUR lepszy od Stingera? Włosi zdominują przestworza nowym europejskim MANPADS

Ta nowa maszyna w rękach Chin jest niczym innym, jak ekranoplanem, czyli samolotem typu WIG, który działa na zasadzie efektu przypowierzchniowego. Oznacza to, że porusza się on tuż nad powierzchnią wody, wykorzystując zjawiska aerodynamiczne dla zwiększenia efektywności. Chociaż szczegóły tego dzieła Chińczyków nadal pozostają niejasne, to samo pojawienie się takiej maszyny może oznaczać istotną zmianę w strategii morskiej i lotniczej Chin. Najpewniej bowiem wznieca zainteresowanie technologią, którą niegdyś uznano za niepraktyczną i w którą ostatnio oficjalnie zainwestowali Amerykanie.

Czytaj też: Czy oni oszaleli? Robią rowery od przeszło stu lat, a teraz sprzedają e-bike z subskrypcją

Musimy pamiętać, że ekranoplany mają już wiele dekad na karku, ale z perspektywy konfliktów nigdy nie istniały. Pierwsze ekranoplany powstały w ZSRR, a najbardziej znaną i rozwiniętą konstrukcją był ekranoplan klasy Łuń, czyli gigant zaprojektowany do błyskawicznego desantu, walki przeciwokrętowej i przerzutu wojsk. Maszyna ta mogła osiągać prędkość nawet 500 km/h, wyprzedzając możliwości większości okrętów. Uzbrojona w pociski przeciwokrętowe SS-N-22 Sunburn, stanowiła realne zagrożenie na wodach przybrzeżnych. Więcej na ten temat możecie przeczytać w artykule dedykowanym właśnie ekranoplanom.

Chińska wersja, choć zbliżona wizualnie, prawdopodobnie wykorzystuje nowoczesne materiały kompozytowe, zaawansowaną aerodynamikę oraz być może napęd hybrydowy. Innymi słowy, różni się od sowieckich wynalazków w zakresie zaawansowania, a to akurat coś, co może nadać ekranoplanom znacznie większy sens wojskowy. Kompozyty przykładowo nie tylko redukują masę, ale także obniżają wykrywalność radarową, co z kolei poprawia osiągi i zwiększa zdolności skrytego działania. 

Liberty Lifter – wizualizacja /Fot. Aurora Flight Sciences

Czytaj też: Będzie niczym anioł na polu bitwy. Polska wzmocni wojsko wozem do ratowania życia

Z militarnego punktu widzenia, ekranoplany mogą okazać się niezwykle przydatne w operacjach takich jak szybki transport zaopatrzenia, misje ratunkowe czy wykrywanie okrętów podwodnych w płytkich wodach przybrzeżnych. Geopolitycznie, mogą wzmocnić chińską obecność w spornych rejonach, takich jak Morze Południowochińskie, umożliwiając państwu wykonywanie szybkich misji oraz trudnych do wykrycia ruchów strategicznych. Wątpliwości jednak ciągle spozierają na takie sprzęty znad horyzontu, bo ekranoplany historycznie zmagały się z problemami operacyjnymi w trudnych warunkach pogodowych i przy silnym wzburzeniu morza. Ciągle nie wiemy, czy dzisiejsza technologia naprawdę pokonała te ograniczenia, czy może mamy tutaj do czynienia ot z kolejnym drogim, lecz niepraktycznym eksperymentem z czasów Zimnej Wojny, którego wad nie da się rozwiązać nawet dziś. Kwestie ekonomiczne również budzą pytania, bo sama budowa tak zaawansowanych maszyn wiąże się z wysokimi kosztami, ale nie ma co wróżyć z fusów – czas pokaże, czy ostatecznie chiński Potwór z Morza Żółtego będzie czymś, co wprowadzi Chiny w nową erę prowadzenia wojny na morzach i brzegach.