“Rozpuszczają ego”. Coraz więcej badań potwierdza, że narkotyki mogą leczyć [RAPORT]

Być może już wkrótce lekarze dostaną nowe przełomowe leki dla chorych na depresję, zespół stresu pourazowego oraz dla uzależnionych, którzy starają się zerwać z nałogiem. Będą to zakazane dzisiaj na całym świecie psychodeliki
“Rozpuszczają ego”. Coraz więcej badań potwierdza, że narkotyki mogą leczyć [RAPORT]

Tak mogłoby wyglądać przytulne studio urody, pomieszczenie, gdzie robi się tradycyjny masaż tajski, albo wielkomiejski bar tlenowy. Na szafce stoją świeczki, palą się lampki ukryte w minerałach, a łóżko otaczają ścianki z fototapetą przedstawiającą prześwietlony słońcem las. Przestrzeń ma przywracać harmonię, odgradzać od hałasu i pośpiechu. Tylko charakterystyczna metalowa szpitalna rama łóżka pozwala odgadnąć, że opisywany pokój znajduje się nie w ośrodku medycyny alternatywnej, ale w budynku instytucji publicznej. Jest nią jeden z najlepszych uniwersytetów na świecie – brytyjski Imperial College London. Uczelnia słynie nie tylko z kształcenia, ale również z 14 wywodzących się z jego murów laureatów Nagrody Nobla oraz z przełomowych badań naukowych.

Cztery lata temu, w tym właśnie pokoju, przeprowadzono jedno z takich badań. Po 32 miesiącach starań o uzyskanie wszystkich niezbędnych zgód zespół pod kierunkiem dr. Robina Carharta-Harrisa rozpoczął eksperyment z udziałem zaledwie dwudziestu osób. Wszystkie cierpiały na ciężką depresję, odporną na leczenie z użyciem minimum dwóch standardowo stosowanych w terapii antydepresantów. Hipoteza, którą zamierzali przetestować naukowcy, zakładała, że pacjentom tym może pomóc psylocybina – substancja pochodząca z halucynogennych grzybów z rodzaju
Psilocybe. Psylocybina to jeden z psychodelików – związków psychoaktywnych wywołujących zmiany świadomości, odczuwania emocji i myślenia. Należą do nich również LSD (czyli dietyloamid kwasu lizergowego), ketamina czy DMT (dimetylotryptamina) znajdująca się w halucynogennych roślinach południowoamerykańskich.

Nieklasycznym psychodelikiem jest MDMA (3,4-metylenodioksymetamfetamina), półsyntetyczna substancja zawarta w narkotyku ecstasy. Wszystkie wyżej wymienione substancje, opracowane przez chemików lub pochodzenia naturalnego, są zakazane w większości krajów świata (również w Polsce). Oprócz penalizacji łączy je jednak jeszcze jedno – są obecnie testowane w kilkunastu ośrodkach naukowych jako nowa grupa leków mogących pomagać cierpiącym na nieuleczalne choroby psychiczne.

 

KOLOROWE KWADRATY

Jak wygląda doświadczenie psychodeliczne – takie, jakie stało się udziałem osób biorących udział w badaniu na Imperial College London? 19 kwietnia 1943 r. Albert Hofmann, szwajcarski chemik, zażył 0,25 miligrama opracowanego przez siebie kilka lat wcześniej związku LSD. Wkrótce doświadczył zmian percepcji i w towarzystwie asystenta udał się na rowerze do domu. Domy falowały, sąsiadka wydała mu się złośliwą wiedźmą i nabrał przekonania, że LSD go zatruło. Jednak w domu, po tym, jak wezwany naprędce lekarz upewnił go, że fizycznie nic mu nie dolega, Hofmann zaczął mieć doświadczenia innego rodzaju. „Gdy zamknąłem oczy, widziałem bezprecedensowy ciąg kolorów i kształtów. Kalejdoskopowe fantastyczne obrazy spływały na mnie niekończącym się strumieniem, przekształcając się w koła, spirale, eksplodując w wielobarwnych fontannach, otwierając się i zamykając” – wspominał.

