Rozpamiętywanie nam nie służy? “Często wpadamy w kleszcze pamięci”

Pokieruj swoją pamięcią, naucz się przywoływać uzdrawiające wspomnienia. Dobre życie składa się z dobrych przeżyć – minionych i aktualnych – mówi dr Ewa Woydyłło, psycholożka i psychoterapeutka.
Rozpamiętywanie nam nie służy? “Często wpadamy w kleszcze pamięci”

Zofia Rokita: Jedną z książek poświęciła pani pamięci. Dlaczego uznała ją pani za tak dla nas ważną?

Ewa Woydyłło: Bo pamięć odgry­wa ogromną rolę w jakości życia psy­chicznego. W swojej wieloletniej pracy terapeutycznej spotkałam wielu ludzi z różnymi problemami, które utrud­niają im życie. I zaobserwowałam, że jedną z przyczyn większości tych pro­blemów jest zbyt silnie utrwalona pa­mięć dotycząca złych przeżyć, krzywd i przykrości, że to zwykle ona trzyma ich w kleszczach.

Co nazywa pani kleszczami pa­mięci?

– Niedobre wspomnienia zgroma­dzone w magazynie pamięci. Ich rozpa­miętywanie nie służy dobremu życiu. To pułapka, w którą wpadamy.

Ale jak w nią nie wpadać? Chyba tylko Alzheimer może sobie z tym poradzić.

– Nie proponuję amnezji czy Alz­heimera. Nie chcę, żebyśmy zapominali cokolwiek, co się w życiu zdarzyło. Nie o to chodzi. W filmie „Lot nad ku­kułczym gniazdem” Milosa Formana główny bohater McMurphy, ten ży­wioł nieokiełznany, wulkan namięt­ności, leży w końcowej scenie z błogim uśmiechem debila. I już nigdy mu ten uśmiech nie zniknie. A co mu zrobili? Za pomocą radykalnej lobotomii wy­cięli mu pamięć, odebrali tożsamość, on już nie jest sobą i nigdy nie będzie. Tego też nie chcę. Chodzi mi o wzięcie odpowiedzialności za to, co chcemy pa­miętać, odczuwać i przeżywać. Są róż­nice między „pamiętam” a „rozpamię­tuję”, „wspominam”, „wypominam”, „nie mogę zapomnieć”. Szkodzi mi jakieś wspomnienie, robię się smutna, kiedy je przywołuję, płaczę, a nie mogę zapomnieć… No, przepraszam bardzo, ale to jest stawianie się w roli przedmio­tu, nie podmiotu. Moja pamięć nie po­winna mną rządzić, tylko ja nią.

Podam przykład. Przychodzi do mnie 23-letnia dziewczyna i mówi, że ma już wszystkiego dość, że rezygnuje ze studiów, za sobą ma problemy z alkoho­lem i nie tylko. Po nitce dochodzimy do kłębka i okazuje się, że według niej winę za jej zły stan emocjonalny ponosi tak naprawdę ojciec, który opuścił matkę, brata i ją, wyjechał za ocean i nie wró­cił. Wybrał po prostu inną drogę, zało­żył nową rodzinę. Jednak córki się nie wyrzekł – przysyła pieniądze, zaprasza na wakacje, pragnie stałych kontaktów. Mimo to dziewczyna nie może mu daro­wać. Lata mijają, a ona wciąż rozpamię­tuje i nie może pójść do przodu. A prze­cież każdego dnia tworzymy swoje życie, mogąc robić coś, co jest dla nas dobre, co lubimy, co nam służy. Nie ma jednego modelu życia, można sobie wybrać swój własny. I jeśli komuś się w życiu coś nie uda albo ktoś nas zdradzi, tak jak ojciec tej dziewczyny zdradził rodzinę, to trze­ba to oczywiście odżałować, odpłakać, odcierpieć, ale pozostać z tym jest naj­większym błędem, jaki samemu można sobie zrobić. To jest chore.

Dlaczego przywoływanie złych wspomnień jest niedobre?

