Wiemy już, dlaczego James Dean i Marek Hłasko nie mogli się opędzić od wielbicielek, a Lemmy z Motörhead chwalił się tysiącem partnerek. Odpowiedzi na te pytania znaleźli naukowcy pod przewodnictwem Kristiny Durante i Normana Li z University of Texas. Wyniki badań opublikowane na łamach „Journal of Personality and Social Psychology” wykazały, że wszystkiemu winna jest owulacja, a dokładniej wydzielane podczas niej hormony. To one powodują, że kobiety nie tylko oceniają niegrzecznych chłopców jako bardziej atrakcyjnych, ale również uważają (zazwyczaj błędnie), że będą dobrymi ojcami.
W czasie owulacji przysadka mózgowa kobiety wydziela luteinę, wzrasta także poziom estrogenów. Sprawia to, że (oprócz tego, że samopoczucie kobiety jest znakomite) wzrasta jej apetyt na seks. Kobieta jest 10 tysięcy razy bardziej wrażliwa na zapachy, a szczególnie na męski feromon androstenol. I powiedzmy sobie szczerze – „pada jej na mózg”. Pod wpływem wahań hormonalnych nie jest w stanie oprzeć się przystojnym mężczyznom o seksownych pośladkach i głębokich głosach (każdy, kto widział Madsa Mikkelsena w „Casino Royale”, wie, o czym mowa).
W jednym z badań zespołu uczestniczyły 33 kobiety – połowa z nich była w trakcie owulacji, a połowa już po. Oglądały zdjęcia seksownego narciarza na stoku i przeciętnego księgowego przy komputerze. Potem miały sobie wyobrazić, który z nich sprawdziłby się jako dobry ojciec, który gotuje obiad i przewija dziecko. I co się okazało? Kobiety będące w trakcie owulacji uważały, że seksowni chłopcy lepiej nadają się na ojców i bardziej pomogą im w obowiązkach domowych. Hormonalny koktajl sprawił, że oceniały takich mężczyzn jako bardziej niezawodnych, niż są w rzeczywistości.
Niestety, tylko w filmach trafiają się piekielnie seksowne i czułe łobuziaki ze złotym sercem dla dzieci, wypchanym portfelem, i umiejący w dodatku wspaniale gotować. W prawdziwym życiu kobiety pragnące nawiązać trwałą relację muszą wybierać między mężczyznami obdarzonymi ojcowskim instynktem a seksownymi draniami. Do łobuzów ciągnie kobiety symetria ich ciała – bo – nie wiedzieć czemu – niegrzeczni mężczyźni często są bardzo piękni. A uroda mówi więcej o zdrowych genach niż bogata osobowość. I chociaż wygląd nie jest kompatybilny z charakterem, kobiety ryzykują… dla dobra dzieci. Geny takie gwarantują bowiem zdrowie potomstwa, a ewolucja promuje zdrowie puli genetycznej, nawet jeżeli dziecko będzie wychowywane przez samotną matkę.
Chemia miłości
Kiedy spoglądamy na obraz zakochanego mózgu prześwietlony skanerem fMRI, ten mózg wygląda jak pofałdowane pole szachowe. Obszary odpowiadające za namiętną miłość mieszczą się w dwunastu częściach mózgu równomiernie rozłożonych po całej powierzchni. Miłość jest grą neuroprzekaźników rozgrywającą się
w masie neuronów.
W fazie zauroczenia mózg wydziela duże ilości dopaminy (tak duże, że prawie się w niej pławi), które odpowiadają za „motyle w brzuchu”. W następnej fazie – zalotów – mózginformuje: „Jest dobrze, podtrzymuj ten stan” i wydziela hormon kory nadnerczy adrenalinę i neuropeptydy: norepinefrynę i epinefrynę. Rozpoczyna się narkotyczna przygoda miłosna. W mózgu aktywuje się układ nagrody i część układu limbicznego odpowiedzialna za przeżywanie silnych emocji (tak, tak, ta sama, która odzywa się podczas przyjmowania kokainy!). Zupełnie jakby mózg nagradzał i chwalił nas za to, co się dzieje.