Efekty wizualne, jeden z typowych elementów doświadczenia psychodelicznego, mogą być nadzwyczaj spektakularne: pole widzenia może pulsować i falować, obrazy, często w postaci geometrycznych kształtów lub wzorów, mogą zmieniać się i przekształcać, albo stać się trójwymiarowe. Może pojawić się synestezja – i np. litery zaczną pachnieć, a dźwięki nabiorą kolorów. Ma się silne przeżycia duchowe – można doświadczyć łączności z całym światem, a nawet kosmosem, doznać oświecenia, odnieść wrażenie kontaktu z absolutem. Oryginalność doświadczenia psychodelicznego przyczyniła się do popularności, jaką psychodeliki zyskały w latach 60. i 70. poprzedniego wieku m.in. w kręgach kontrkultury. Przyjmowano je na festiwalach muzycznych, swoim pacjentom podawali je terapeuci, naukowcy zaś próbowali leczyć z ich pomocą depresję czy uzależnienia, na przykład od alkoholu (szacuje się, że tylko LSD podano wówczas 40 tys. osób).

Szybko jednak zaczęły pojawiać się doniesienia o tak zwanych bad tripach – trudnych, a nieraz wręcz przerażających doświadczeniach po zażyciu substancji psychoaktywnej. Psychodeliki wywoływały urojenia, silne napady lękowe, straszne halucynacje. W rezultacie wkrótce podzieliły los innych substancji psychoaktywnych i, jeden po drugim, zostały w latach 70. spenalizowane. Mimo że trafiły do jednego worka z innymi narkotykami, psychodeliki różnią się zasadniczo od tzw. stymulantów (kokaina, amfetamina) czy depresantów (morfina, heroina). Stymulanty pobudzają, wywołują przypływ energii i powodują euforię. Depresanty łagodzą lęki, uspokajają, dając uczucie błogości. Psychodeliki, zmieniające percepcję, mają inny mechanizm działania.

Zasadnicza różnica jest jeszcze jedna. – Psychodeliki nie uzależniają – podkreśla prof. Andrzej Pilc. psycho- i neurofarmakolog pracujący w Zakładzie Neurobiologii Instytutu Farmakologii im. Jerzego Maja PAN w Krakowie oraz w Collegium Medicum UJ. – Bez żadnych wątpliwości wykazały to badania na zwierzętach, np. szczurach. Kiedy da się im niekontrolowany dostęp do psychodelika, po pewnym czasie zwyczajnie stracą nim zainteresowanie. „Nie zachodzi tu zjawisko tzw. pozytywnego wzmocnienia, z którym mamy do czynienia w przypadku takich środków jak kokaina” – tłumaczył dr Torsten Passie, psychiatra i psychoterapeuta, który prowadził doświadczenia kliniczne z psychodelikami, w książce „Czy psychodeliki uratują świat?”. „Zwierzęta zwyczajnie unikają psychodelików. Prawdopodobnie z ich punktu widzenia tego rodzaju substancje wywołują oszołomienie, które jest dla nich dezorientujące”.

 

Zdaniem dr. Passiego działanie psychodelików jest przytłaczające również w przypadku ludzi. „Psychodeliki nie nadają się do rekreacyjnego używania – uważa psychiatra. – Dostarczają znacznie mniej gratyfikacji niż chociażby kokaina, a doświadczenia psychodeliczne mogą być bardzo różne. Czasami wywołują niepokój i przygnębienie, w początkowej fazie sesji niektórzy ludzie są niezwykle zdezorientowani i czują się bardzo źle”. Mimo to dr Passie dostrzega, że sposób działania psychodelików kryje w sobie leczniczy potencjał. „Za sprawą psychodelików mocniej odczuwamy swoje stany wewnętrzne, dostrzegamy więcej procesów psychicznych, mamy bujniejszą wyobraźnię i wyraźniej pamiętamy wydarzenia z przeszłości” – mówi.

