Sprawa jest tym ciekawsze, że jej początek miał miejsce już wiele lat temu. Na początku obecnego stulecia inżynierowie związani z Techint Group prowadzili działania związane z nowym piecem zamontowanym w hucie stali. Z czasem okazało się, że jego elektrody węglowe nie ulegały awariom, których się spodziewali – zamiast tego stawały się większe.
Czytaj też: Historyczna chwila w polskiej energetyce. Węgiel po raz pierwszy przegrał
Piec rozdzielał metan na stały węgiel oraz wodór w formie gazu, a zachodząca reakcja miała postać pirolizy. Naukowcy nie zwrócili na to większej uwagi, bo obiektem ich zainteresowania było co innego. A już na pewno nie piroliza metanu i powstający za jej sprawą wodór. O sprawie zapomniano więc na długie lata.
Po czasie temat jednak powrócił gdy przedstawiciele TechEnergy Ventures zainteresowali się sposobami na wytwarzanie ekologicznego wodoru. Na szczęście ktoś w firmie miał bardzo dobrą pamięć albo posiadał zdolność do analizy archiwalnych danych. Ostatecznie doprowadziło to do powrotu do wyników przypadkowego eksperymentu sprzed dwóch dekad.
Chcąc produkować czysty wodór, naukowcy postawili na reakcję pirolizy, którą przypadku uzyskali przed laty w jednym z pieców hutniczych. Teraz ówczesny przypadek okazał się bardzo pomocny
Wtedy wszystko stało się jasne: przełom, do którego dążyli naukowcy, nastąpił już dawno temu, choć nikt wtedy nie przywiązywał do niego wagi. W tak nietypowych okolicznościach narodził się startup Tulum Energy, którego działalność zaowocowała wdrożeniem technologii produkcji czystego wodoru. Argumenty wykorzystane przez tę grupę okazały się tak przekonujące, że Tulum Energy zyskał 27 milionów dolarów finansowania.
Ale skąd się wzięło całe zamieszanie? Chodzi o potencjał drzemiący w pirolizie metanu, uznawanej za świetny sposób wytwarzania wodoru. W toku konwencjonalnie stosowanych rozwiązań dochodzi bowiem do wytwarzania niezadowalająco dużych ilości dwutlenku węgla. Wykorzystując pirolizę można tego uniknąć, ponieważ zachodzi bez udziału tlenu, dlatego produktami końcowymi są węgiel i wodór.
Czytaj też: Pojawiła się ważna informacja nt. fotowoltaicznego bilansu i magazynowania energii
W wydaniu zaprezentowanym przez Tulum Energy opisywana technologia jest rzekomo wyjątkowa, ponieważ nie wymaga stosowania drogich katalizatorów do napędzania reakcji chemicznej. Zamiast nich można użyć wspomnianego na wstępie pieca, co ułatwia cały proces i rzekomo obniża jego koszty. Potwierdzeniem bądź zaprzeczeniem tych słów w praktyce ma być uruchomienie zakładu, w którym zostanie przetestowane opisywane podejście.
Jeśli naukowcy ogłoszą sukces, to huta będzie mogła wytwarzać zarówno wodór, jak i węgiel, które można wykorzystać. Wszystko to bez konieczności martwienia się o emisje dwutlenku węgla, czyli problematycznego gazu cieplarnianego. Przy działalności na pełną skalę możliwe miałoby być wytwarzania dwóch ton wodoru i sześciuset ton węgla dziennie. Wielką zaletą są koszty, ponieważ w przypadku wodoru mówi się o wydatku rzędu 1,5 dolara za kilogram, co stanowi koszt niewiele wyższy niż w przypadku wysokoemisyjnych metod i znacznie niższy od zielonego wodoru. Dodajmy do tego przychody związane ze sprzedażą powstającego “przy okazji” węgla, a ostateczne wydatki zostaną zredukowane. Jak widać, przypadkowy sukces sprzed lat dopiero po czasie zaowocował niespodziewanym przełomem w dziedzinie produkcji wodoru.