Innym ciekawym zjawiskiem jest zwiększony poziom molekuły NGF we krwi. Cząsteczka ta ochrania komórki nerwowe i neurony oraz sprzyja ich wzrostowi. Odgrywa też ważną rolę w chemii zachowań społecznych. Na tym etapie powoli dezaktywuje się ciało migdałowate odpowiedzialne za lęki i strach. I to
dlatego widzimy kochaną osobę jako Pana bądź Panią Idealną.
Gdy zaczynamy uprawiać seks, podczas orgazmu wytwarza się oksytocyna – hormon przywiązania (dlatego Helen Fischer ostrzega: „Nie decyduj się pochopnie na pierwszy seks, bo się przywiążesz”). W mózgach ludzi pozostających w długotrwałym związku odkryto wysoką aktywność struktury zwanej gałką bladą, umiejscowionej głęboko w części podkorowej mózgowia; znajduje się tam duża ilość oksytocyny i wazopresyny, które w połączeniu przyczyniają się do zachowania monogamii i wierności.
Miłość blisko nienawiści
Powiedzenie: „niedaleko jest od miłości do nienawiści” ma swoje uzasadnienie… chemiczne. Oksytocyna, zwana hormonem miłości, jest także hormonem nienawiści. Psycholodzy z Uniwersytetu w Hajfie udowodnili, że działa jak ogólny włącznik emocji społecznych. Kiedy skojarzenia danego człowieka są
pozytywne, uruchamia zachowania prospołeczne, i odwrotnie: gdy są negatywne – wywołuje np. złośliwą satysfakcję lub zawiść. Podczas badań przeprowadzonych przez psychologów z Hajfy część ochotników wdychała syntetyczną oksytocynę, a druga część – placebo. Potem wszyscy wzięli udział w grze
losowej, nie wiedząc, że ich przeciwnikiem jest komputer. Ci, którzy wdychali oksytocynę, czuli większą niechęć do „przeciwnika”, kiedy nie udało im się wygrać.
Miłość nieszczęśliwa
Paradoksalnie okazuje się, że odrzucenie przez ukochaną osobę aktywuje w mózgu ośrodki związane z motywacją, nagrodą i uzależnieniem – pole brzuszne nakrywki, które kontroluje motywację i odpowiada za uczucie romantycznej miłości, jądro półleżące, korę okołooczodołową i przedczołową, kojarzone z zachciankami i uzależnieniem, wyspę oraz przedni zakręt obręczy – rejon związany z fizycznym bólem i dyskomfortem. Wniosek? Miłość, ta szczęśliwa i ta zawiedziona, jest naturalnym uzależnieniem. Częściowo wyjaśnia to zachowania odrzuconych kochanków, czyli np. odwiedzanie czy dręczenie ekspartnerów.
Men in red
Nie od dzisiaj wiadomo, że krwiste szpilki, sukienka i szminka to najlepsze wabiki na mężczyzn. Ale od niedawna wiadomo także, że czerwone męskie bokserki są absolutnie skutecznym wabikiem na kobiety. Podobnie jak czerwona koszula czy nawet czerwony pokój, w którym przebywa mężczyzna. Co więcej, kobiety nie zdają sobie z tego sprawy! Profesor Andrew Elliot z University of Rochester tłumaczy, że dzięki czerwieni mężczyzna wydaje się silniejszy, a kobiety postrzegają go jako osobę o wyższym statusie. Dlaczego czerwień? Może dlatego, że tak jak dla mandryla i dżelady brunatnej czerwień jest zarezerwowana dla samców alfa?