 

PIERWSZY EKSPERYMENT

Pod koniec lat 80. i w latach 90. zaczęły powstawać organizacje non-profit mające na celu doprowadzenie do zdepenalizowania psychodelików i powrotu terapii psychodelicznej (najstarsza z nich to MAPS, Multidisciplinary Association for Psychedelics Study, założona w 1986 r.). Skupiały one nielicznych zapaleńców zdecydowanych przekonywać władze do wydania zgody na dalsze badania nad psychodelikami. Ich działania przyniosły efekty dopiero po wielu latach. Jako jeden z pierwszych opór decydentów przełamał dr Ronald Griffiths, psychiatra i neuronaukowiec z Johns Hopkins University. W 2006 r. opublikował artykuł opisujący przełomowe badanie – w warunkach laboratoryjnych wraz z zespołem sprawdził, jak psylocybina wpływa na zdrowych ludzi. Rewolucyjne było nie tylko to, że eksperyment w ogóle się odbył, ale i metodologia. Griffiths przeprowadził badanie z tzw. podwójną ślepą próbą – połowie uczestników eksperymentu podaje się placebo, ale ani oni, ani eksperymentatorzy nie wiedzą, kto trafił do której grupy.

Ponieważ w przypadku badania substancji psychoaktywnej ochotnicy mogliby łatwo to rozpoznać, Griffiths zdecydował się zastosować aktywne placebo, dające słabe efekty podobne do tych pojawiających się po psylocybinie. Efekty okazały się zaskakująco ważne nie tylko dla nauki, ale i dla samych badanych. Jak można się było spodziewać, po psylocybinie ochotnicy doświadczyli zmian percepcji, nastroju oraz mistycznych i duchowych przeżyć, które porównali z naturalnymi doświadczeniami tego typu i które uznali za znaczące w skali całego ich życia. Dwa miesiące po zakończeniu badań 22 badanych uważało, że doświadczenie przyniosło im dobrostan, zwiększyło ich satysfakcję z życia, i – przede wszystkim – określiło je jako jedno z pięciu najważniejszych wydarzeń, jakie kiedykolwiek im się przytrafiło.

 

PSYCHODELICZNE TURBULENCJE

Badanie Griffithsa utorowało drogę do dalszych eksperymentów. Drugim przełomem był eksperyment zespołu dr. Carharta-Harrisa, opisany w artykule opublikowanym w 2016 r., który jako pierwszy podał psylocybinę nie zdrowym ochotnikom, ale chorym na depresję (to właśnie ten eksperyment odbywał się w Imperial College London, przy palących się świeczkach i fototapecie z lasem). Uczestnikom najpierw podano 10 mg psylocybiny, a po tygodniu 25 mg. Sesje wyglądały podobnie jak w doświadczeniu Griffithsa – trwały sześć godzin, odbywały się przy dźwiękach specjalnie dobranej muzyki i w obecności terapeutów. Nie było jednak grupy kontrolnej i nie zastosowano placebo.

Rezultaty były spektakularne: po dwóch sesjach wszyscy ich uczestnicy stwierdzili, że objawy depresji osłabły. Po trzech miesiącach pięciu z nich nadal było w remisji. Jak wspominali to doświadczenie? Jako podróż do wnętrza umysłu pozwalającą jeszcze raz przeżyć to, co trudne. – W przypadku obu sesji najpierw doświadczyłem tzw. psychodelicznych turbulencji –

TERAPIA MILIONY CHORYCH CZEKAJĄ NA NOWE LEKI

DEPRESJA CORAZ BARDZIEJ POWSZECHNA

Poszukiwanie nowych leków na choroby psychiczne to konieczność, ponieważ te, które są obecnie stosowane, niekiedy okazują się całkowicie nieskuteczne Depresja jest najczęściej atakującą obecnie chorobą psychiczną. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) choruje na nią 264 miliony ludzi na całym świecie. Może pojawić się tylko raz, ale może również nawracać, zamieniając się w chorobę przewlekłą. Oprócz psychoterapii lekarze przepisują chorym leki z grupy antydepresantów – selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny czy trójcykliczne leki przeciwdepresyjne. Ponieważ chorobowy mechanizm wywołujący depresję nie jest do końca wyjaśniony – często, lecz nie zawsze, choroba wiąże się z niewłaściwym poziomem neuroprzekaźników serotoniny i noradrenaliny w synapsach – nigdy nie wiadomo, który antydepresant zadziała w konkretnym przypadku. Zdarza się, że psychiatra musi zastosować kilka leków, zanim znajdzie ten, który pomoże konkretnemu pacjentowi.