– Wspomnienia rzutują w spo­sób emocjonalny na obecne życie. Jest piękna słoneczna pogoda. Siedzę sobie z przyjaciółką i popijam zieloną herbatę. Miło sobie rozmawiamy. I nagle przy­pominam sobie, jak kiedyś ktoś mnie skrzywdził. I jeśli w tym momencie przyjaciółka zaproponuje: „No, dobra, pogadałyśmy, chodźmy teraz do kina”, to ja wymamroczę smutna: „Nie, nigdzie nie idę”. Jestem smutna, bo weszłam z powrotem w nastrój i emocje związane ze wspomnieniem przykrego zdarzenia i to z miejsca popsuło mi humor.

Niedawno byłam na koncercie w fil­harmonii ze swoim małym wnuczkiem. Nagle usłyszałam melodię z baletu Piotra Czajkowskiego „Jezioro łabę­dzie”, a na scenie zobaczyłam tańczą­cą w tiulowym tutu i atłasowych pointach baletnicę. I wtedy spłynęło na mnie wspomnienie mnie samej sprzed wielu lat, kiedy to siedząc na kolanach mamy, w innym teatrze, słucham tego samego utworu, wpatrując się w wi­rującą filigranową tancerkę-łabędzia. Wspomnienia mają moc rozbudzania dawnych emocji, które nadają koloryt naszemu obecnemu życiu.

 

W zależności więc od tego, co sobie przypominamy, nasze reakcje emocjo­nalne powodują, że albo się denerwu­jemy, albo smucimy, albo uśmiechamy. Naszemu mózgowi jest wszystko jedno, czy coś dzieje się naprawdę, czy tylko w naszych myślach. Kiedy wyobrażę sobie, że znajduję się w jakiejś katastro­fie, od razu mięśnie mi się napną, serce zacznie szybciej bić – to są fizjologiczne reakcje na to, co sobie pomyślę. Do tego dojdzie sfera uczuciowa związana z sil­nym przeżyciem i mój nastrój natychmiast się obniża. Dlatego w momencie, kiedy przypomni nam się coś smutnego, przykrego, postarajmy się świadomie poszukać w pamięci i przywołać inne wspomnienie – przyjemne, pogodne. Dobra pamięć może zastąpić złą.

Czy można, ot tak, wybierać so­bie wspomnienia?

– Nie tylko można, ale wręcz trze­ba. Taką właśnie propozycję niesie moja książka: pokieruj swoją pamięcią, naucz się przywoływać wspomnienia uzdra­wiające, uczyń pamięć swoją przyja­ciółką, opiekunką, przewodniczką, a nie wrogiem. Zmień złą na dobrą, oczywiście, jeśli ci dokucza, bo jeśli ci nie dokucza, to zostaw ją w spokoju. Chodzi mi o to, by ludziom towarzy­szyło osobiste poczucie dobrego życia. A dobre życie składa się z dobrych prze­żyć – minionych i aktualnych.

Zawsze mi się wydawało, że pa­mięć po prostu jest albo jej nie ma. Nie sądziłam, że można nią świado­mie kierować i ją ćwiczyć.

Tak samo jak można wytrenować swoje ciało, można też usprawnić swoje myśli, a zatem i pamięć, a wraz z nią świadomość i tożsamość.

Jak się tego nauczyć?

–  Trzeba jak najczęściej przywo­ływać wspomnienia te najlepsze, a nie mroczne i kaleczące duszę, co nie zna­czy, że mamy się zapierać, wyrzekać czy wstydzić jakichś wspomnień. Nie! Ucze­nie się polega na rozumieniu i powtarza­niu, praktykowaniu, ćwiczeniu. Uczymy się różnych rzeczy – niektórych raz się nauczymy i już nie zapominamy, np. jaz­dy na rowerze czy pływania, ale języka obcego wciąż musimy używać, w prze­ciwnym razie z czasem go zapomnimy. Jeśli więc chcesz się czegoś nauczyć, to zasada jest prosta: posiądź daną umie­jętność, a potem ją praktykuj. Podobnie jest z kierowaniem pamięcią.

