Cicha wojna. Gdy Rosjanie grabili wioski, postawić musieli im się zwykli ludzie

Po I rozbiorze Polski pogranicze z Rosją wrzało. Rosyjscy sołdaci porywali ludzi i grabili wioski. W końcu postawili im się polscy żołnierze i zwykli obywatele
Cicha wojna. Gdy Rosjanie grabili wioski, postawić musieli im się zwykli ludzie

Spacyfikowanie konfederacji barskiej oraz podział Rzeczypospolitej dokonany pod dyktando Petersburga utrwaliły rosyjskie wpływy nad Wisłą. Taki stan rzeczy zaakceptowały pozostałe mocarstwa rozbiorowe – Prusy i Austria. Nie oznaczało to jednak całkowitego podporządkowania kraju. W społeczeństwie narastał bunt, a na pograniczu nieustannie trwały utarczki między polskim a rosyjskim wojskiem. Przyczyną była samowola carskich żołnierzy.

WŁOSY DLA MOSKALA

Najpierw Rzeczpospolita  musiała nie tylko znosić, ale i utrzymywać „przyjacielskie” wojska carycy Katarzyny II. Te zaś często zachowywały się jak w podbitym kraju. Normą było ściąganie od mieszkańców prowiantu i furaży bez zapłaty. Nasilało się to szczególnie przed wymarszami wojsk opuszczających nasz kraj, jak też przemarszami carskich oddziałów wracających przez wschodnio-południowe województwa Rzeczypospolitej po wojnie rosyjsko-tureckiej (1768–1774). Skalę tego zjawiska pokazują żądania Rosjan, np. w powiecie latyczewskim, gdzie nakazano mieszkańcom  dostarczyć 3 tys. wozów drzewa, czy w województwie wołyńskim – 9 tys. (na jednym wozie, mieściło się nawet kilkaset kilogramów – przyp. red.).  „Ta zbyteczna wielość nie miałaby wiary, gdyby nie była dowiedziona ordynansami komendantów” – pisano w nocie protestacyjnej skierowanej do ambasadora rosyjskiego Ottona Stackelberga.

Wśród Rosjan szczególnie „wsławił się” pułk siewierski dowodzony przez płk. Piotra Łunina. Maszerując m.in. przez województwo trockie, co kilka kilometrów zarządzał dwu-,trzydniowy postój. Mieszkańcy nie tylko musieli mu dostarczać niezliczone ilości prowiantu w wozach zaprzężonych w woły, które wojsko następnie rekwirowało. Rosjanie wzięli też na cel miejscowe kobiety, którym… obcinali włosy! Był to wówczas materiał bardzo „chodliwy”, wykorzystywany do wyrobu peruk.

Nie obyło się także bez fizycznych napaści i zabójstw. Po śmiertelnym pobiciu przez Rosjan wiceregenta grodzkiego z Troków Tadeusza Godlewskiego (oraz wyrzuceniu sędziów i akt właśnie odbywających się sądów ziemskich) obywatele zaczęli szukać sprawiedliwości u króla. Ostatecznie wojsko rosyjskie, po długich staraniach Stanisława Augusta, opuściło granice naszego kraju w 1780 r.

Przynajmniej oficjalnie. Bo pod pozorem chwytania rosyjskich dezerterów w 1783 r. na południowo-wschodnie tereny Rzeczypospolitej wkroczył rosyjski pułk woroneski pod dowództwem Józefa Sołłohuba.

WIECZNE USTĘPSTWA

Na rozkaz pułkownika uprowadzono setki poddanych Rzeczypospolitej, którymi Rosja zamierzała zasiedlać nowo zdobyte ziemie po wojnie z Turcją. A czyniono to tak bezkarnie, że w pewnym momencie Sołłohub zażądał od wojewody ruskiego Szczęsnego Potockiego, aby żołnierzom polskim stacjonującym w Szarogrodzie (na Podolu) „kazać ustąpić, gdyż cieśni [ogranicza] tam kwatery dla żołnierzy moich”. Narzekał też na kłopoty w zdobywaniu furażu i na problemy z chwytaniem „zbiegów rosyjskich”. Kilkakrotnie groził przy tym interwencją u faworyta Katarzyny II księcia Grigorija Potiomkina.

