Co jedzą zdobywcy biegunów i najwyższych szczytów?

Jedz za trzech – często, tłusto i słodko. Dietetykom taki pomysł pewnie zjeżyłby włosy na głowie, ale dla polarnika to jedyna szansa na przeżycie.

Gdy pierwszy raz byłem na Antarktydzie, zaskoczyło mnie to, że wszyscy wychodzący z bazy zabierali ze sobą tylko batoniki czekoladowe. Byłem rozczarowany tak niezdrowymi nawykami żywieniowymi, więc na swoją pierwszą wyprawę wziąłem zdrowe kanapki – z tuńczyka z majonezem na pełnoziarnistym pieczywie. W porze lunchu próbowałem je zjeść. Po pięciu minutach ssania zamrożonego rogu kanapki dałem za wygraną i sięgnąłem po czekoladę” – wspomina Paul Ward, polarnik prowadzący stronę CoolAntarctica.com. O ile bowiem w zaciszu bazy można jeść prawie to samo, co w domu, to podczas wyprawy w ekstremalnych warunkach obowiązuje równie ekstremalny jadłospis.

Co należny jeść w czasie wspinaczki na ośmiotysięcznik? Znany himalaista Reinhold Messner uważna, ze dobrze sprawdza się np. kawior: „Na wysokości niechętnie je się potrawy, które nie smakują, nie są dobrze przyprawione. Nie ma nic ważniejszego od zupy czy kiełbasy, która ma dobry smak. Wszystko inne leży nieruszone. Nikt nie je tego, co jest niesmaczne”. Sam zabierał ze sobą m.in. kanapki z bekonem. Więcej: „Moje życie na krawędzi”, Reinhold Messner (Wydawnictwo Stapis )

8 tys. kalorii dziennie

Ewolucja lepiej przygotowała nas na znoszenie temperatur wysokich niż niskich. Po części wynika to z naszego afrykańskiego rodowodu, ale też z bardzo precyzyjnej zdolności ciała do odpowiedzi na jego naturalny mechanizm obronny – gorączkę. Również odczuwanie ciepła jest o wiele doskonalsze niż zimna. Dlatego tak łatwo jest umrzeć z wychłodzenia, zwłaszcza gdy znajdziemy się w warunkach polarnych. W temperaturze minus 40 stopni Celsjusza człowiek pozbawiony ochrony może przeżyć najwyżej 10 minut.

Ciało dzisiejszego polarnika chronią nowoczesne ubrania, ale i tak niełatwo jest mu utrzymać bezpieczną dla zdrowia ciepłotę ciała. Kluczowe są tu więc kalorie. W rejonach o umiarkowanym klimacie przeciętnie potrzebujemy ich 2–2,5 tys. dziennie. Polarnik może potrzebować nawet trzy razy tyle! Richard Parks – podróżnik, który ostatniej zimy próbował samotnie zdobyć biegun południowy – zaplanował dietę tak, aby osiągnąć 8 tys. kcal. Skąd tak olbrzymie zapotrzebowanie? Sama podróż przez lodowe pustkowia to ogromny wysiłek dla organizmu. Sanie ciągnięte przez polarnika potrafią ważyć nawet 150 kg. Do tego dochodzi konieczność „docieplania” organizmu.

W skrajnie niskich temperaturach nawet połowa energii pochodzącej z pokarmu jest zamieniana w ciepło. Przy minus 30 st. C tylko na ogrzanie wdychanego do płuc powietrza potrzeba 1 tys. kcal dziennie. Słodycze, masło, suplementy W jaki sposób dostarczyć organizmowi tak wielką ilość kalorii? Jedna z niepisanych zasad mówi: jedz tak dużo, jak możesz i kiedy tylko możesz. Z punktu widzenia dietetyki to koszmar. Zwłaszcza że znaczna część energii pochodzi z węglowodanów, także w ich najprzyjemniejszej postaci – słodyczy.

„W torbie mamy ponad 3 tys. kalorii: orzechy, batoniki energetyczne, kawałki czekolady. Sięgamy do niej na każdym postoju, który robimy po godzinie marszu” – opowiada znana brytyjska polarniczka Ann Daniels. W takich warunkach dietetyczne wady węglowodanów stają się zaletami – zapewniają szybkie i mało kłopotliwe dostawy energii. Nie wymagają skomplikowanych procesów trawiennych, łatwo się wchłaniają, a ich nadwyżki odkładają się jako tkanka tłuszczowa – kolejne docieplenie organizmu. Dlatego węglowodany powinny dostarczać do 50 proc. energii organizmowi (w normalnych warunkach dietetycy każą ograniczać ten odsetek do najwyżej 30 proc.).

Racje żywnościowe dla polarników przebywających poza bazą są komponowane tak, aby pomieściły jak najwięcej energii w jak najmniejszej masie i objętości. Podstawę stanowią liofilizowane gotowe dania, których przygotowanie wymaga jedynie dolania wody (otrzymanej z rozpuszczonego śniegu) i podgrzania. Można też dodać do nich masło – dodatkowy zastrzyk kalorii. W polarnym menu znajdują się też: pełnotłuste mleko w proszku, napoje energetyczno-białkowe, cukier oraz zestawy suplementów. Te ostatnie są niezbędne – przy braku świeżych warzyw i owoców łatwo nabawić się np. szkorbutu. Taka dieta jest korzystna dla ciała, choć niekoniecznie dla umysłu.