Weź kartkę papieru i wypisz na przykład miłe rzeczy o swojej matce. Możesz jej nie lubić, mogła ci się nara­zić, mogła być złą matką, ale poszukaj w pamięci także dobrych wspomnień z nią związanych. Być może zobaczysz wtedy, że nieprawdą jest, że miałaś złą matkę. Wprawdzie zabraniała ci cho­dzić na dyskoteki, goniła do lekcji, nie pozwalała się malować w podsta­wówce, ale jak usiadłaś i uruchomiłaś pamięć, przypomniałaś sobie: kto tak bardzo mnie kochał, że wszystko mi wybaczał? Kto dla mnie zawsze znaj­dował czułość, serce i troskę? Kto mi pomagał w trudnych dla mnie mo­mentach życia? Moja matka. W taki sposób można niekiedy przewarto­ściować wizerunek osoby i złą pamięć o niej zmienić na dobrą.

Radzi też pani pozbyć się z oto­czenia „negatywnych wyzwalaczy”, czyli tego, co nam przypomina przykre zdarzenia.

– Tak, bo czasami robimy sobie autosabotaż – trzymamy listy po kimś, kto nas skrzywdził, lub pamiątki, które nam się źle kojarzą. Po co? Wyrzućmy to jak najszybciej, usuńmy z oczu, żeby przypadkiem nie wślizgnąć się w przy­kry nastrój. Bo jak już wejdziemy w taki tok myślenia, to trudno się z niego wy­cofać, lepiej wcale w niego nie wcho­dzić. Nasza pamięć jest nie tylko pla­styczna, ale też niezwykle zmysłowa – reaguje na zapachy, smaki, obrazy, dźwięki. Warto rozejrzeć się i wyeli­minować negatywne wyzwalacze.

Dlaczego jednak te nieprzyjem­ne wspomnienia wydobywają się na powierzchnię o wiele łatwiej niż te radosne, czasami wręcz automa­tycznie i nie zawsze na życzenie?

– Są dwa powody. Pierwszym jest matka natura. To ona zainstalowała w naszej pamięci mechanizm, który funkcjonuje jak światełko ostrzegaw­cze. Jeżeli spotkało cię coś złego, zda­rzyło się coś, co cię zabolało – musisz to pamiętać, ponieważ ze wszystkich stron te same tygrysy, żmije i hieny będą czyhać. Więc musisz mieć me­chanizm, który zapobiegnie kolejnym podobnym zagrożeniom. I to jest zdrowe i dobre. Jeśli raz przebiega­łam przez ulicę na czerwonym świetle i o mało nie wpadłam pod samochód, to powinnam to zapamiętać do koń­ca świata, by później przechodzić na zielonym. Ale wyobraźmy sobie, że zdarzyło mi się to tylko raz, wiele lat temu, a ja od tamtej pory żyję przy pol­nej drodze, po której czasem przejedzie tylko rower, i nawet z domu nie wychodzę, bo mam fobię ruchu ulicz­nego. To już zdrowe nie jest.

 

I drugi powód: to, co zdarzyło się nam niedobrego, przychodzi na myśl pierwsze, ponieważ jednym z impul­sów, motorów, uruchamiających na­sze myślenie i zachowania, są nawyki. Tkwiący w nas nawykowy sufler za­wsze podpowie, by robić coś, do czego przywykliśmy, bo to najłatwiejsze.

Nawet najgorsze wspomnienia nie powinny mieć większych praw niż te dobre. A czasami tak właśnie jest. Wię­cej, zamiast je uciszać, jeszcze je umac­niamy w głowie – powracamy do nich, pielęgnujemy je, zajmujemy się nimi… i dlatego są trwalsze niż te dobre, po­godne, pozytywne. Tamte niedobre, dopóki spełniały funkcję ostrzegawczą, też były pożyteczne, ale kiedy przestały mieć wszelką aktualność, zatruwają pamięć i jakość życia.

Każdy nosi w pamięci jakieś złe wspomnienia, ale są tacy, których pamięć obciążona jest wielkimi tragediami. Od tak traumatycznych wspomnień też można się uwolnić?

– Też, czasami z pomocą spe­cjalisty. Jeśli skręcę kostkę, to jakoś ją może rozchodzę, ale jeśli będzie to poważne złamanie, to idę do ortope­dy i nieraz długo noszę nogę w gipsie. Dlatego w książce zaprosiłam do roz­mowy m.in. Małgorzatę Sieczkowską, psychoterapeutkę, która metodą Somatic Experiencing pracuje z ludźmi nad leczeniem traumy.

