W pobliżu Ziemi przelatują niepozorne miniksiężyce. To na nie powinniśmy latać, zanim polecimy na Marsa

Jednym z głównych celów sektora kosmicznego na najbliższe dziesięciolecia jest swoista zmiana paradygmatu. Celem nie jest bowiem, aby kolejna kilkuosobowa grupa ludzi wylądowała na powierzchni Księżyca, czy też, aby w końcu jakiś człowiek stanął na powierzchni Marsa. Obecnie długofalowym celem jest stworzenie swoistej załogowej przystani dla setek, tysięcy, a kiedyś milionów ludzi, czy to na orbicie, czy na Księżycu, czy w końcu na Marsie.
księżyc
księżyc

Obecnie brakuje jeszcze wielu technologii do tego, aby faktycznie realizację takiego planu nawet rozpocząć. Pierwszym krokiem w tym kierunku jednak będzie powrót na Księżyc i stworzenie tam swoistej bazy załogowej, w której na stałe będą mogły przebywać kolejne załogi astronautów, czy naukowców. Tak jak na początku podboju kosmosu, astronauci latali jedynie na kilka dni na orbitę, aż w końcu powstała tam stacja Mir, a potem Międzynarodowa Stacja Kosmiczna i stacja Tiangong. Praktycznie od początku XXI wieku nie było dnia, aby na orbicie okołoziemskiej nie było nikogo. Teraz do tego samego musimy doprowadzić na Księżycu, a w przyszłości także na Marsie.

Stworzenie bazy na innym globie niż Ziemia, będzie wymagało jednak transportu olbrzymich ilości materiałów i zapasów. Nawet jeżeli będziemy chcieli budować habitaty księżycowe z materiału dostępnego na powierzchni Srebrnego Globu, to będziemy musieli na Księżyc dostarczyć potężne drukarki 3D, które mogłyby tego dokonać. Tak samo będzie w przyszłości z Marsem.

Jednym z poważniejszych problemów, które musimy wcześniej rozwiązać, jest niepraktyczność wynoszenia ładunków z Ziemi. Im więcej ładunków będziemy chcieli wynieść z powierzchni Ziemi w przestrzeń kosmiczną, tym więcej paliwa będziemy musieli do tego wykorzystać. Z uwagi na to, że paliwo też swoje waży, to im więcej paliwa musimy wykorzystać do wyniesienia ładunku, tym więcej paliwa potrzebujemy do wyniesienia tego paliwa.

Stworzenie bazy na Księżycu, a z czasem np. zakładów produkcyjnych na powierzchni Księżyca, może jednak zwiększyć nasze szanse na stworzenie na podbój Marsa. Jakby nie patrzeć, wyniesienie ładunku z powierzchni Księżyca, gdzie nie ma atmosfery, a i przyciąganie grawitacyjne jest nieporównanie niższe, byłoby znacznie prostsze niż z Ziemi. Co więcej, na Księżycu można by było produkować paliwo. Rakiety mogłyby tam tankować i po starcie zachowywać znacznie więcej paliwa na podróż do Marsa i dalej.

W najnowszym wywiadzie z portalem LiveScience astronom Richard Binzel z MIT wskazuje na nawet bardziej ekstremalne rozwiązanie. Według badacza wcale nie trzeba w ten sposób wykorzystywać Księżyca. W pobliżu orbity Ziemi przelatuje od czasu do czasu ponad 30 000 planetoid. Część z nich to tzw. miniksiężyce, które okrążają Słońce, przemieszczając się wokół niego wraz z Ziemią. Binzel wskazuje, że do takich miniksiężyców można dotrzeć, wykorzystując do tego stosunkowo niewiele paliwa.

Można tutaj jednak zadać pytanie: po co mielibyśmy lądować na niewielkiej kosmicznej skale. Astronom przekonuje jednak, że wystarczy dostarczyć rakietę na powierzchnię takiego głazu, na miejscu z dostępnych zasobów wyprodukować paliwo, uzupełnić zapasy i wystartować stamtąd, zużywając przy tym minimalną ilość paliwa.

Czytaj także: Jak tankować na orbicie? Siły Kosmiczne USA chcą zapewnić satelitom paliwo

Wystarczy tutaj spojrzeć na plan wysłania Starshipa w okolice Księżyca. Obecny plan przewiduje wysłanie na orbitę okołoziemską pustego Starshipa, który będzie funkcjonował tam, jako orbitalna stacja paliw. Następnie kilkoma kolejnymi Starshipami trzeba przetransportować w częściach paliwo, aby napełnić zbiorniki „Starshipa-stacji”. Dopiero po tej serii lotów, będzie można wysłać na orbitę Starshipa księżycowego, który będzie mógł uzupełnić paliwo z orbitalnej stacji paliw, aby móc polecieć w okolice Księżyca. To niezwykle złożony i kosztowny proces.

Skoro jednak dotarcie na Księżyc oddalony od nas o 360 000 km jest tak trudne, to dotarcie taką rakietą na Marsa oddalonego o kilkadziesiąt milionów kilometrów będzie nieporównanie trudniejsze. Z tego też powodu, Binzel przekonuje, że miniksiężyce będą dobrym celem dla misji załogowych, zanim jeszcze rozwiniemy zdolności lotu (nie mówiąc o lądowaniu) na Marsa.

Jakby nie patrzeć, gdy będziemy już mieli względnie opanowany Księżyc, będziemy potrzebowali jakiegoś dodatkowego celu dla astronautów, którzy jako pierwsi w historii wypuszczą się poza układ Ziemia-Księżyc w misje załogowe trwające po kilka miesięcy. Miniksiężyce byłyby doskonałym celem dla takich misji. Jakby nie patrzeć, zawsze byłoby gdzie wylądować i coś zrobić, zamiast tylko unosić się w przestrzeni kosmicznej.

Czytaj także: Ziemia ma drugi księżyc! Niezwykłe odkrycie polskiego astronoma

Warto tutaj zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Nie trzeba organizować osobnych programów poszukiwań odpowiednich miniksiężyców. Jednym z ważniejszych zadań dla astronomów jest przeczesywanie nieba w poszukiwaniu planetoid, które potencjalnie mogłyby znaleźć się na kursie kolizyjnym z Ziemią. Wszystkie programy poszukiwania takich niebezpiecznych obiektów, siłą rzeczy prowadzą do odkrycia także miniksiężyców, które wraz z nami włóczą się po Układzie Słonecznym wokół Słońca. Wystarczy tylko wybrać ten, do którego można będzie polecieć, a być może, na którym będzie można na chwilę wylądować.

Wychodzi na to, że w przestrzeni kosmicznej nie czeka na nas jedynie Księżyc i Mars. Może się okazać, że w naszym bezpośrednim otoczeniu kosmicznym jest znacznie więcej obiektów, do których możemy chcieć polecieć. Kto wie, być może, zanim człowiek poleci na Marsa i postawi but swojego skafandra na rdzawym piasku, jakiś inny astronauta postawi stopę na powierzchni głazu, którego nazwy nawet obecnie nie znamy. Z pewnością byłby to krok na drodze do tworzenia stałych osad człowieka w przestrzeni kosmicznej.