Jak reagować, gdy ktoś na nas krzyczy?

Dobre maniery nie są tresurą, to otwartość na drugiego człowieka. Ważne, żeby nie tracić ich w sytuacjach trudnych – mówi dr Tomasz Sobierajski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

KRYSTYNA ROMANOWSKA: Czy dobre maniery budują dobre relacje?

TOMASZ SOBIERAJSKI: Oczywiście! Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej! Budowania dobrych relacji nie zaczyna się od tego, że kogoś obrazimy, nakrzyczymy na niego lub spluniemy mu pod nogi. Jeśli chcemy nawiązać z kimś nić porozumienia, to niezbędna jest uważność na tego człowieka, a ta postawa jest fundamentem dobrych manier i dobrego wychowania.

Wielu osobom wydaje się, że dobre maniery to umiejętność prawidłowego zjedzenia homara. To nieprawda. Dobre maniery to otwartość na drugiego człowieka, jego problemy, przeżycia. To podstawowa umiejętność funkcjonowania z innymi, bycia w grupie i społeczeństwie. Dobre maniery powodują, że wzajemne relacje są prostsze i działają jak dobrze naoliwiony mechanizm.

Wyobraźmy sobie, że ktoś średnio dobrze wychowany myśli sobie: “Stanę się dobrze wychowanym człowiekiem”. Czy to się może udać?

– Moim zdaniem tak. Tylko nie może się to obyć bez ciężkiej, wewnętrznej pracy nad sobą. Można kupić jeden z podręczników dobrych manier od A do Z i nauczyć się całej zawartości. Ale w ten sposób zmienimy tylko fasadę. A człowiek dobrze wychowany to taki, który ma ułożone wnętrze, nawet jeśli tynk na fasadzie odrobinę się sypie. Znam wiele osób, które nie mają pieniędzy na to, żeby prezentować się światu w pełnej krasie i nie jedzą posiłków z rodowych sreber, popijając winem z własnej piwnicy. Ale wewnętrznie, dzięki odebranej kindersztubie, są poukładane, zrównoważone, a przebywanie z nimi jest dużym komfortem. Dobre maniery nie są tresurą, tylko postawą, sposobem codziennego funkcjonowania. Ważne, żeby nie tracić ich w sytuacjach trudnych, granicznych. Jeśli będzie to tylko tresura, to w dramatycznych chwilach dobre wychowanie przepadnie. Jeżeli jednak będzie pracą nad sobą, akceptacją siebie, zakochaniem się w sobie i oddawaniem tego innym, to wtedy te nawyki będą dużo trwalsze.

Dobre maniery to życzliwość?

– Tak, mają dużo wspólnego z życzliwością i empatią. Znam osoby, które potrafią ładnie się ubrać i  odpowiednio zachować przy stole, ale są nieżyczliwe ludziom. Inni niewiele ich interesują, nie potrafią prowadzić rozmowy, nie są zainteresowane światem. Za to dostają furii, kiedy kieliszek stoi za blisko talerza, a sztućce nie leżą po właściwej stronie.

Czyli dobre maniery wiążą się także z umiejętnością radzenia sobie z uczuciami, np. złością?

– Nie można być dobrze wychowanym, jeśli człowiek nie jest ułożony sam ze sobą. Komuś, kto nie potrafi przeprosić czy podziękować sobie, trudno jest zrobić to samo w stosunku do kogoś innego. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że jesteśmy życzliwi dla kogoś, a nie dla siebie. Albo akceptujemy kogoś, a nie akceptujemy siebie.

 

Czy dziecko, które wyrosło w domu pełnym dobrych uczuć, wzajemnej życzliwości, empatii, umiejętnie odczytywanych emocji, wyrośnie na człowieka z dobrymi manierami? Ot, tak sobie?