Uczucie wiecznie żywe
Pesymiści niedowierzający, że miłość może przetrwać długie lata, powinni mieć się z pyszna. Badania aktywności mózgowej osób w długotrwałych związkach udowadniają, że ich uczucia są tak samo świeże jak na początku znajomości. Doktorzy Bianca Acevedo i Arthur Aron z Wydziału Psychologii Stony Brook University porównywali zakochanych ludzi, którzy są od dawna zamężni/żonaci, z tymi, którzy się dopiero zakochali. U obu rodzajów par odkryli bardzo podobną aktywność mózgu w obszarach związanych z nagrodą, motywacją i chęcią działania na rzecz związku. I u jednych, i u drugich szczególnie uaktywniał się rejon brzusznej część nakrywki śródmózgowej. To tu wytwarzana jest zapewniająca poczucie szczęścia dopamina. A skany ich mózgu nie mogą kłamać…
Mimo podobieństw, zdjęcia nie były jednak identyczne. U świeżo zakochanych rozświetlał się obszar związany z lękiem i obsesją, a u osób zakochanych od lat te rejony, które odpowiadają za hamowanie bólu i spokój. Uwaga! Naukowcy z Uniwersytetu Bar-Ilan odkryli, że pary, które na początku związku mają wyższy poziom oksytocyny we krwi, pozostają ze sobą dłużej niż pary z niższym stężeniem hormonu miłości.
Bezwarunkowa: inna, ale… ta sama
Do niedawna niewiele wiedziano o podłożu neurologicznym uczucia zwanego miłością bezwarunkową. Naukowcy uważali, że ma ona charakter ewolucyjny i zarezerwowana jest dla ludzi pomagających przekazywać czy rozsiewać po świecie geny, czyli np. małżonków i dzieci. Podczas badania mózgu przez naukowców z Montrealu okazało się, że ten rodzaj miłości stanowi złożoną formę oddziaływań pomiędzy siedmioma rejonami mózgu. Uczestniczą w nich także sieci neuronalne tylko częściowo pokrywające się z aktywowanymi przez miłość erotyczną. To dowód na to, że miłość bezwarunkowa jest zupełnie inną kategorią emocji. Co więcej – stymuluje wytwarzanie dopaminy, substancji o działaniu nagradzającym, a nawet euforycznym. Aby dostrzec siłę tej miłości, wystarczy obejrzeć początek i koniec komedii „To właśnie miłość”.
Gen szczęścia
Istnieją dwa warianty genu 5-HTT, który wpływa na zadowolenie (bądź niezadowolenie) ze swojego losu – tak wynika z badań przeprowadzonych przez uczonych z London School of Economics and Political Science. Osoby z dwiema długimi wersjami genu (każda z nich jest dziedziczona po jednym z rodziców) deklarowały, że są bardziej zadowolone z życia w porównaniu z osobami mającymi dwie krótkie wersje tego samego genu. Dlaczego jest on taki ważny? Bo bierze udział w transporcie serotoniny, która poprawia nastrój. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy skazani na rozpacz i depresję, jeśli rodzice nie dali nam „szczęśliwego” wyposażenia genetycznego. Decyduje ono o naszym samopoczuciu tylko w 50 proc. Sonja Lyubomirsky i David Schkade z University of California oraz Kennon Sheldon z University of Missouri oszacowali, że za pozostałe 50 proc. odpowiadają dwa elementy: 10 proc. zależy od warunków życiowych, a 40 proc. – od podejmowanych przez nas działań.
Przyjacielski genotyp
Naukowcom nie udało się wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje, ale wiele wskazuje na to, że nasi przyjaciele mają DNA podobne do naszego.
Można nawet zaryzykować twierdzenie, że bliscy przyjaciele są genetycznym odpowiednikiem naszych kuzynów czwartego stopnia. Naukowcy z Yale i San Diego przeanalizowali prawie 2 tys. osób, porównując pod względem genetycznym pary przyjaciół i pary zupełnie sobie obce, pochodzące z tej samej populacji. Okazało się, że przyjaciele mają około 1 proc. wspólnych wariantów genetycznych – o 0,1 proc. więcej niż obcy. Być może nasi przyjaciele pełnią funkcję quasi- krewnych. Opracowany został nawet iloraz przyjaźni, dzięki któremu można oszacować prawdopodobieństwo, że ludzie staną się przyjaciółmi.
Zdaje się, że zjawisko „rodziny z wyboru”, czyli bliskich przyjaciół, których traktuje się jako rodzinę, ma uzasadnienie genetyczne.