Nie mówię, że każde złe przeżycie z przeszłości jest drobiazgiem. Ale traumatyczne wspomnienia, takie jak Holokaust, ludobójstwo, przestępcze nadużycia, morderstwa, nie zdarzają się na szczęście zbyt często. Wielokrot­nie zachowujemy urazy i nie możemy wybaczyć w sprawach, które dadzą się zakwalifikować do porzekadła o zeszło­rocznym śniegu.

Ale przecież ludzie chcą uciec, zapomnieć o nieszczęściach, jakie ich spotkały.

– W syndromie ofiary jest taka perfidia, że można się przyzwyczaić do bycia nieszczęśliwym i nawet gdy ktoś podsuwa pomysł na rozwiązanie pro­blemu, to ofiara tylko posłucha i powie: „Innym to może pomoże, ale nie mnie”. Stawia opór.

Dlaczego?

– Dlatego że musiałaby coś zmie­nić w swoim życiu, wyjść z tożsamości osoby skrzywdzonej i stać się kimś in­nym. Przeciwieństwem ofiary jest ktoś, kto sobie radzi. Czyli ofiara musiałaby zmienić stosunek do siebie i świata, a przede wszystkim do swego nieszczę­ścia. A tymczasem dziewczyna, która była w przeszłości molestowana seksu­alnie, trzyma się kurczowo myśli, że dla niej już nie ma ratunku, zamknięte są wszystkie drzwi do intymności, miło­ści, przyjaźni, radości życia, zadowole­nia, że jest po prostu wykreślona z życia z powodu doznanej niegdyś traumy.

A może ona wcale nie przywią­zała się do roli ofiary, tylko najzwy­czajniej brak jej siły, może też wiary w powodzenie zmiany?

– Wszystko zależy od tego, co uzna za konieczną zmianę. Rzeczywiście – przeszłości i doznanego cierpienia nic nie zmieni. Zmienić można tylko to, co dzieje się obecnie – i w czym sami mamy udział; a przez to także może­my zmienić naszą przyszłość. Ofiara najczęściej nawet nie szuka sposobu wyjścia z tej roli, ona rozpamiętuje, użala się nad sobą i rozsiewa wokół siebie urazę do całego świata, do losu, do Boga. Tacy ludzie istnieją.

Każdy może cierpieć, ile chce, może się pławić w złych wspomnieniach. Tyl­ko zastanów się, co ci to daje? Czy to poprawia jakość twojego życia? I co to daje innym? Nie żyjemy przecież na bezludnej wyspie, wokół nas są ludzie, w tym osoby najbliższe. Zapytaj swo­ją córeczkę, czy nie uważa, że jesteś toksyczną, narzekającą, skrzywioną matką? Zapytaj męża, czy nie wolałby mieć u boku pogodnej kobiety? Jestem szczególnie uwrażliwiona na to, co robią dorośli dzieciom. Bo to dorośli stwarzają dzieciom wizję świata – albo ten świat jest pogodny, albo okrutny. Osoby, które się użalają nad sobą, dają swojemu dziecku przekaz: „Okropny jest ten świat. Popatrz, co mi zrobił”. Córeczka ma dwa latka, potem osiem latek… i wreszcie wkracza w dorosłe życie najeżona kolcami, bo przecież musi się bronić – mamusia jej pokaza­ła, co ten świat jej zrobił. Jeżeli jesteś matką, zadbaj o to, żeby promieniowała z ciebie radość, spokój. Ale nawet jeżeli nie ze względu na dzieci, to ze względu na innych ludzi w ogóle, nie warto być smutasem.

 

W książce cytuję list czytelnicz­ki pewnego pisma. I ta kobieta pisze: „nie mówcie mi, żebym się zmieniała, bo ja nie chcę, bo ja miałam złe życie, bo miałam okropnego ojca…”. Teraz ma już swoją wspaniałą rodzinę i cu­downego synka, ale mówi: „nie każcie mi się uwolnić od tamtej urazy”. Tego nikt nikomu nie każe, to jest wybór. Ale zapytaj synka, czy przypadkiem nie przejmuje od ciebie tego cienia. Dawno padał ten deszcz, dziś świeci dla ciebie słońce, po co nadal chodzisz w pelerynie? Dawno była ta burza, któ­ra połamała gałęzie, więc je posprzątaj. Pamiętliwe osoby noszą w sobie piętno dramatu z dzieciństwa i uporczywie trwają w złych wspomnieniach. Dlacze­go? Winna jest zła pamięć. A pozosta­nie w złej pamięci nie jest ani miarą mi­łości, ani oddania, ani człowieczeństwa – to miara problemów psychicznych.

