Historia poszukiwań El Dorado sięga czasów wypraw z Europy do obu Ameryk. Zanim jeszcze Krzysztof Kolumb dotarł do celu, Indianie mieli nietypowy rytuał polegający na oklejaniu swoich wodzów… złotem. Pozwala to lepiej zrozumieć, skąd w ogóle wzięła się cala nazwa. Była ona bowiem skróconą formą el hombre dorado, co oznaczało złotego człowieka.
Czytaj też: To znalezisko przekroczyło wszelkie oczekiwania. Pokazuje zaskakującą prawdę o końcu epoki lodowcowej
Oczywiście gdy tylko konkwistadorzy dowiedzieli się o tej tradycji – w momencie ich dotarcia do Ameryki już nieistniejącej – ich wyobraźnia wręcz zapłonęła. Szybko pojawiły się opowieści o rzekomej krainie pełnej złota. A prawie nic nie motywuje tak dobrze, jak wizja wielkiego bogactwa. Przybysze włożyli wiele wysiłku, by odnaleźć El Dorado, choć oczywiście nie było pewności, czy ono w ogóle istnieje.
Na czele nowych badań w tej sprawie stanął Juan Pablo Quintero-Guzmán z kolumbijskiego Museo del Oro. Jak wyjaśnia, mit narodził się za sprawą XVII-wiecznego hiszpańskiego kronikarza Juana Rodrígueza Freyle’a. To właśnie jego dziełem był opis rytuału koronacyjnego przypisywanego ludowi Muisca. Ceremonia miała się odbywać nad jeziorem Guatavita.
El Dorado, według wierzeń przybyszy z Europy, miało być mityczną krainą pełną złota
Jak dokładnie wyglądała? Freyle twierdził, że kiedy Muisca mieli doczekać się nowego przywódcy, ten musiał najpierw spędzić 6 lat w jaskini. Później pokrywano go warstwami złota i transportowano na środek jeziora na tratwie wypełnionej złotymi przedmiotami. Gdy wieści o tych wydarzeniach dotarły do konkwistadora Sebastiána de Belalcázara, zrodził się termin El Dorado. Miało to być miejsce położone w obrębie wspomnianego jeziora, którego poszukiwaniami zajęła się masa osób kuszonych wizją wiecznego bogactwa.
Ale czy El Dorado kiedykolwiek w ogóle istniało? O wnioskach na ten temat Quintero-Guzmán pisze na łamach Latin American Antiquity. Wbrew pozorom, w całej historii skrywa się ziarnko prawdy. A być może nawet cała sztabka. Wszystko przez wspomniany rytuał, który faktycznie był kultywowany, o czym przekonał się Hartley Knowles. Brytyjczyk znalazł w 1912 roku liczne złote przedmioty ukryte w wodach Guatavita. Kilkadziesiąt lat później odnaleziono natomiast złotą trawę, co było twardym dowodem na to, iż niezwykła ceremonia faktycznie miała miejsce.
Czytaj też: Tajemniczy cmentarz na północy naszego kraju. Jego datowanie sięga na długo przed chrzest Polski
Ale czy przedstawiciele ludu Muisca faktycznie regularnie organizowali tego typu wydarzenia? Tutaj archeolodzy mają już spore wątpliwości. Kompleksowe poszukiwania obejmujące wspomniane jezioro nie przyniosły kolejnych bogactw: naukowcy natrafili na fragmenty ceramiki, w której najprawdopodobniej przechowywano alkohol. Wydaje się więc, iż rytuał złotego człowieka mógł mieć miejsce tylko raz. Dlaczego? Być może ówczesny przywódca, próbując uporać się z rosnącymi napięciami społecznymi i politycznymi, postanowił przeprowadzić ceremonię, która wzmocniła jego pozycję, nadając mu nieco mitycznych właściwości. Kto wątpiłby bowiem w słowa człowieka dosłownie pokrytego złotem? Plotki szybko się jednak rozeszły, a przybysze z Europy uwierzyli, że gdzieś w Ameryce Południowej znajduje się El Dorado – kraina pełna złota, która tylko czeka na odnalezienie.