Dorosłość to czas, kiedy już nie musimy czuwać, w jakim nastroju jest tata albo czy mama się odzywa [FELIETON]

Ostatnio mój znajomy, światowej klasy specjalista o międzynarodowej karierze, na najlepszych uniwersytetach, powiedział mi: „możesz poznać, ile pracy wewnętrznej w sobie przerobiłeś po tym, jak odwiedzasz rodziców i ile jesteś w stanie wytrzymać bez starych zachowań – tak właśnie mierzymy poziom oświecenia”.

 

Wszystko, co tu przeczytacie może was zadziwiać, bo nie jest momentami ani logiczne, ani spójne. Jednak głęboko, głęboko jest bardzo logiczne i bardzo spójne choć dziwaczne.

Systemy rodzinne to złożone byty. Funkcjonują pomimo albo dzięki rożnego rodzaju zależnościom. Ktoś kogoś wkurza, bo nie umie inaczej poprosić o uwagę. Ktoś kogoś rani, bo chce powiedzieć, że kocha ale nie potrafi wprost tego zrobić. Ktoś kogoś się boi, wiec nic nie mówi. Albo mówi za dużo, żeby słowem przykryć lęk. Ktoś mówi kocham tylko jak się boi. Ktoś nigdy nie mówi kocham, bo boi się bólu potencjalnego odrzucenia.

 Są też wybuchy złości z zaskoczenia, czyli tłumienie emocji a potem wyrzucamy je w dogodnym dla siebie momencie. No i jest jeszcze król mechanizmów obronnych – wyparcie. Osobiście uwielbiam. Czyli coś, co nam nie pasuje wypieramy z rejestru i chowamy głęboko w piwnicy swojej duszy. Nie bez kosztów bo faktura i tak przychodzi. Albo niepokojem, albo psychosomatyką, albo paraliżem przed bliskością. Różnie za to płacimy.

 No i oczywiście są jeszcze używki, o które tak łatwo w ciągu świąt, ale nie tylko, bo dostępne cały rok: jedzenie ponad miarę, napadowe jedzenie, alkohol w każdej postaci, to takie oczywiste typy. Ale nieoczywiste są też mechanizmy takie jak senność, uczulenie, zmęczenie, zapracowanie, bóle konkretnych części ciała, które pojawiają się w konkretnym kontekście np. po kłótni z kimś. Czuwajmy też nad byciem w ciągłej uważności i czytaniu stanów emocjonalnych osób z naszego otoczenia, żeby zorientować się jakimi mamy być, żeby nikomu nie robić problemu. Żeby wypełnić lukę w systemie i złagodzić jego szorstkie kanty. Dorosłość to czas, kiedy już nie musimy czuwać, w jakim nastroju jest tata i czy będzie awantura, albo czy mama się odzywa i czy nas w ogóle nadal kocha.

No i jeszcze są takie nawyki systemowe, które są w nas pomimo tego, że mamy te swoje 20, 30, 40, czy więcej lat. Ostatnio mój znajomy, światowej klasy specjalista o międzynarodowej karierze, na najlepszych uniwersytetach, powiedział mi: „możesz poznać, ile pracy wewnętrznej w sobie przerobiłeś po tym, jak odwiedzasz rodziców i ile jesteś w stanie wytrzymać bez starych zachowań – tak właśnie mierzymy poziom oświecenia”. Jeśli myślicie, że już opanowaliście wszystkie techniki komunikacji bez przemocy, mindfulness, transformującej obecności i pracy z wewnętrznym krytykiem, to zmierzcie czas na wigilii, kiedy wam się odpali: „chyba ty”, „to twoja wina”, „a weź spieprzaj”. Tyle śladu po naszych warsztatach 5 dniowego odosobnienia. Nie, no dobra, nie jest tak źle – tyle tylko, że systemy rodzinne to moc ogromna. I trzeba siły i spokoju Mistrza Yody, żeby nie wpaść w pułapki zastawiane przez przekonania, wychowanie i religie – formowane przez lata całe.

Im bardziej jesteśmy świadomi tych mechanizmów, tym łatwiej nam nimi zarządzić. Tyle tylko, że krok pierwszy to uświadomić je sobie, a to bolesny proces. Bo musimy na światło dzienne wyciągnąć coś co skrzętnie skrywaliśmy ubierając w mniej lub bardziej nazwaną instrukcję obsługi członków rodziny.

Święta to taki czas, w którym w skondensowany sposób doświadczamy tych mechanizmów. Więc część z nas wyjeżdża z wigilii, imienin, chrztów – poruszeni tymi systemowymi zależnościami.
Dobra wiadomość jest taka, że im więcej w nas chęci do uwolnienia się od tych mechanizmów, tym więcej swobody w sobie odnajdziemy. Tyle tylko że zmiany w systemie w jednym miejscu, powodują zmiany w całej jego dynamice. Bo jesteśmy ze sobą połączeni. Wiadomo. Co oznacza, że zmiana w nas wywołuje mimochodem zmianę w systemie, a system nie lubi zmian. Oj nie lubi. Więc oporuje: wyśmiewa, stosuje sarkazm, cynizm, uszczypliwości, epitety. Trzeba to przetrzymać, nie dać się zahaczyć, wytrącić z obranej drogi zmiany, nie zagrać w gry psychologiczne i jak ognia unikać trójkąta dramatycznego, bo jak sama nazwa wskazuje, on jest dramatyczny. Nie wchodźmy więc w przypisaną nam w rodzinie rolę biednej ofiary, ani wybawcy wszystkich, ani też oprawcy. Nie wchodźmy w ogóle żadną rolę. Bądź sobą, chyba że możesz być Yodą, to wtedy bądź Yodą. W przeciwnym razie sobą. To najlepsza rola. Rola życia.​