Mógł sobie pozwolić na taką arogancję z powodu dość biernej postawy polskich władz. Szczęsny Potocki – który obawiał się o swe rozległe dobra i w tym czasie zabiegał o dobre stosunki z Rosją – wykazał się uległością: wyraził zgodę na wycofanie polskich żołnierzy oraz wydał Rosjanom dezerterów. Stwierdził nawet, że to faktycznie nasze wojska są winne „nieukontentowania” carskich, bo utrudniały im choćby „bezpłatne żywienie”!

Rosjanie szarogęsili się wzdłuż całej granicy. Zaś wszelkie polskie skargi i noty protestacyjne przedkładane Stackelbergowi spotykały się z wymijającymi odpowiedziami. W takiej sytuacji wojska Rzeczypospolitej stacjonujące w południowo-wschodnich województwach zaczęły same – nawet wbrew rozkazom dowództwa – stawiać opór.

BIĆ HUZARÓW!

Już latem 1777 r. generał major Malczewski raportował dowódcy dywizji ukraińskiej Józefowi Stempkowskiemu o następującym incydencie. Oto pojawili się carscy huzarzy i zaczęli porywać żniwiarzy z pól. Polskiemu oficerowi, który chciał ich powstrzymać, ma-jor rosyjski odparł, że wypełnia tylko otrzymane rozkazy. Polak wrócił więc do swoich żołnierzy i nakazał im ruszyć w stronę pól, aby uniemożliwić Rosjanom dalszą samowolę. Wtedy huzarzy otworzyli ogień, trafiając kilku polskich żołnierzy. Odważny oficer nie wystraszył się jednak, lecz poczekał na moment, gdy Rosjanie nabijali broń, i wydał rozkaz do ataku na szable. Akcja zakończyła się sukcesem, bo oficer „widział czternastu huzarów zrzuconych z koni”.

Także latem 1777 r. wicebrygadier Drohojewski raportował, że Moskale znowu pojawili się na polskich terenach i zaczęli „skoszone i ułożone w stogi zabierać, kosiarzów spędzać, bić, kaleczyć”. Napadali, palili, dokonywali rekwizycji, grabili. Polacy ściągnęli więc kilkudziesięciu kawalerzystów. W okolicach wsi Birek doszło do starcia. Choć Rosja-nie postawili zagrody w ogniu, polska jazda zwyciężyła. „Z tamtej zaś strony co by zginęło dokładnie nie wiem, to tylko od ludzi, którzy byli noclegując w polu mam wiadomość, że konie huzarów dały się widzieć po polach bez ludzi biegające” – pisał Drohojewski. Jak zaznaczył, Rosjanie mimo porażki „więcej słobód palić odgrażają się”.

Lecz to Polacy najczęściej byli stroną zwycięską w starciach. Choć Rosjanie mieli wojsko zaprawione w bojach po niedawno zakończonej wojnie rosyjsko-tureckiej, polscy żołnierze nadrabiali brak doświadczenia odwagą i determinacją [patrz ramka poniżej].

NAPAD CZY UWOLNIENIE?

W czerwcu 1780 r. niewielki oddział wojska koronnego dowodzony przez chorążego Borkowskiego natknął się na oddział rosyjskich wojsk uprowadzający liczącą ponad 100 osób grupę obywateli Rzeczypospolitej. Energiczny chorąży wydał rozkaz ataku i żołnierze ruszyli do szarży, nie pozwalając rosyjskim piechurom uformować obrony. Po krótkiej walce, z niewielkimi stratami własnymi, Polacy wzięli do niewoli wszystkich Rosjan wraz z dowodzącym jegrami podporucznikiem. Sam Borkowski tak to przedstawiał: „Nie dając się skupić piechocie natarli komenderowani z pałaszami, w tej utarczce raniono 3 konie, pokłuto szeregowego, ale nawzajem i jegrów 9 poraniono, którzy w Stawiszczach zostawieni, zdrowych zaś 20 i podporucznika tu aż do Białej Cerkwi przyprowadzono”.

Strona rosyjska przedstawiała później to wydarzenie jako „napad” kilkusetosobowego [!] oddziału polskiego na spokojnych Rosjan. Polskie wojska działały tymczasem w kilkunasto- lub kilkudziesięcioosobowych oddziałach, bo nieliczne siły nie były w stanie szczelnie chronić długiej granicy.

