Fotowoltaika ma poważny problem. Chodzi o lokalizację paneli

Jak wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców z Turcji, kwestia wyboru miejsc, w których montowana jest fotowoltaika powinna być rozpatrywana znacznie uważniej niż miało to miejsce do tej pory.
Fotowoltaika ma poważny problem. Chodzi o lokalizację paneli

Autorom publikacji zamieszczonej na łamach Renewable Energy chodzi przede wszystkim o zagrożenia natury… hydrologicznej. Ryzyko występowania powodzi było przez nich rozpatrywane z wykorzystaniem metody AHP (ang. analytic hierarchy process) i pozwoliło na ocenę potencjalnych zagrożeń powodziowych w obrębie planowanych farm fotowoltaicznych.

Czytaj też: Chińczycy sprawili, że perowskitowe ogniwa słoneczne osiągnęły rekord. Jak tego dokonali?

Członkowie zespołu badawczego wyznaczyli sześć poziomów zagrożenia powodziowego opierając się na głębokościach i prędkościach przepływu. Warto zauważyć, że trzy najwyższe stopnie stwarzają istotne niebezpieczeństwo dla paneli słonecznych. 

Jak wyjaśniają sami zainteresowani, dotychczas prowadzone badania sugerowały raczej, że strefy buforowe powinny być wyznaczane w odległości od 100 do 1000 metrów. Dzięki takim zabezpieczeniom ryzyko występowania szkód miało być zauważalnie obniżone, choć tureccy naukowcy nie byli przekonani co do wyznaczonych wartości. Tym bardziej, iż problemy natury hydrologicznej występowały w ostatnich latach coraz częściej i zapewne sytuacja będzie się dalej pogarszać.

Tureccy naukowcy chcieli przekonać się, czy fotowoltaika rozmieszczana w oparciu o obecne wytyczne jest odpowiednio zabezpieczana przed zagrożeniami hydrologicznymi

Kluczowym wnioskiem wyciągniętym w toku ostatnich analiz było to, iż strefy buforowe wyznaczane na podstawie obecnych wytycznych nie zapewniają farmom fotowoltaicznym odpowiedniej ochrony przed zagrożeniami powodziowymi. To z kolei przekłada się na wyższe ryzyko uszkodzenia paneli i ograniczenia możliwości pozyskiwania energii ze słońca.

Wspomniana metoda, czyli AHP, sprawia, że rozwiązywanie złożonych problemów staje się znacznie łatwiejsze. Chodzi przede wszystkim o takie wyzwania, w których danych wejściowych nie da się ze sobą porównać, na przykład ze względu na użycie różnych jednostek miary. Stosując proponowane podejście badacze byli natomiast w stanie opracować model wykorzystujący jednorodne czynniki. 

Czytaj też: Kolej wodorowa? Nasi sąsiedzi wywiesili białą flagę 

Inna technika, znana jako RUSLE (ang. Revised Universal Soil Loss Equation) uwzględnia szereg czynników, między innymi w postaci opadów, podatności gleby na erozję czy cech topograficznych. Z kolei modele DEM (ang. digital elevation models), będące cyfrowymi zestawami danych kartograficznych reprezentującymi ciągłą topograficzną powierzchnię wysokości w celu określenia odległości do dróg, linii przesyłowych i innych czynników, posłużyły do analizy wpływu rozdzielczości topograficznej na zagrożenia powodziowe.  

W ten sposób naukowcy doszli do wniosku, że niższa rozdzielczość (34 metry) może zapewnić podobne wyniki jak wyższa (25 metrów) przy wyborze lokalizacji projektu fotowoltaicznego. Według głównego autora badań, Kutaya Yılmaza, w ramach dalszych wysiłków on i jego współpracownicy zamierzają wziąć pod uwagę inne czynniki, takie jak wzrost poziomu mórz i zwiększenie częstotliwości gwałtownych opadów.