Jednak antydepresanty czasem okazują się całkowicie nieskuteczne. – Szacuje się, że nie działają nawet u 40 proc. chorych – mówi prof. Andrzej Pilc. Oznacza to, że na świecie bez pomocy może pozostawać nawet 100 milionów chorych na depresję. Przyjmując, że przynajmniej raz w życiu epizod depresyjny będzie miało 5 proc. populacji (to najniższy odsetek wymieniany przez specjalistów),
daje to ponad milion chorych w Polsce. Oraz kilkaset tysięcy tych, którym nie można pomóc za pomocą dostępnych obecnie leków. opowiadał dziennikarzom Kirk Ritter, 48-latek z Londynu. – Było mi zimno i odczuwałem niepokój. Jednak to szybko przeszło i doświadczenie stało się najczęściej przyjemne, a czasami nawet piękne – mówił. Zgodnie z zaleceniami pod wpływem psylocybiny oddawał się wspomnieniom, także tym trudnym, związanym ze śmiercią matki. Prowadzący badania dr Carhart-Harris mówił, że obserwując pacjentów znajdujących się pod wpływem psylocybiny, miał wrażenie, że widzą oni prawdziwszą wersję rzeczywistości niż towarzyszący im badacze. – To tak, jakby znaleźć się w obecności kogoś wyjątkowo mądrego, oceniając po tym, co opowiadają – wspominał.

 

ROZPUSZCZENIE EGO

Podczas tego eksperymentu naukowcy przeskanowali mózgi uczestników. Okazało się, że natychmiast po podaniu psylocybiny zaczęły się komunikować ze sobą te części mózgu, które zazwyczaj tego nie robią. – Trwało to tyle, ile trwało działanie psylocybiny – komentował dr Griffiths. – Prowadzi to do hipotezy, że pod wpływem tego środka może otwierać się „okno neuroplastyczności” umożliwiające przebudowanie istniejących w mózgu sieci neuronalnych. Inne zaobserwowane efekty: zmniejszył się przepływ krwi przez ciało migdałowate, zaangażowane w przetwarzanie negatywnych emocji. Mniej aktywne stały się również sieci neuronalne tworzące tzw. sieć standardowej aktywności (ang. default mode network).

 

Nie jest to konkretny obszar mózgu, ale charakterystyczny układ sieci neuronalnych uaktywniający się wtedy, gdy nie wykonujemy konkretnej czynności, ale gdy błądzimy myślami. Sieć standardowej aktywności jest od dekady intensywnie badana – uznaje się ją za ekwiwalent mechanizmu ego i źródło posiadanych przez każdego z nas wzorców myślowych, niekiedy sztywnych, represyjnych i kontrolujących. To ona odpowiada za pojawiające się w naszej głowie myśli typu „do niczego się nie nadaję”, „wszystko robię źle”, „nigdy nic mi się nie udaje”.

Osłabienie działania sieci standardowej aktywności pod wpływem psylocybiny, określone jako drastyczne, naukowcy wiązali z relacjami badanych, którzy opowiadali o powszechnym w czasie sesji doświadczeniu zamazania się granic między nimi a otaczającym ich światem. Jednak dzień po badaniu, wbrew przewidywaniom, sieć standardowej aktywności znów zaczęła pracować pełną parą (a dokładniej zsynchronizowała się aktywność tworzących ją neuronów). Efekt był tym silniejszy, im lepiej czuli się pacjenci. Dr Carhart-Harris nazwał to przypuszczalnym „resetem mózgu”. – Bierzesz coś, co działa w sposób uporządkowany, ale uporządkowany chorobliwie, poddajesz to szokowi, rozbijasz, a kiedy układ wraca do działania, działa już poprawnie – tłumaczył. Zaledwie jedna dawka psychodelika sprawiała, że dochodziło do „rozpuszczenia ego” – osłabienia ustalonych przekonań na własny temat, co dało nieistniejącą wcześniej możliwość ich zrewidowania.

 

WIĘCEJ BADAŃ

Wyniki badania zespołu dr. Carharta-Harrisa zyskały duży rozgłos. Czyżby psylocybina faktycznie miała stać się złotym środkiem medycyny XXI wieku? Niezależni naukowcy zaczęli studzić emocje. „Z powodu braku placebo, grupy kontrolnej i dodatkowych mierników efektów wartość informacyjna tamtych badań jest ograniczona” – ostrzegało w 2018 r. na łamach „Frontiers in Psychiatry” dwóch badaczy z King’s College London zajmujących się obrazowaniem mózgu. – Trzeba być ostrożnym – podkreślał Paul Summergrad z Tufts University, były prezes Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego. – Historia psychiatrii i medycyny pełna jest potencjalnych środków, którymi ludzie się ekscytowali, ale które się nie sprawdziły – przypominał.