Na rozpamiętywanie swoich nie­szczęść zużywamy ogrom energii.

– Marnujemy ją. Zużywajmy ener­gię na to, co przynosi nam korzyść. A proszę zwrócić uwagę, kto nie użala się nad sobą? Ludzie, którzy mówią, że są szczęśliwi. Użala się nad sobą wy­łącznie ktoś skrzywdzony. Ale czy to czyni go mniej skrzywdzonym? Nie! Więcej, bo teraz krzywdzi sam siebie. Oczywiście, mamy prawo się użalać, ale nie róbmy tego, bo to jest niezdrowe. To toksyna, trucizna. Nie widziałam oso­by użalającej się nad sobą, żeby miała błyszczące oczy, ślicznie wyglądała, maszerowała pewnie z podniesioną gło­wą i uśmiechem na twarzy. Użalanie się nad sobą przygarbia, zamyka, zaciska pięści, prowadzi do bycia zawsze prze­ciwko komuś. Jeśli spotyka mnie nie­szczęście, to lepsza jest postawa, która zajmie się rozwiązaniem, a nie roztrząsaniem problemu. A tym właśnie jest użalanie się nad sobą.

Czasami jednak – czy tego chcemy, czy nie – dawna krzywda wciąż boli. Co zrobić, żeby nie bolała?

Jedyny sposób to wybaczyć, od­puścić, ale przede wszystkim naprawdę tego chcieć – od tego ten proces się roz­poczyna. Trzeba zapragnąć wybaczyć winowajcy. No cóż, ludzie się mylą, popełniają błędy, niektórzy mają zabu­rzenia psychiczne, niektórym nie uda­ło się osiągnąć człowieczeństwa. Jeżeli padłaś ofiarą kogoś takiego, stało się, ale wyszłaś z tego, no bo przecież jesteś. Więc zrób wszystko, by wybaczyć, czyli postaraj się zrozumieć sprawcę, wysłu­chać go, a jeśli nie chcesz go widzieć, to w inny sposób spróbuj się dowiedzieć, dlaczego tak okrutnie postąpił. Z licz­nych badań naukowych wynika, że krzywdzą krzywdzeni, biją bici, poni­żają poniżani. Więc sprawdź, czy przy­padkiem twój ojciec nie był takim de­spotą, okrutnikiem i chamem dlatego, że jego ojciec był taki sam wobec niego.

A jak ma zmienić złą pamięć na dobrą ktoś, kto w magazynie pa­mięci nie ma dobrych wspomnień?

– Prawie się nie zdarza, żeby ktoś miał za sobą tylko nieszczęścia i żadnych miłych wspomnień. Chyba że nie chce ich zobaczyć. A jeśli rze­czywiście jego magazyn przypomina czarną czeluść, to niech sam zacznie od dzisiaj pracować na jutrzejsze dobre wspomnienia, niech je tworzy, zbiera i pomnaża na przyszłość. Dobre dziś stanie się automatycznie dobrym wspomnieniem jutro. Pamięć nie jest bytem statycznym – jest otwarta i żywa, dopóki mózg działa. I najważ­niejszym jej zadaniem nie jest ocalenie przeszłości, tylko przyszłości.


EWA WOYDYŁŁO Psycholożka i psychoterapeutka. Zajmuje się leczeniem uzależnień. Dyrektor Programu Regionalnego Zapobiegania Uzależnieniom Fundacji im. Stefana Batorego. Autorka książek, m.in. „Wybieram wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień”, „Podnieś głowę”, „Bo jesteś człowiekiem. Żyć z depresja, ale nie w depresji”, „W zgodzie ze sobą”. We wrześniu ukazała się jej najnowsza książka „Dobra pamięć, zła pamięć”