Ten manewr okazuje się wielkim problemem na drogach. To może znacząco zmienić ruch w miastach

Analiza okoliczności, w jakich dochodzi do kolizji drogowych skłoniła ich autorów do wniosku, że odejście od pewnego powszechnego manewru stosowanego na skrzyżowaniach mogłoby wyraźnie zmniejszyć skalę problemu. Poza samymi wypadkami, komplikacje dotyczą też kwestii takich jak potęgowanie korków i zużycia paliwa.
Ten manewr okazuje się wielkim problemem na drogach. To może znacząco zmienić ruch w miastach

Za takimi rewelacjami stoją naukowcy ze Stanów Zjednoczonych. Na czele zespołu zajmującego się sprawą stanął Vikash Gayah z Penn State University. Wraz ze współpracownikami wziął pod lupę ruch drogowy w miastach takich jak San Francisco, Salt Lake City i Birmingham. Wnioski okazały się naprawdę interesujące i powinny skłonić nas do ponownego rozpatrzenia kwestii poruszania się po drogach.

Jak podkreślają naukowcy, chodzi o… skręt w lewo na skrzyżowaniach. Jedną z podstawowych przyczyn jest to, że w czasie wykonywania takiego manewru musimy pokonać przeciwległy pas, co zwiększa ryzyko zakłócenia jazdy samochodów, które się nim poruszają. Jeśli dojdzie do zderzenia, to mówimy o jednym z najbardziej niebezpiecznych jego rodzajów.

Czytaj też: Hulajnogi elektryczne w miastach z nowymi zasadami. Są zakazy wjazdu i parkingi

A przecież w takich kolizjach mogą brać udział nie tylko inne pojazdy, ale również piesi. Skręcający w lewo kierowca skupia się przede wszystkim na potencjalnie nadjeżdżających z naprzeciwka autach, zapominając o tych, którzy przemieszczają się na nogach. Takie dywagacje nie mają wyłącznie teoretycznego charakteru, a ich autorzy popierają swoje teorie statystykami.

Z danych wynika, że około 40% wszystkich wypadków ma miejsce na skrzyżowaniach. Połowa z nich prowadzi do poważnych obrażeń, a 20% – z ofiarami śmiertelnymi. Aż 61% wszystkich wypadków na skrzyżowaniach występuje w czasie wykonywania skrętu w lewo. Gdy instalacja jest pozbawiona popularnej “strzałki” uprawniającej do warunkowego skrętu, sytuacja ma się oczywiście lepiej. Ale takie znaki wciąż są powszechnie stosowane.

Manewr w postaci warunkowego skrętu w lewo na skrzyżowaniach w centrach miast okazuje się bardzo problematyczny ze względu na wypadki, a nawet… zużycie paliwa

W przypadku skrętu warunkowego nierzadko dochodzi do zatrzymania całego ruchu tylko po to, aby jeden bądź kilka pojazdów mogło wykonać taki manewr. Korek robi się coraz większy, a kierowcy zaczynają się niecierpliwić i podejmować ryzykowne decyzje. Poza tym badacze mówią o czymś jeszcze: bardzo krótkim, bo zwykle maksymalnie 3-sekundowym okresie, w którym wszystkie inne pasy ruchu mają jednocześnie czerwone światło. Potencjalny margines błędu jest więc niewielki.

Gayah jest zdania, że o ile poza godzinami szczytu warunkowy skręt w lewo nie stanowi większego problemu, tak sytuacja może się diametralnie zmienić wraz ze wzrostem natężenia ruchu. Z tego względu coraz częściej miasta decydują się na ograniczanie takiej możliwości do ustalonych godzin. Mimo wszystko mówimy o jednostkowych przypadkach, zwykle stosowanych względem najbardziej problematycznych skrzyżowań. 

Czytaj też: Strefy płatnego parkowania są za drogie. Rzecznik Praw Obywatelskich widzi problem

A czy da się zrobić coś jeszcze? Według autorów dobrym pomysłem byłoby budowanie rond, ponieważ zdecydowanie ograniczają one wskaźnik poważnych wypadków. Skręcając w lewo na takim skrzyżowaniu, nasza trasa nie przetnie się z tymi, którzy włączają się do ruchu z naprzeciwka. Z drugiej strony, ronda mogą potęgować korki i zajmują jeszcze więcej miejsca. Trudno określić je mianem rozwiązania idealnego. 

Nie można też udawać, że całkowita rezygnacja ze “strzałek w lewo” nie powoduje żadnych problemów. Czas podróży się wydłuża, choć w niektórych obszarach różnica będzie minimalna bądź w ogóle się nie pojawi. Zdecydowanie potrzeba dostosowania ruchu do konkretnych miejsc. Bardzo ciekawie prezentują się natomiast dane dotyczące zużycia paliwa, ponieważ tam, gdzie nie stosuje się warunkowego skrętu w lewo, jest ono średnio o 10 do 15 procent niższe, co wynika między innymi z braku konieczności częstego zatrzymywania się. Czy czeka nas przyszłość, w których duże miasta będą powszechnie rezygnowały z takich rozwiązań?