Na pohybel wszystkim

Jeśli ktoś chce napić się grzanego wina w lokalu pod stryczkiem – niech jedzie na Dolny Śląsk. W Złotnikach Lubańskich koło zamku Czocha znajduje się kawiarenka w przebudowanej kamiennej szubienicy

Według legendy o Jadwidze, małżonce XIII-wiecznego księcia śląskiego Henryka Brodatego, pewien biedak ukradł sąsiadowi kawałek wieprzowiny. Ponieważ za ten czyn książę skazał złodzieja na powieszenie, jego krewni pobiegli do Jadwigi, prosząc o wstawiennictwo. I choć udało jej się wyprosić u męża cofnięcie wyroku – było już za późno. Egzekucję wykonano. Wysłany poseł stwierdził jednak na miejscu, że wisielec żyje! Dla ówczesnych był to oczywiście cud. W rzeczywistości można tu raczej mówić o nieudolności oprawcy. Zdarzało się bowiem często, że kat tak niefortunnie nałożył stryczek, że wisielec mógł odchodzić z tego świata przez kilka godzin.

Ilustrowany średniowieczny kodeks z żywotem świętej zachował się do dziś. Widać na nim Jadwigę, wisielca, dokładnie przedstawiona jest też szubienica. Była to prosta konstrukcja drewniana z poprzeczną belką, na której wieszano pętlę. Taki rodzaj cierpięgi – jak nazywali szubienicę polscy złodzieje – miał jednak sporo wad. Nie dość, że można było za jednym zamachem powiesić na niej niewiele osób, to jeszcze z rozmaitych powodów musiano wykonywać częste remonty. Nie tylko bowiem gnijące od deszczu i śniegu drewno wymagało wymiany. Od czasu do czasu szubienice celowo uszkadzali krewni bądź przyjaciele osób skazanych na śmierć. Do takich przypadków doszło na przykład w kilku miastach nad Kwisą. Aby temu zapobiec, włodarze po wzniesieniu nowej konstrukcji przez pewien czas trzymali przy szubienicach strażników.


Szubienica na działce

Lepszym rozwiązaniem okazały się szubienice murowane. W XVII wieku stawiano je na Śląsku masowo. Budowane na planie czworokąta bądź koła – wyglądały jak baszty lub wieże strażnicze. Pierwszą część tworzyła studnia z cegieł lub kamieni o średnicy 5-7 metrów. Mury wystające kilka metrów nad powierzchnię ziemi uzupełniano nieraz drewnianą platformą oraz trzema lub czterema słupami, pomiędzy którymi montowano poziome belki ze stryczkami. Znacznie rzadziej wbijano w kon-
strukcję żelazne skoble do zawieszania skazańców na łańcuchu oraz gwoździe do mocowania odciętych głów i kończyn.

Z reguły szubienice lokalizowano kilkaset metrów poza osiedlami ludzkimi i nie tylko po to, by z dala ostrzegać przyjezdnych i miejscowych o panującym tu prawie. Wewnątrz szubienicy albo w jej bliskim położeniu chowano skazańców, i obawiano się, że wydobywające się z rozkładających się ciał opary mogą spowodować śmiertelne choroby.

W trakcie podjętych kilka lat temu prac wykopaliskowych przy fundamentach szubienicy w Lubaniu znaleziono m.in. groby samobójców. Niegdyś zwoził ich ciała kat miejski, bo “pan małodobry” musiał w tym mieście grzebać wszystkie zwłoki, które nie mogły być pochowane w poświęconej ziemi. Wewnątrz kamiennego kręgu znaleziono także zarys jamy, do której “mistrzowie sprawiedliwości” wrzucali pozostałości swych ofiar. Nic dziwnego, skoro przy takich obiektach kaci: przebijali kołkiem serca dzieciobójców, łamali kołem zbrodniarzy, ćwiartowali morderców, ścinali rozmaitych przestępców.

Wisielczy humor dyrektora

Podobne egzekucje wykonywano w Złotnikach Lubańskich, należących przez kilkaset lat do właścicieli pobliskiego zamku Czocha. Zdając sobie sprawę, co można wykopać przy starej szubienicy, hrabia Edgar Otto von Uechtritz w pierwszej dekadzie XX w. wpadł na nietypowy pomysł – nakazał przeprowadzić tu badania archeologiczne. Archeolodzy amatorzy wewnątrz i obok dawnej szubienicy znaleźli wiele ludzkich szczątków, które potem wyeksponowano w pobliskiej… karczmie. Ten dziwaczny rodzaj reklamy – o dziwo – przyczynił się do ożywienia ruchu turystycznego w okolicy!

Po II wojnie światowej zaniedbany obiekt popadł w ruinę. Przed ostateczną zagładą uchroniła go niebanalna wyobraźnia naszych rodaków. Nie dość, że pod starą szubienicą powstał ośrodek wypoczynkowy Elektrowni “Turów”, to jego dyrektor w latach 1971-1975 postanowił wykorzystać szubienicę, kształtem przypominającą basztę, do stworzenia pseudorycerskiego zameczku. Po uzyskaniu zgody władz konserwatorskich zaprosił do współpracy projektanta inż. Wiesława Richtera. Ten nakazał rozebrać 4 kamienne filary i podwyższyć “basztę” do wysokości 10 m, dostawiając obok wieżyczkę z klatką schodową, a z drugiej strony podkowiaste wejście. Wewnątrz wmurowano kominek, którego obudowę stanowi część… portalu wykutego z pobliskiego zamku Rajsko. Całość tej dziwnej adaptacji wieńczą współczesne blanki i fantazyjny mur obwodowy.

Dzięki temu sezonowy ośrodek, noszący obecnie nazwę… “Złoty Sen”, jest w stanie każdej doby zapewnić gościom niezapomniane atrakcje. Jak zapewnia zarządzająca ośrodkiem Małgorzata Stępińska: – Zabytkowa i przebudowana szubienica znajdująca się na terenie ośrodka to doskonałe miejsce na organizację wyjątkowej zabawy w formie biesiady, przy grzanym winie i pieczonym prosiaku. Niezwykłe jest również to, że uczestnicy wesel, imprez integracyjnych czy okolicznościowych, balując do białego rana zarówno wewnątrz, jak i kilka metrów od murowanej szubienicy, zazwyczaj zdają sobie sprawę, że w rzeczywistości bawią się na dawnym cmentarzysku, a pod ziemią nadal mogą spoczywać ludzkie szczątki.

Są jednak też tacy, którzy widzą w tym wszystkim wyłącznie przykład zniszczenia jednego z najlepiej zachowanych murowanych pomników dawnego prawa w Polsce…

Szymon Wrzesiński
Autor książek: “Potępieńcy średniowiecznej Europy”, Kraków 2007, “Polscy krzyżowcy. Tajemnice średniowiecznych krucjat”, Warszawa 2007

Czy w Waszej okolicy znajduje się jakaś dawna szubienica? Jeśli tak, to jak jest wykorzystana? Czy lepiej zachowywać zabytki w ich dawnym kształcie czy powinno się je przebudowywać? Zapraszamy do dyskusji!