I co z tego, że chcemy dobrze? Nie wystarczy wiedzieć, co jest słuszne, żeby słusznie postąpić

Wahasz się, mimo że na zdrowy rozum wiesz, co zrobić. Racjonalne argumenty nie przekonują. Znasz to uczucie? Sprawdź, co z nim zrobić.

Tyle wiemy o tym, co powinniśmy robić, a czego nie, i nic z tego nie wychodzi. Zawodzimy samych siebie w sprawach wielkich i małych. Nie stosujemy dobroczynnych diet, nie rzucamy nałogów, nie realizujemy noworocznych postanowień, zdarza nam się czegoś zaniechać, zaniedbać albo po prostu postąpić paskudnie.

Czasem się tego wstydzimy, a czasem – gdy nie spotka nas za to żadna kara – nie. Stare rzymskie przysłowie mówi: verba docent, exempla trahunt – słowa uczą, przykłady pociągają. Wiadomo, jak powinno się postąpić, a wychodzi jak zwykle.

Ale to nie koniec trudności z podejmowaniem lub niepodejmowaniem jakiegoś działania. Wszyscy znamy bajkę Aleksandra Fredry o osiołku, któremu dano we dwa żłoby owsa i siana. Biedak zmarł z głodu, bo wybór okazał się za trudny.

I znowu – od spraw banalnych po zasadnicze, od decyzji, czy na wakacje pojechać nad morze, czy w góry, po wybory zawodowe, od koloru T-shirta po wycofanie się z toksycznej relacji, wahamy się,  mimo że na zdrowy rozum wiemy, co zrobić.  Co się dzieje? Dlaczego racjonalne argumenty nie wystarczają? Dlaczego nie dość wiedzieć, co jest słuszne, żeby słusznie postąpić?

Wieczne niezaspokojenie

Przez długie stulecia starożytni filozofowie, nauczyciele sztuki życia, uważali, że najważniejsze w człowieku jest to, jak myśli. Uwolnienie od lęku, który wydaje się nieodłączny od ludzkiej egzystencji, jest możliwe poprzez usprawnianie ludzkiego rozumienia świata i samego siebie. Jeśli ktoś zrozumie nietrwałość wszystkiego, nauczy się cieszyć każdą chwilą życia. Jeśli ktoś nauczy się rozpoznawać zwodnicze sztuki masowego społeczeństwa, będzie umiał sam decydować o sobie. Jeśli, jak uczyli stoicy, ktoś nie pozwoli, by rozum ulegał zakorzenionym w ciele namiętnościom, ocali wewnętrzny spokój. Te starożytne poglądy żywe są do dziś. Wiele z popularnych metod pracy z przekonaniami czy emocjami bierze początki w tych dawnych koncepcjach.

Problem w tym, że codzienne doświadczenie dowodzi, że ich skuteczność ma ograniczony zakres. Życiowe decyzje oraz stojące za nimi przekonania i upodobania opierają się na bezspornym rozumowaniu w znacznie mniejszym stopniu, niż gotowi jesteśmy przyznać. Znacznie częściej to myśl biegnie za pragnieniem niż pragnienie za myślą.

Psycholog i myśliciel Carl Gustaw Jung pytał w „Psychologii przeniesienia”: „Dlaczego człowiek jest wiecznie niezaspokojony? Dlaczego nie kieruje się rozsądkiem? Dlaczego człowiek nie czyni wyłącznie dobra i zawsze musi zostawić jakiś kącik w gestii zła? Dlaczego już to mówi się za dużo, już to za mało? Dlaczego popełnia się głupstwa, których przy odrobinie rozwagi łatwo dałoby się uniknąć? Czym wreszcie jest to coś, co ciągle przekreśla nasze zamiary i powstrzymuje nas w pół drogi?”.

Ludzki umysł to najwyraźniej sprawa znacznie bardziej skomplikowana, niż wydaje się entuzjastom prostych metod osobistego rozwoju i sposobów radzenia sobie z wewnętrznymi i zewnętrznymi barierami na drodze do szczęścia i życiowego sukcesu.

 

Chcę czy nie chcę?

U kresu starożytności, gdy najazdy barbarzyńskich ludów niszczyły Cesarstwo Rzymskie, Augustyn, biskup afrykańskiej  Hippony, zastanawiając się nad biegiem ludzkich spraw, rozwijał koncepcję filozoficzną zasadniczo odmienną od pomysłów swoich greckich i rzymskich poprzedników.

Jak to się dzieje, pytał, że namiętność każe myśli „pochwalić fałsz zamiast prawdy, innym razem nawet bronić go; to znowu każe zastępować naganami dawne pochwały, wtrącając w nowe błędy (…) Przygniata zwątpieniem w możliwość odkrycia prawdy i więzi w ciemnych otchłaniach głupoty” („O wolnej woli”). Tylko własna wola i wolny wybór, pisze, czynią myśl wyposażoną we władzę i cnotę wspólniczką namiętności.

