Europa płonie, a sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli

Pożary są nieodłącznym elementem funkcjonowania ziemskich ekosystemów, jednak od kiedy człowiek opanował ogień i w coraz większym stopniu zapanował nad całą planetą, tego typu zjawiska stały się niezwykle rzadkie. Niestety, w ostatnim czasie sytuacja się odwróciła.
Europa płonie, a sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli

Najlepszym, choć mało optymistycznym tego przykładem są coraz częstsze pożary, które wymykają się spod kontroli do tego stopnia, że nawet służby ratownicze nie są w stanie ich opanować. Natura pokazuje, jak nieokiełznana potrafi być, a ogień to tylko jeden z żywiołów, które będą nam utrudniały życie w związku ze zmieniającym się klimatem.

Czytaj też: Anomalia pogody sprawiła, że zmarł. Bohater „Into The Wild” był w złym miejscu i o złym czasie?

Historyk Stephen Pyne zaproponował określenie pirocen, które opisuje epokę geologiczną charakteryzującą się używaniem ognia przez ludzi, szczególnie na większą skalę, na przykład poprzez spalanie paliw kopalnych, co zauważalnie wpływa na Ziemię. Wygląda jednak na to, że natura wyprowadza kontrę niczym wytrawny bokser, narażając na starcie z ogniem nawet mieszkańców obszarów, które w ostatnim czasie nie miały z nim styczności. Kilka dni temu pożary wybuchły między innymi w Londynie – cała Wielka Brytania notowała natomiast rekordowo wysokie temperatury, jakich nie mierzono tam nigdy wcześniej.

Nieszczęsny 2020 rok zaczął się od pożarów, które nawiedziły Australię. Nie był to jednak jedyny kraj dotknięty tym problemem. Swoje odcierpieli również mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, a w szczególności Kalifornii. Problemem są nie tylko same zmiany klimatu, które prowadzą do częstszych i intensywniejszych fal upałów, ale również ludzkie postępowanie. Nasz gatunek osiedla się bowiem na terenach cechujących się predyspozycjami do występowania częstych pożarów.

Europa Środkowa w centrum zagrożenia

Wspomniany już Stephen Pyne zwraca uwagę na fakt, iż w Europie sytuacja jest pod tym względem odwrotna. Mieszkańcy krajów takich jak Portugalia, Hiszpania i Grecja w ostatnich dziesięcioleciach decydowali się na migracje do miast, porzucając rolnictwo i hodowlę zwierząt. W efekcie na terenach wiejskich nie zostało wystarczająco dużo osób, które kontrolowałyby tamtejszą roślinność czy zalesienie. Przez tysiące lat rolnicy regularnie wypalali swoje ziemie, aby usunąć martwe zarośla i zrobić miejsce dla nowej roślinności. Z dzisiejszej perspektywy wiemy, że jest to wysoce szkodliwe dla zwierząt zamieszkujących te obszary, lecz jednocześnie umożliwia kontrolowane wypalanie “punktów zapalnych”. We znaki daje się też mniejsza liczba wypasanych zwierząt, które w naturalny sposób ograniczały możliwość występowania pożarów pastwisk.

Czytaj też: Ten kataklizm doprowadził do ich końca. Cywilizacja Majów zmierzyła się z groźnym przeciwnikiem

Klimat odgrywa w całym procederze niezwykle istotną rolę. Deszczowe zimy i wiosny sprzyjają wzrostowi roślin, które wysychają latem, stając się paliwem dla szalejącego ognia. Susze są częstsze i trwają dłużej, co dodatkowo komplikuje sytuację. O ile jednak pożary zazwyczaj ograniczały się do krajów południa, w szczególności basenu Morza Śródziemnego, tak obecnie zaczynają one dotykać również środkowej Europy. Część naukowców apeluje o kontrolowane przerzedzanie pokrywy roślinnej, choć najlepszym rozwiązaniem byłoby zapewne zwalczenie problemu jakim są rosnące temperatury.