– Ma dużą szansę. Dużo większą niż dziecko wychowane w domu, w którym uczy się zachowania przy stole, a jest się obojętnym na to, co się przy tym stole dzieje między ludźmi. Dziecko wychowane empatycznie w stosunku do świata nabiera dobrych manier samoistnie. Osoba otwarta na świat, umiejąca słuchać innych, doskonale poradzi sobie np. w mongolskiej jurcie, gdzie będzie jadła rękami. Nie urazi gospodarzy tym, że będzie wybrzydzała: bo nie ma sztućców. Będzie zachwycona możliwością kontaktu z inną kulturą.

Z ogromną przyjemnością zauważyłam, że moje dziewięcioletnie córki ustępują miejsca w autobusie starszym ludziom, chociaż nigdy wprost nie powiedziałam im, że tak się właśnie powinny zachować.

– Prawdopodobnie spostrzegły kiedyś, że to robisz. Dzieci uczą się przez obserwację. A jednocześnie są wychowywane w otwartości i po prostu wiedzą, że tak się właśnie należy zachować.

Wydawało się w pewnym momencie naszego życia społecznego, że dobre maniery staną się modne i popularne w taki sposób, w jaki stało się to z kuchnią i tańcem. Ale ten moment nie nadszedł, przynajmniej w Polsce.

– Patrząc na Europę Zachodnią i na USA, widzę, że w przestrzeni publicznej dobre maniery są nadal ważne. Ludzie stają po określonej stronie schodów ruchomych, są uważni za kierownicą. To jest istotne, bo pozwala lepiej funkcjonować w sytuacji, kiedy jest coraz ciaśniej i gęściej. Ale niestety zasady savoir-vivre’u nie stały się tak popularne i promowane, jak na przykład umiejętności kulinarne. Może wynika to z tego, że wymagają większego nakładu pracy? Uważność na drugiego człowieka jest dużo trudniejsza niż upieczenie sernika. Co więcej, ciasto możemy od razu skonsumować i nagrodzić się za trud włożony w jego upieczenie. A w dobrym wychowaniu na nagrodę trzeba czasem poczekać.

Może nigdy nie nadejść.

– Zawsze nadchodzi. Gdybym tego nie doświadczał, nie propagowałbym idei dobrego wychowania. Tymczasem traktuję to jak misję edukacyjną. Spełniam się w tym i wierzę, że młodzi ludzie, z którymi o tym rozmawiam, mają świadomość, że dobre maniery są ważne. Jako naród nie jesteśmy źle wychowani. Chcę to mocno podkreślić. Na świecie już się nie ustępuje słabszym miejsca w autobusie i tramwaju. U nas nadal tak. Zrobiliśmy dziwny przeskok w tym, jak funkcjonujemy w przestrzeni publicznej, wspólnej: w skali mikro – w naszych mieszkaniach, i w skali makro – na placach i ulicach. Uwielbiamy na przykład, kiedy w naszym ogródku jest czysto, ale wywozimy śmieci do lasu. Pucujemy mieszkanie, ale jednocześnie puszczamy głośno muzykę, wbijamy gwoździe po północy, co jest ewidentnym brakiem szacunku dla sąsiadów.

Kierowcy i jazda samochodem?

– Te postawy związane są z tym, czym są dla nas samochody. Nadal traktujemy je nie użytkowo, ale jako podstawowe elementy podwyższające nasz społeczny status. Wielu Polaków uważa: mam samochód, jestem lepszy, właściwie – jestem panem świata. Zamykają się w samochodowej puszce, po brzegi wypchanej ich zbudowanym na kompleksach ego i mają w nosie to, co się dzieje dokoła.

 

Jak zachować dobre maniery w rzeczywistości zaprzeczającej dobremu wychowaniu?

– Nie dać się zwariować. Chamstwo jest dużo łatwiejsze, głośniejsze. Wydawać się może, że dzięki niemu można więcej zyskać. Też kiedyś tak myślałem. Buntowałem się przeciwko temu, co prezentowali i mówili moi rodzice zwracający uwagę na chamskie zachowania. Jako nastolatek szukałem prostszej drogi i reagowałem chamstwem na chamstwo. Ale za każdym razem czułem się z tym źle i przepraszałem daną osobę. Teraz wiem, że dobre wychowanie procentuje. Na wiele chamskich sytuacji reaguję po prostu uśmiechem. Czasami to doprowadza do nasilenia agresji z drugiej strony, natomiast mnie pozwala być w porządku ze sobą.