Zwierzętom żyjącym w rejonach polarnych wystarcza to, co upolują lub znajdą. Współcześni polarnicy polegają na zapasach, które przywożą ze sobą z cieplejszych rejonów.

 

„Stajesz się trochę opętany myślami o jedzeniu. Ciało mówi ci, jakiego pokarmu naprawdę potrzebuje. Wysokowęglowodanowa dieta szybko się znudzi i zaczynasz pragnąć tego, co niedostępne – świeżych owoców i warzyw. Tęsknisz za chrupiącą marchewką” – opowiada glacjolog David Vaughan, często pracujący w rejonach polarnych. Nawet przy tak gigantycznych dostawach kalorii polarników nieraz dręczy wilczy głód, szczególnie po zakończeniu ciężkiej pracy. Bywa też, że chudną. Uczestnicy wyprawy Transglobe (na przełomie lat 70. i 80. XX w.) otrzymywali 6,5 tys. kcal dziennie, a i tak stracili na wadze – u rekordzisty było to aż 12 kg.

Ciepłe krągłości Zgodnie z regułą sformułowaną przez biologa Christiana Bergmanna im chłodniejszy jest klimat, tym większa masę ciała mają żyjące w nim zwierzęta stałocieplne. Chroni je to przed śmiercią z wychłodzenia. Duże gabaryty oznaczaja dużą liczbę komórek, produkujących energię cieplna. Korzystna jest tez geometria. Duży organizm traci mniej ciepła niż mały, ponieważ ma korzystniejszy stosunek objętości ciała do jego powierzchni. Idealnym kształtem dla polarnych istot (oraz polarników) byłaby wiec duża kula…

Śnieg do picia i siusiania

Picie jest w warunkach polarnych równie ważne jak jedzenie. Nawet przy bardzo niskich temperaturach zewnętrznych nasz organizm poci się w czasie wysiłku. Co więcej, mroźne powietrze jest też bardzo suche, dlatego dużo wody tracimy podczas oddychania – po prostu paruje ona z naszych dróg oddechowych. Felicity Aston – pierwsza polarniczka, która samotnie przeszła przez Antarktydę na nartach – piła co najmniej cztery litry płynów dziennie. Zalecenia wojskowe mówią nawet o sześciu litrach. Nie dość, że trudno wlać w siebie tyle płynów, to na dodatek jeszcze trzeba najpierw je wyprodukować. Jedynym źródłem wody jest śnieg, który można roztopić na niewielkich palnikach.

Potrafi to trwać całe wieki. Ale są i plusy – uzyskiwana w taki sposób woda jest zadziwiająco czysta, więc nie wymaga filtrowania. Kolejny problem pojawia się, gdy organizm zamierza się pozbyć wypitej wody i innych produktów przemiany materii. „Jeśli jesteś w jednym miejscu wystarczająco długo, nie jest źle. Możesz wykopać dobrą latrynę, zbudować mur ze śniegu wokół i nawet zrobić sobie siedzisko” – mówi David Vaughan. Po fakcie warto spojrzeć na śnieg. Ciemny kolor moczu to oznaka odwodnienia – przypadłości, która w warunkach polarnych może być bardzo niebezpieczna. Dobrze jest również załatwiać potrzeby fizjologiczne możliwie szybko. W temperaturze minus 20 st. C do odmrożenia odsłoniętej części ciała wystarczą cztery minuty, przy minus 40 st. C to już kwestia sekund. A jeśli wierzyć doświadczonym polarnikom, odmrożony penis to naprawdę nic przyjemnego.


Dieta ekipy Roberta Scotta (1910 r.) Dzienna racja żywnościowa – ok. 4000 kcal

  • pemmikan (mieszanina suszonego mielonego mięsa i tłuszczu) – 340 g
  • osiem polarnych herbatników z białej maki – 450 g
  • kostek cukru – 85 g
  • masło – 57 g
  • herbata – 24 g
  • kakao – 16 g

Uroczysty posiłek w bazie Cap Evans z okazji połowy antarktycznej zimy w 1911 r.:

  • zupa z foki
  • rostbef
  • pudding Yorkshire
  • smażone ziemniaki i kiełki brukselki
  • płonący pudding śliwkowy i babeczki mince pies
  • anchois i ikra dorsza
  • prażone migdały
  • kandyzowane owoce
  • czekolada
  • szampan

DLA GŁODNYCH WIEDZY

  • Serwisy poświęcone wyprawom polarnym – www.coolantarctica.com, www.freezeframe.ac.uk
  • Ciekawa książka o antarktycznej kuchni – „Hoosh: Roast Penguin, Scurvy Day, and Other Stories of Antarctic Cuisine”, Jason Anthony (University of Nebraska Press 2012