Jaka jest szansa, że psylocybina nie podzieli ich losu? Odpowiedź na to pytanie przyniosą prowadzone obecnie badania. W grudniu zeszłego roku zakończyła się pierwsza faza badań klinicznych komercyjnej firmy Compass Pathways prowadzonych wraz z naukowcami z King’s College London. Wzięło w niej udział 90 ochotników. W połowie stycznia firma opatentowała w USA COMP360, opracowaną przez siebie syntetyczną psylocybinę. Jednocześnie rozpoczęła się druga faza badań klinicznych – w której bierze udział rekordowa liczba 216 pacjentów z kilku miast Europy oraz USA
– mających stwierdzić, czy terapia z wykorzystaniem psylocybiny okaże się skuteczna w leczeniu lekoopornej depresji. Eksperymentalne leczenie Company Pathways zostało uznane przez amerykańską Agencję Żywności i Leków za „terapię przełomową” – tak oznacza się te terapie, które są na najszybszej ścieżce do uzyskania zgody na dopuszczenie do powszechnego stosowania.

Ile to zajmie? – Po badaniach drugiej fazy lek przechodzi trzecią fazę badań klinicznych, w której środek podaje kilku tysiącom chorych. Potrwa dwa-trzy lata i to ona zadecyduje o dopuszczeniu leku lub nie – mówi prof. Pilc. – Oznacza to, że jeśli psylocybina okaże się skuteczna i bezpieczna, terapia z jej użyciem może stać się dostępna dla lekarzy i pacjentów w USA za pięć-sześć lat. 

NIE TYLKO NA DEPRESJĘ

Psychoaktywna substancja z halucynogennych grzybów to zaledwie jeden z psychodelików, które mają szansę pomóc cierpiącym na depresję. W grudniu zeszłego roku w szpitalu Uniwersytetu Bazylejskiego zaczęły się badania, w których ma wziąć udział 60 osób z lekooporną depresją – środek, którego skuteczność będzie się testować, to LSD. Wyniki eksperymentu, który ma potwierdzić doniesienia o skuteczności LSD z lat 60., będą znane za trzy lata. Z kolei trzy lata temu naukowcy z Brazylii przeprowadzili niewielkie badania, które wykazały, że przeciwko depresji sprawdza się również ayahuasca. To halucynogenny napar, od wieków wykorzystywany przez rdzenne społeczności Ameryki Południowej do rytuałów religijnych. Szamani przygotowywali go z dwóch składników – krzewu Psychotria virdis, zawierającego psychodelik DMT (dimetylotryptaminę), oraz pnącza Banisteriopsis caapi, w którego skład wchodzą substancje, sprawiające, że DMT nie zostaje w organizmie rozłożona na związki proste przed dotarciem do mózgu. Dr Draulio de Araujo z University of Rio Grande do Norte w mieście Natal wykazał, że tydzień po zażyciu ayahuaski 64 proc. pacjentów twierdziło, iż symptomy dręczącej ich depresji osłabły o połowę lub więcej. W marcu zeszłego roku Agencja Żywności i Leków dopuściła w USA do sprzedaży Spravato firmy Johnson&Johnson. W październiku to samo zrobiła Europejska Agencja Leków. Spravato to podawany do nosa spray, który – wraz z przyjmowanymi doustnie antydepresantami – natychmiast po podaniu ma łagodzić objawy lekoopornej depresji.

Może być podawany wyłącznie przez lekarza, który monitoruje stan pacjenta przez dwie godziny po zażyciu leku, a producent ostrzega przed skutkami ubocznymi – zawrotami głowy, niepokojem, poczuciem oddzielenia od swoich myśli i uczuć (dysocjacją). Substancją czynną jest w nim esketamina, pochodna psychodelika ketaminy, stosowanego w weterynarii do narkozy. Ketaminie również przypisuje się działanie przeciwdepresyjne, jednak w porównaniu z psylocybiną ma ona wady. – Psylocybina wydaje się bezpieczniejszą substancją niż ketamina – mówi prof. Pilc. – Ta druga jest psychodelikiem innego typu, to wyraźny psychozomimetyk, czyli substancja, która może wywoływać psychozę. Psylocybina nim nie jest. Ketaminą można zatruć się śmiertelnie, psylocybiną raczej nie – trzeba by wziąć z tysiąc tabletek. No i wreszcie psylocybina może sprawdzić się nie tylko w leczeniu depresji, ale również innych schorzeń, np. uzależnień – dodaje ekspert.

