W 1826 roku Joseph Niépce zrobił zdjęcie, które na zawsze zmieniło świat. Co na nim było?

Francuska prowincja w latach 20. XIX wieku. Joseph Nicéphore Niépce spogląda przez okno swojej posiadłości w Saint-Loup-de-Varennes, nie przeczuwając nawet, że za chwilę dokona czegoś, co na zawsze zmieni sposób postrzegania rzeczywistości. To, co wydarzyło się tamtego dnia, przez długi czas pozostawało niemal zupełnie nieznane. Dzisiaj, około dwustu lat później, możemy wreszcie docenić wagę tamtego eksperymentu. Choć sam Niépce nie doczekał się uznania za życia, jego upór w dążeniu do utrwalenia obrazu za pomocą światła zasługuje na uwagę.
...

Zapomniany eksperyment w prowincjonalnym gabinecie

W 1826 roku Niépce przygotował w oknie swojego gabinetu niezwykłe urządzenie. Umieścił w camera obscura polerowaną cynkową płytę pokrytą bitumem z Judei – specyficznym rodzajem asfaltu pochodzącym z ropy naftowej. Pomysł mógł wydawać się szalony, ale właśnie ta kombinacja miała przynieść rewolucyjne efekty. Proces wymagał niezwykłej cierpliwości, ponieważ płyta naświetlała się przez osiem długich godzin. W miejscach, w których światło słoneczne padało najintensywniej, bitum twardniał. Po zakończeniu ekspozycji Niépce przemył płytę mieszaniną olejku lawendowego i białej nafty, która usunęła nienaświetlone fragmenty. Rezultat? Pierwszy w historii trwały obraz utrwalony bez udziału ludzkiej ręki.

Czytaj też: Britannic wyłania się z głębin Morza Egejskiego. Skarby z wraku trafiły na powierzchnię

Niépce nadał swojemu procesowi poetycką nazwę. Była to heliografia, co dosłownie oznacza “rysowanie Słońcem”. Trzeba przyznać, że to trafne określenie dla metody, która wykorzystywała naturalne światło do tworzenia obrazów. Pierwsze zdjęcie, znane jako Widok z okna w Le Gras, przetrwało do naszych czasów w zadziwiająco dobrym stanie. Choć dzisiejszym oczom może wydawać się mało imponujące, bo widać na nim jedynie zarys budynków i fragment podwórza, to właśnie ta skromna kompozycja zapoczątkowała erę fotografii. Co ciekawe, słaba czytelność obrazu wynika z niedoświetlenia oryginalnej płyty, a nie z upływu czasu.

Historia wynalazku Niépce’a to opowieść o pechu i zbiegach okoliczności. W 1827 roku wynalazca udał się do Anglii z sześcioma płytami heliograficznymi, mając nadzieję na zaprezentowanie ich Royal Society. Niestety, trafił na okres wewnętrznych konfliktów w prestiżowej instytucji, która nie wykazała większego zainteresowania jego dziełem. Dwa lata później Niépce nawiązał współpracę z Louisem Daguerre’em, artystą eksperymentującym z utrwalaniem obrazów. Partnerstwo nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, a sam Niépce zmarł w 1833 roku, nie doczekawszy się uznania. Paradoksalnie, to Daguerre zyskał sławę jako pionier fotografii dzięki procesowi dagerotypii zaprezentowanemu w 1839 roku.

Powrót zapomnianego pioniera i dziedzictwo które przetrwało

Przełom nastąpił dopiero w 1952 roku, gdy historyk fotografii Helmut Gernsheim odnalazł zaginione dzieło. Okazało się, że heliograf przez dziesiątki lat spoczywał zapomniany wśród rodzinnych pamiątek ostatniego właściciela. Gernsheim nie tylko zweryfikował autentyczność fotografii, ale też przywrócił Niépce’owi należne miejsce w historii. Dziś oryginał pierwszego zdjęcia znajduje się w Harry Ransom Humanities Research Center na Uniwersytecie Teksańskim w Austin. Warto dodać, że najsłynniejsza reprodukcja została wykonana przez laboratorium Eastman Kodak Company w Londynie, a sam Gernsheim podretuszował ją akwarelami, chcąc lepiej oddać swój ideał tego, jak obraz powinien wyglądać.

Czytaj też: Cyfrowy bliźniak Stradivariusa. Naukowcy z Kielc badają bezcenne skrzypce “Polonia”

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, historia pierwszego zdjęcia to opowieść o ludzkiej determinacji i kaprysach losu. Niépce pracował w izolacji, bez wsparcia instytucji naukowych, kierowany czystą ciekawością i chęcią eksperymentowania. Jego wynalazek przez długi czas pozostawał niemal nieznany, by ostatecznie stać się fundamentem jednej z najważniejszych technologii w dziejach ludzkości. Można się zastanawiać, jak potoczyłyby się losy fotografii, gdyby Niépce doczekał się uznania za życia. Czy rozwój techniki potoczyłby się innym torem? Tego się nie dowiemy, lecz pewne jest, iż jego ośmiogodzinny eksperyment sprzed dwóch stuleci wciąż inspiruje i zmusza do refleksji nad naturą wynalazczości i ludzką potrzebą utrwalania ulotnych chwil.