Konstrukcja przypominające gigantyczne koło
Dynasphere przyjmował formę ogromnego pojedynczego koła, wewnątrz którego znajdowała się kabina dla kierowcy i pasażera. Ten futurystyczny pojazd mierzący 3 metry wysokości prezentował się niezwykle efektownie, przyciągając uwagę gdziekolwiek się pojawił. Napęd stanowił dwucylindrowy silnik Douglas o mocy 2,5 KM, współpracujący z trzybiegową skrzynią. Cały mechanizm opierał się na wewnętrznych torach biegnących po obwodzie konstrukcji. Po uruchomieniu jednostki, tory były ciągnięte, wprawiając całe koło w ruch. Niski środek ciężkości zapewniał stabilność – ciężar silnika i kierowcy utrzymywał kabinę w pozycji równoległej do podłoża. Ciekawym zjawiskiem było znikanie kratownicy podczas jazdy. Jak odnotował magazyn Modern Mechanics w 1932 roku, struktura stawała się niemal niewidoczna w ruchu, migając z taką częstotliwością, że kierowca zachowywał dobrą widoczność.
Czytaj też: Supersamochód z akumulatorem zamiast silnika V12. Chińczycy pokazali, jak się bije rekordy
Purves opracował dwa prototypy o zróżnicowanych parametrach. Większy model benzynowy ważył około 450 kg i osiągał prędkość 40-48 km/h z dwoma osobami na pokładzie. Mniejsza wersja elektryczna prezentowała nieco inne możliwości. W 1935 roku inżynier poszerzył koncepcję, tworząc wersję autobusową. Dynasphere 8 mógł pomieścić ośmiu pasażerów i został zaprojektowany z myślą o użytku plażowym. To świadczyło o poważnym traktowaniu wynalazku jako realnej alternatywy dla konwencjonalnych rozwiązań transportowych.
Wyzwania techniczne nie do pokonania
Niestety, innowacyjna konstrukcja miała fundamentalne wady. Podstawowym problemem okazało się sterowanie, które w pierwotnej wersji wymagało od kierowcy pochylania się w pożądanym kierunku. Purves planował udoskonalenia z przekładniami przesuwającymi obudowę, ale rozwiązanie nigdy nie zostało w pełni dopracowane. Najpoważniejszą niedogodnością było zjawisko, które sprawiało, iż podczas zmiany prędkości kabina z kierowcą obracała się niezależnie w ruchomej strukturze koła. To nie tylko utrudniało komfort podróży, lecz dodatkowo stwarzało realne zagrożenie bezpieczeństwa. Hamowanie również pozostawiało wiele do życzenia, co ostatecznie zadecydowało o praktycznej nieużyteczności projektu.
Pomimo oczywistych niedoskonałości, wynalazek spotkał się z ciepłym przyjęciem części środowiska. Magazyn Meccano Magazine w 1935 roku snuł wizje, w których “gigantyczne koła” mogłyby pewnego dnia masowo poruszać się po autostradach. Margaret Partridge z Women’s Engineering Society szczegółowo analizowała projekt, podkreślając jego potencjalną efektywność energetyczną. Inżynierka twierdziła, że sterowanie przypominało “zwykły samochód” i zaprzeczała tendencjom do poślizgu.
Czytaj też: Rower droższy niż samochód powstaje w USA. Dwuletnie badania przyniosły przełom w produkcji ram rowerowych
Pojazd zredukował lokomocję do najprostszej możliwej formy, z konsekwentną oszczędnością energii. To pojazd przyszłości o dużej prędkości – twierdził J. H. Purves, Popular Science 1932
Dziedzictwo nietuzinkowego wynalazku
Dynasphere pozostał fascynującą ciekawostką techniczną, świadectwem epoki, gdy inżynierowie śmielej kwestionowali utarte schematy. Choć koncepcja nie zrewolucjonizowała transportu, stanowi ważny przykład myślenia wykraczającego poza konwencjonalne rozwiązania. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, trudno nie docenić odwagi twórcy. Mimo ewidentnych wad, projekt pokazał, że warto eksperymentować, nawet jeśli ostateczny efekt nie spełni oczekiwań. Być może niektóre pomysły Purvesa w zmodyfikowanej formie znajdą zastosowanie w przyszłości, gdy znów zaczniemy poszukiwać alternatywnych rozwiązań transportowych.