 

GRZYBKI NA UZALEŻNIENIA

– Byłam winoroślą, z wielkim fioletowym kwiatem na szczycie, świecącym jak neon, i wznosiłam się wysoko, widząc, w przebłyskach, samą siebie, skuloną, z papierosem w ustach i czującą się okropnie. Ja sama i moje problemy wydały mi się wówczas małe i głupie i zastanawiałam się: dlaczego właściwie zdecydowałam się palić? – tak swoje doświadczenia z sesji z psychodelikiem opisywała Kathleen Connely, jedna z uczestniczek niewielkiego badania przeprowadzonego kilka lat temu na Johns Hopkins University. Jego celem było sprawdzenie, czy psylocybina może pomóc palaczom zerwać z nałogiem. Podobnie jak kilkunastu innych uczestników eksperymentu, Kathleen miała za sobą dziesięciolecia palenia i zakończone niepowodzeniem liczne próby rzucenia papierosów z pomocą plastrów czy pastylek. Nic jednak nie zadziałało. Pomogło dopiero jedno przyjęcie psychodelika – trzy lata po nim Connely nadal nie paliła. Wyniki badań przeprowadzonych przez zespół dr. Matthew Johnsona zostały opublikowane w 2014 r. w „Journal of Psychopharmacology”. Według nich sześć miesięcy po podaniu psychodelika 80 proc. badanych nadal obywało się bez papierosów.

We wrześniu zeszłego roku w Johns Hopkins University otworzono sfinansowane przez prywatnych donatorów Centrum Badań Psychodelicznych i nad Świadomością. Na jego czele stanął dr Ronald Griffiths. Prowadzi się tam dalsze pilotażowe badania nad skutecznością leczenia uzależnienia od papierosów za pomocą psylocybiny. W sumie ma zostać przebadanych 95 pacjentów, a wyniki mają być znane pod koniec 2021 r. Inni naukowcy prowadzą eksperymenty mające ustalić, czy ten środek może pomóc zerwać z nałogiem uzależnionym od alkoholu, a nawet kokainy.

 

ECSTASY NA ZESPÓŁ STRESU POURAZOWEGO

– Miałem wrażenie, jakby moje ciało eksplodowało od wewnątrz – opowiadał dziennikarzom o swoim doświadczeniu z psychodelikiem Ed Thompson, były strażak, który w czasie gaszenia pożaru domu towarowego stracił dziewięciu kolegów. W 2015 r. wziął on udział w badaniu klinicznym, którego celem była ocena skuteczności działania MDMA w leczeniu zespołu stresu pourazowego (PTSD). Po trzech całodziennych sesjach przeprowadzonych w obecności dwóch terapeutów Thompson w pełni wyzdrowiał. – To był niesamowity okres rekonwalescencji – wspominał cztery lata później. MDMA, znany jako aktywny składnik ecstasy, to substancja opracowana przez chemików w latach 70. XX wieku. Choć nie jest psychodelikiem, ma zbliżone działanie (wywołuje zmiany percepcji). Zwiększa wydzielanie się w mózgu serotoniny i oksytocyny, co sprawia, że przynosi euforię i daje poczucie łączności z całym światem. W poprzednim wieku z laboratoriów trafiła więc szybko w ręce terapeutów, którzy zaczęli stosować ją podczas sesji, by ułatwić klientom otworzenie się. MDMA podzieliła los LSD – stała się popularna w kręgach kontrkulturowych i wkrótce potem została zakazana. Jako znany z dyskotek narkotyk zyskała wyjątkowo złą sławę w latach 90. XX wieku – substancji zagrażającej nie tylko zdrowiu, ale i życiu.