Co robić, jeżeli ktoś na nas krzyczy?

– Najlepsza, najprostsza zasada, która powoduje, że tamta osoba przestaje krzyczeć, jest nierobienie nic. To trudne, wymaga doświadczenia i dużej praktyki. Nierobienie nic powoduje, że nasz adwersarz nagle się orientuje, że jest sam i jest śmieszny w tej agresji i krzyku.

Czy dobre wychowanie wyklucza używanie brzydkich słów?

– Brzydkich słów używamy nie tylko w sytuacji agresji. To są słowa o określonym zabarwieniu i trzeba wiedzieć, kiedy ich używać. Mogą się przydać w bardziej kameralnej sytuacji do ubarwienia jakiejś anegdoty. Czasami użyjemy ich w określonym, umownym kontekście i nikomu nie stanie się krzywda. Ale czasami kogoś możemy nimi urazić – trzeba o tym pamiętać.

Kim był człowiek, o którym możesz powiedzieć, że był najlepiej wychowanym człowiekiem, jakiego spotkałeś?

– Przychodzi mi do głowy wiele osób – przede wszystkim z mojej rodziny. Nie myślę tylko o osobach starszych, ale też o młodszych. Ostatnio jechałem z moimi młodszymi braćmi w góry. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaką dumę czułem, kiedy widziałem, jak pomagają potrzebującym osobom na peronie czy w pociągu, jak zwracają się do ludzi na szlaku i jak są uważni na świat. Wyjazd z nimi to była czysta przyjemność, nie tylko dlatego, że są świetnymi kompanami, ale głównie dlatego, że są tak dobrze wychowani.

Jak się zachować, jeżeli człowiek, któremu mówiło się kilka razy „dzień dobry”, ciągle sprawia wrażenie, jakby widział nas pierwszy raz i nigdy sam nas nie wita?

– To są tak zwani połykacze powietrza, którzy żałują dla nas swojego głosu. Często sam pierwszy mówię „dzień dobry”, nawet jeśli jest to wbrew zasadom savoir-vivre’u. Wychodzę z założenia, że ta druga osoba może nie wiedzieć, wstydzić się, krępować. Daję szansę. Jeśli ktoś z niej skorzysta, to super, jeśli nie, przestaję jej się kłaniać, bez żalu.

Jak zachować dobre maniery w epoce telefonii komórkowej?

– Trzeba się nauczyć, po której stronie talerza położyć telefon. I potem już będzie łatwiej.

A po której?

– Tam, gdzie łyżeczkę do deserów (śmiech). Oczywiście żartuję. Kiedy siadamy przy stole, chowamy telefon. Jeśli spędzamy z kimś czas, skupiamy się na tej osobie, telefon może poczekać. Ale świat wirtualny także rządzi się swoimi prawami. Pisząc maile, stosujemy w nich wszystkie formy towarzyskie odnoszące się do korespondencji. Oddzwanianie na nieodebrane połączenia odpowiadanie na SMS-y, to wszystko mieści się w etykiecie nowych technologii. Przestrzeń dobrych manier przeniosła się w nowe spektrum, ale nadal obowiązuje. Zmieniły się tylko formy komunikacji. W przestrzeni wirtualnej, tak jak w realnej, powinniśmy być dla drugiej osoby życzliwi, trzymać odpowiedni poziom. Moi studenci, których uczulam na te formy zachowań, bardzo mi dziękują, bo nikt wcześniej im o tym nie mówił.

A na co zwracasz im uwagę?

– Na to, że jeśli piszą do mnie, to warto, żeby napisali “dzień dobry” i żeby podpisali się imieniem i nazwiskiem, bo jesteśmy w oficjalnych relacjach. Że mail powinien zawierać coś więcej niż tylko załącznik. A jeśli zawiera załącznik, to warto by on był odpowiednio zatytułowany. To są drobne rzeczy, na które większość ludzi nie zwraca uwagi, a mają duże znaczenie.

