Polacy słusznie obawiają się kleszczy, ale mają mylne informacje na ich temat. Naukowcy dostają coraz więcej doniesień o obecności tych groźnych zwierząt w miejscach, gdzie większość z nas się ich nie spodziewa – w parkach miejskich, w okolicy przedszkoli i na własnych terenach zielonych przy budynkach mieszkalnych. Biolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego sprawdzili więc, jak realnie wygląda występowanie i aktywność kleszczy na terenie miasta.
Czytaj też: Polaku, zbadaj się! W maju 2025 rusza nowy program darmowych badań profilaktycznych
Dwa gatunki kleszczy w Warszawie
Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że kleszcz kleszczowi nierówny – jest ich w Polsce kilka gatunków, atakują różne organizmy i niosą ze sobą różne zagrożenia. W Warszawie najczęściej spotykane były dwa gatunki: Ixodes ricinus (kleszcz pospolity) oraz Dermacentor reticulatus (kleszcz łąkowy).
Ten pierwszy atakuje między innymi ludzi. To on przenosi groźne patogeny, wywołujące choroby, takie jak krętki boreliozy (14,3 proc. przebadanych kleszczy) i wirusy wywołujące kleszczowe zapalenie mózgu, sporadycznie także pierwotniaki. Kleszcz łąkowy rzadko żeruje na ludziach – większe szanse na przyciągnięcie go ma pies lub kot wychodzący. Przenoszą one między innymi pierwotniaki z rodzaju Babesia, wywołujące bardzo groźną chorobę babeszjozę, oraz bakterie Rickettsia, wywołujące gorączkę, wysypkę i potencjalne dalsze powikłania.
Kleszcze łąkowe są aktywne w niższych temperaturach od pospolitych. Wystarczy, że nie ma mrozów. W niektórych miejscach Polski mogą być aktywne przez cały rok, więc ochrona i dokładna kontrola sierści i skóry naszych pupili powinna przysługiwać im nawet po zimowych spacerach.
Czytaj też: Borelioza wkrótce może stać się historią! Co wiemy o pierwszej potencjalnej szczepionce?
Coraz więcej kleszczy w mieście
Badania zostały przeprowadzone w Warszawie i okolicach. Naukowcy wybrali kilka reprezentatywnych obszarów w mieście i terenów podmiejskich, odwiedzanych przez ludzi. Dane były zbierane od połowy marca do połowy czerwca 2021 roku w 15 miejscach, wyniki zostały opisane na łamach naukawpolsce.pl .
Zapewne teraz dziwisz się, że pajęczaki były zbierane i zliczane już w marcu. Wielu z nas uważa, że kleszcze to głównie problem miesięcy letnich. To poważna luka w wiedzy na temat tych pasożytów. Dane pokazują, że pajęczaki są aktywne już w marcu, a szczyt aktywności przypada… na maj. Tymczasem w głowach Polaków wciąż miesiące „kleszczowe” to czerwiec, lipiec i sierpień.
Badania naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, że w niektórych lokalizacjach miejskich zagęszczenie kleszczy było wyższe od tych bliżej natury. Na pewno nie pomagają łagodne zimy, ale to nie temperatura była kluczowym czynnikiem. Kleszcze lubią bujną i gęstą roślinność, a także obecność ssaków (w tym ludzi), na których mogą żerować. Prędzej zamieszkają w żywopłocie niż na pastwisku. Nic nie wskazuje na to, by było ich więcej tam, gdzie powietrze ma wyższą wilgotność. Naukowcy zebrali maksymalnie 30 osobników na powierzchni 20-30 metrów kwadratowych badanych terenów miejskich i podmiejskich.
Czytaj też: Beton szkodzi nie tylko ludziom. Ptaki też cierpią bez zieleni
Trzeba jednak postawić sprawę jasno: coraz więcej kleszczy w mieście nie oznacza, że musimy zamknąć się w domach, bo inaczej zjedzą nas żywcem. Nie jest to też argument przeciwko koszeniu trawników do gołej ziemi czy zalecenie oprysków chemicznych, które szkodzą całej faunie. Korzyści z bujniejszej zieleni w mieście przewyższają ryzyko.
Po prostu musimy zadbać o lepszą ochronę przed spacerami i mieć świadomość, że kleszcze żerują nie tylko latem. Jeśli już dojdzie do ukąszenia kleszcza, najważniejsze jest szybkie usunięcie pajęczaka. Co więcej, by doszło do zakażenia którąś z chorób przenoszonych przez kleszcze, potrzebny jest dłuższy czas kontaktu. W przypadku boreliozy jest to około 24 godzin.