Nie bez powodu. MDMA zażywana w postaci tabletki o nieznanej czystości może być tak szkodliwa jak dopalacze. Nie może być również używana przez każdego i wszędzie. Jest groźna dla osób cierpiących na choroby układu krążenia, a jej negatywny wpływ na organizm potęguje wysiłek fizyczny. „Ludzie, którzy pod wpływem tej substancji wykonują energiczne ruchy ciała – np. przez kilka godzin tańczą – mogą doświadczyć szkodliwych i śmiertelnie niebezpiecznych następstw fizjologicznych, ponieważ ich organizm staje się przegrzany i odwodniony – ostrzegał jeden z pionierów rewolucji psychodelicznej, dr David Nichols w książce „Czy psychodeliki uratują świat?”. – Wszystko wskazuje jednak na to, że w kontekście terapeutycznym czyste MDMA nie wyrządza zdrowym ludziom żadnej szkody” – dodawał.

Wieloletnią kampanię o wznowienie badań nad MDMA przeprowadził w USA założyciel MAPS dr Rick Doblin. Przełom przyszedł w 2016 r., kiedy na łamach czasopism „Lancet” i „The Journal of Psychopharmacology” ukazały się wyniki badań zespołu Michaela Mithoefera, który przeprowadził psychoterapię z użyciem MDMA ze 107 pacjentami cierpiącymi na PTSD. Każdy z nich wziął udział w dwóch lub trzech sesjach przeprowadzonych w podobny sposób jak sesje z psylocybiną – z zasłoniętymi oczami i przy muzyce. Po roku ok. 67 proc. pacjentów, tak jak Ed Thompson, nadal było w remisji. Ten znakomity wynik przekonał Agencję ds. Żywności i Leków do nadania terapii z MDMA statusu „przełomowej terapii”. W tej chwili trwają badania kliniczne fazy trzeciej, które mają się zakończyć w czerwcu. Dr Rick Doblin ma nadzieję, że już w przyszłym roku MDMA zostanie dopuszczona w USA do użytku terapeutycznego – jako pierwsza substancja psychoaktywna.

 

KOMU JESZCZE MOGĄ POMÓC PSYCHODELIKI?

To nie koniec możliwych zastosowań leczniczych psychodelików. W 2016 r. dwa niezależne ośrodki opublikowały wyniki badań pokazujących, że psylocybina łagodzi lęki u terminalnie chorych na nowotwory. 80 proc. uczestników tych eksperymentów poczuło się lepiej po sesji z psychodelikiem. Naukowcy badają również skuteczność MDMA jako środka łagodzącego fobię społeczną u osób z autyzmem (wyniki dr. Charlesa S. Groba z UCLA School of Medicine nie zostały jeszcze opublikowane). Na Johns Hopkins University przygotowywane są badania, których celem będzie ustalenie,
czy psylocybina może pomóc w chorobie Alzheimera i na anoreksję.

Naukowcy podkreślają, że nawet jeśli okażą się skuteczne, psychodeliki nie będą nadawać się dla wszystkich. – U osób z psychozą mogą ją nasilić lub – jeśli chory jest w remisji – wywołać nawrót – ostrzega prof. Pilc. W żadnym wypadku nie będzie ich można podawać chorym na schizofrenię. Ci, którzy mają nadzieję, że psylocybina i inne psychodeliki mogą okazać się remedium na choroby psychiczne, zwracają uwagę na jeden istotny szczegół – w przypadku psychodelików związek chemiczny nie leczy sam w sobie, ale odgrywa rolę generatora doświadczeń, które zostają wykorzystane w psychoterapii. Dla skuteczności terapii istotne jest więc również otoczenie i nastawienie pacjenta (ang. set and setting).

Na ile da się taką terapię wystandaryzować? Skąd pozyskać środki na jej opracowanie? Wielkie firmy farmaceutyczne nie mają interesu inwestować w badania nad substancjami, które mogą pomóc już po podaniu jednej czy dwóch dawek. Stąd obecne badania (także Compass Pathways) finansowane są ze środków prywatnych donatorów. Czy będą wystarczające, by doprowadzić do formalnej rejestracji psychodelików jako leków? Mimo tych wątpliwości prof. Pilc wiąże z psychodelikami wielkie nadzieje. – Wydaje się, że możemy mieć naprawdę ciekawą grupę leków, które będą mogły służyć do leczenia wielu, wielu zaburzeń – podsumowuje.

Cytowane wypowiedzi pacjentów pochodzą z artykułów w „Guardianie”, „The Atlantic” i „New Scientist”.