Czy nie jest tak, że rzeczywistość wirtualna sprawiła, że staliśmy się mniej dobrze wychowani?

– Widzę jedynie, że nie do końca potrafimy dostosować dobre maniery do nowych przestrzeni, portali społecznościowych i urządzeń, za których pomocą się porozumiewamy. Wydaje nam się, że SMS-a można wysłać o każdej godzinie dnia i nocy. Inną sprawą jest panujący w sieci hejt. Nie jest to tylko polska przypadłość, ale wyjątkowe u nas jest to, że hejt traktowany jest jako źródło zarabiania pieniędzy dla właścicieli stron. Im więcej ludzie hejtują, tym jest więcej odsłon, więc zachęca się do tego czytelników, odpowiednio redagując posty.

 

Ludzie myślą, że wyrażają swoje zdanie, a tak naprawdę są prowadzeni na smyczy przez właścicieli portali. Hejt w sieci będzie istniał, bo nadal jest anonimowy. Nigdy nie czytam komentarzy w necie. Nie widzę powodu, żeby na własne życzenie taplać się w szambie. Wiem, co myśleć, wiem, czego chcę od życia i jeśli chcę się z kimś podzielić spostrzeżeniami, to szukam innych dróg komunikacji.

Pamiętasz, jak uczyłeś się dobrych manier?

– Tak, przez obserwację i pytania, dotyczące funkcjonowania w społecznej przestrzeni. Obserwowałem na co dzień rodziców, bliskich, rodzinę i zwracałem szczególną uwagę na ich ogromny szacunek dla ludzi – dla współpracowników, dla osób, które były niżej w hierarchii społecznej. Na to akurat moi rodzice byli wyczuleni.

Uczyli mnie, żebym pamiętał, że to, że akurat dziś jestem wyżej w hierarchii, że mogę sobie na coś pozwolić w większym stopniu niż inni, jeszcze bardziej zmusza mnie do zwracania uwagi na ludzi będących w mniej korzystnej sytuacji. Muszę być na te osoby szczególnie wrażliwy. Moja mama uczyła mnie też wrażliwości na fizyczną słabość innych: chorych, niepełnosprawnych. Uczyła mnie, że mam ich wspierać, ale nie w sposób protekcjonalny. Mam dbać – pomagając im – o zachowanie ich, często nadszarpywanej przez innych, godności.

Jeżeli chodzi o zachowanie przy stole, pytałem: dlaczego coś się robi tak, a nie inaczej. Rodzice nie mówili: “bo tak”, tylko mi tłumaczyli. Wyjaśniali, co mam zrobić z papierkiem po cukierku, jak mam się zachować w teatrze, co robić z rękami przy stole. Nie nakazywali, pokazywali, dawali przykład. Przesiąkałem tą atmosferą. Byli czujni i nie strofowali mnie. Jeśli zdarzyło mi się zrobić coś nieprzemyślanego, wziąć nie te sztućce albo zachować się nie tak, jak trzeba, tato rozładowywał to dowcipem, anegdotą, śmiechem, żebym nie poczuł się źle. Jeśli zwracali mi uwagę, to jedynie za pomocą zdania: “Pomyśl, co byś zrobił, gdybyś ty był w takiej sytuacji”? To mi pozwalało na znalezienie perspektywy drugiej osoby.

Współczesnym rodzicom zarzuca się, że wychowują dzieci narcystycznie i egocentrycznie. Czy to wyklucza dobre maniery?

– Dzieci uczą się przez towarzyszenie i obserwowanie. Jeśli rodziców nie będzie przy dzieciach, jeśli nie będą poświęcać im odpowiedniej ilości czasu, to nawet jeśli dorośli będą świetnie wychowani, dzieci nie zdążą się tego nauczyć, bo nie będą miały okazji. Wychować dzieci można dobrze tylko wówczas, gdy mogą korzystać z naszych dobrych zachowań. A kiedy nam zadadzą pytanie: “Po co mi dobre maniery?”, należy odpowiedzieć: “Po to, żeby nam się lepiej żyło”.