Za to Rosjanie nie przebierali w środkach. Gdy w Czarnobylu polscy żołnierze dowodzeni przez porucznika Zarzyckiego przeszkodzili rosyjskim grabieżom, rozzłoszczony zwierzchnik rosyjskiego oddziału przeprawił się przez Prypeć i wkroczył na polskie terytorium z ponad 250 żołnierzami piechoty i jazdy oraz dwiema armatami! Z tymi siłami zaatakował przebywający wciąż w Czarnobylu polski oddział. Żołnierze porucznika Zarzyckiego mimo znacznej przewagi Rosjan stawili skuteczny opór. Pułkownik, nie mogąc złamać Polaków, wycofał się na drugi dzień na rosyjską stronę.

POŻAŁUJ, BATIUSZKAJózef Stempkowski z widoczną między słowami dumą pisał w 1780 r. o postawie swoich podwładnych, którzy w potyczce wzięli Rosjan do niewoli. Choć carscy jegrzy uformowali szyk i otworzyli ogień, runęła na nich polska kawaleria. „Poddaj się i każ broń złożyć, bo w pień wytniemy” – zawołali Polacy do rosyjskiego oficera. „Pożałuj, batiuszka” – odparł tenże, po czym carscy sołdaci złożyli broń i zostali odstawieni do Białej Cerkwi.

MAMYŻ JESZCZE RZĄD?

W końcu w latach 1785–1786 polskie władze zaczęły reagować na zażalenia pod-danych. Król Stanisław August zwrócił się ze skargą do ambasadora Stackelberga, zaś Departament Wojskowy zlecił żołnierzom polskim kontrolowanie wyprowadzanej przez Rosjan ludności i odbieranie im polskich poddanych. Efekt tego ostatniego posunięcia był błyskawiczny – oddział kawalerii pod dowództwem gen. Stefana Lubowidzkiego przechwycił w Chodorkowie grupę brańców liczącą ok. 200 osób.

Wywołało to natychmiast interwencję Sołłohuba u Szczęsnego Potockiego. W pierwszej chwili okazało się, że Polacy przejęli w wymienionej liczbie około setki poddanych Katarzyny II. Po kolejnym przesłuchaniu z udziałem rosyjskiego oficera musieli zwrócić i pozostałych! Dopiero po pewnym czasie wyszło na jaw, że porywani pod groźbą surowych kar zostali zmuszeni przez Rosjan do składania fałszywych zeznań! Strach przed rosyjskimi sołdatami zadziałał.

Jednak skala nadużyć wojsk rosyjskich spowodowała, że stały się one jednym z głównych tematów obrad sejmu 1786 r.  Na sesji 23 października poseł kijowski Jan Świeykowski zarzucił Radzie Nieustającej całkowitą obojętność w sprawie samowoli pułku Sołłohuba, po czym dramatycznie zwrócił się do parlamentarzystów z zapytaniem: „Mamyż jeszcze rząd? Mamyż prawa? Jesteśmyż jeszcze Polakami?”.

Sejm ten okazał się przełomowy i stanowił preludium wydarzeń 1788 r. Postępowanie Rosjan zjednoczyło posłów różnych obozów politycznych (traktowanych dotychczas przez magnackich przywódców i króla instrumentalnie) w ponadpartyjnej obronie państwa i całego społeczeństwa. Było to zapowiedzią przełomowych wydarzeń mających nastąpić na przyszłym sejmie. Dało się zauważyć olbrzymią rozbieżność między postrzeganiem stosunków polsko-rosyjskich przez najwyższe władze Rzeczypospolitej a społeczeństwo. Monarcha i niemal wszyscy magnaci w mniejszym lub większym stopniu godzili się, akceptowali czy wręcz współpracowali z różnych powodów z Rosją, nie widząc szans na wyrwanie się spod jej dominacji lub wręcz dostrzegając w tej współpracy korzyści. Lecz społeczeństwo miało już dość. To właśnie w tym okresie – między I rozbiorem a 1788 r. – rosła w Polakach nienawiść do Rosjan, nie wcześniej (warto przypomnieć, że przywódcy konfederacji barskiej przed jej wybuchem wspólnie z Rosjanami przygotowywali konfederację radomską). Ten gniew zaowocował wybuchem na Sejmie Czteroletnim, w czasie którego uchwalone antyrosyjskie ustawy może nie zawsze były politycznie słuszne, ale w obliczu rosyjskich nadużyć jak najbardziej zrozumiałe.