Jeśli chcemy zrozumieć, jak myślimy, jak podejmujemy decyzje albo dlaczego trudno jest nam je podjąć, musimy – taki wniosek płynie z nauk Augustyna – przyjąć, że fundamentalną siłą, która kieruje naszym życiem, nie jest rozum, lecz wola. Wola to nie to samo, co pożądania, jakie rodzą się w ludzkim ciele, ani nie to samo, co emocje. Wola to, mówiąc nieaugustyńskim językiem, podstawowa energia, która kieruje ludzkimi myślami i ludzkim działaniem. Wolna wola jest przyczyną zarówno dobrych, jak i złych decyzji. Może więc być dobra lub zła. Żeby odpowiedzieć sobie na pytanie o to, jak dobrze żyć, trzeba zrozumieć wewnętrzną dynamikę woli.

Wiele miejsca koncepcji Augustyna poświęca w swej fundamentalnej pracy na temat woli Hannah Arendt („Wola”). I zwraca uwagę, że w każdy akt woli uwikłane jest pewne „chcę” i pewne „nie chcę”. Zadziwiające, ale umysł, który może rozkazywać ciału, sam sobie stawia opór. Pisze Augustyn: „umysł żąda, aby umysł czegoś chciał – sobie rozkazuje, a nie czemukolwiek innemu – i nie wypełnia rozkazu” („Wyznania”). Wolę rozdziera więc wewnętrzny konflikt, ale gdyby było inaczej, nie byłaby ona wolną wolą.

Wola wzbudza przeciwwolę – to właśnie pokazuje przykład naszego osiołka. Wolność woli polega na wybieraniu między jakimś chceniem i jakimś niechceniem. Chcę poradzić sobie z uciążliwym przyzwyczajeniem, ale jednocześnie odczuwam wewnętrzny opór i łatwo jest mi znaleźć racjonalne argumenty, żeby tego nie robić. Ale również gdy pielęgnuję w sobie nikczemny zamiar, nie jestem wolny od rozterek. Bo, powtórzmy, wewnętrzny konflikt należy do istoty wolnej woli. Doświadczamy tego na co dzień i nietrudno zaobserwować, jak wola skłania rozum do uzasadnień potwierdzających zarówno wybór za czymś, jak i przeciw czemuś.

Chciwość kontra miłość

Dynamika woli, jak opisuje ją Augustyn, ma jeszcze jeden ważny wymiar, bez uwzględnienia którego nie zrozumiemy, jak działa zła wola. Korzeniem wszelkiego zła, powiada, jest chciwość. Dlaczego właśnie ona?

Dlatego, że chciwiec to ktoś, kto tylko w sobie samym widzi cel wszystkiego. Ludzie i rzeczy interesują go wyłącznie jako narzędzie do zaspokojenia jego pragnień. Skupiony tylko na sobie wszystko chce sobie przywłaszczyć. Chce bawić się światem i ludźmi. Natura i ludzie są potrzebni jedynie po to, żeby dostarczać mu satysfakcji, jest więc w stanie wojny ze wszystkimi, bo jest oczywiste, że wszyscy mu zagrażają. Nie chcą mu się podporządkować, a ponadto są konkurentami na rynku dóbr, które on chce mieć dla siebie.

Dlaczego ulegamy przykładom zamiast słuchać mądrych słów? Właśnie dlatego, że nie radzimy sobie z rozterkami woli i górę bierze w nas chciwość. Łatwo znajdujemy dla niej uzasadnienie. Chcemy po prostu zadbać o siebie, wziąć to, co słusznie nam się od życia należy itd. Brzmi dobrze, ale w praktyce wychodzi fatalnie.

Wahanie między chcę i nie chcę rozstrzyga działanie. W końcu muszę coś wybrać i coś zrobić. „Wola – pisze Arendt – przestaje być wolna przez to, że przestaje chcieć i zaczyna działać”. Moment decyzji może służyć zaspokojeniu własnej zachłanności albo może być w swej istocie aktem miłości, łączącej kochającego, rzecz kochaną i samą miłość. Przemiana w miłość przynosi woli wyzwolenie z wewnętrznego rozdarcia. „Miłość wytwarza trwanie, stałość, do której umysł nie jest bez niej zdolny” (Hannah Arendt).

Słowem kluczem do zrozumienia ludzkiej kondycji jest – jeśli iść za Augustynem – wolność i spontaniczność ludzkiego działania. Z każdym człowiekiem i wyborami, jakie podejmuje, zaczyna się nowa historia. I tam, gdzie biorą początek ludzkie rozterki, słabości i lęki, należy szukać lekarstwa. W ludzkiej woli, która może zapętlić się w wahaniach i zamknąć w skorupie chciwości, albo w akcie miłości urzeczywistnić swoją wolność. Sztuka życia jest sztuką miłości.