Nic dwa razy się nie zdarza

W skrajnych sytuacjach, kiedy życie wisi na włosku, nie liczy się to, by dojść do celu za wszelką cenę, nie liczą się wielkie postanowienia. Paradoksalnie kluczową rolę zaczynają grać słowa, obrazy, muzyka.

 

Podczas podróży przez Grenlandię na wschodnim wybrzeżu, w miejscowości Tasillaq, natrafiłem na księgarenkę z jednym regałem książek. Z ciekawości zapytałem, czy jest w tej miejscowości jakaś inna księgarnia. Miła pani odpowiedziała mi, że ani tutaj, ani na całym wschodnim wybrzeżu nie ma innej. Na regale z książkami znalazłem tomik z wierszami Wisławy Szymborskiej. W ten sposób spotkałem się z panią Wisławą prawie pod biegunem. Można powiedzieć przypadkiem, ale w życiu nie ma przypadków.

Kilka lat temu dostałem od pani Wisławy Szymborskiej tom wierszy „Dwukropek” z piękną dedykacją. Dlatego wielokrotnie podczas podróży do Krakowa myślałem, żeby spotkać się z nią, ale nie chciałem zawracać jej głowy. Myślałem, że mamy jeszcze czas. Myślałem, o czym moglibyśmy rozmawiać, czytałem jej wiersze. Okazało się jednak, że na tym świecie już się nie spotkamy. Czytając jej najcenniejsze myśli, wiersze z tomu „Dwukropek”, żałuję, że do spotkania nie doszło. Byłoby o czym rozmawiać. Może wypilibyśmy kawę z widokiem na Sukiennice. W pewnym sensie jednak spotkałem i będę spotykał panią Wisławę przez jej wiersze. Nie wiem, czy ktoś taki zdarzy się jeszcze w historii świata. Dla mnie jest Ona przykładem tego, jak w obliczu największych światowych zaszczytów i sławy można pozostać sobą, zachować skromność i umiar. Jest wyjątkiem, który potwierdza regułę. Piosenki do wiersza „Nic dwa razy się nie zdarza” często słuchałem przed wyprawą na biegun północny, który okazał się wielkim labiryntem.

Czasami, kiedy przypominam sobie swoją  drogę na bieguny, myślę, jak wielką rolę w ich zdobyciu odgrywały wiersze, piosenki, obrazy z  filmów. Mogłoby się wydawać, że w takich ekstremalnych wyprawach najważniejsza jest silna wola i wytrenowane ciało. Tak naprawdę w skrajnych sytuacjach, kiedy życie wisi na włosku, te wszystkie „twarde” rzeczy przestają mieć znaczenie. Nie liczy się to, by dojść za wszelką cenę, nie liczą się wielkie postanowienia. Paradoksalnie słowa, obrazy, muzyka – szeroko pojęta kultura – zaczynają grać kluczową rolę. W chwilach załamania właśnie wiersze Wisławy Szymborskiej, Edwarda Stachury, Sergiusza Jesienina, Anny Achmatowej czy też fragmenty filmów Andrieja Tarkowskiego, Michelangelo Antonioniego miały dla mnie kolosalne znaczenie. Te ulotne słowa i obrazy potrafią wbrew przeciwnościom Oceanu Arktycznego czy Antarktydy doprowadzić tak bezbronną i słabą istotę, jaką jest człowiek, na biegun, a nawet na dwa.

W moim życiu wiersze zawsze odgrywały ważną rolę i w pewien sposób nauczyły mnie posługiwania się intuicją. Jeśli bym jej posłuchał, byłbym bogatszy o rozmowę z panią Wisławą. Intuicja odgrywała w moim życiu znaczącą rolę.

W podróży na bieguny i na pustynię  w sytuacjach ekstremalnych częściej kierowałem się intuicją niż rozumem. Rozum, racjonalność mają swoje granice. Rozum jest ważny w sferze przygotowań, koncepcji, planowania. Później jednak często zawodzi. Intuicja pozwala przekroczyć wiele granic i potrafi nas bezbłędnie przeprowadzić przez labirynt rzeczywistości. Inna sprawa, że trudno jest nią się posługiwać. Bardzo trudno jest nam jej czasami posłuchać.

Pracuję teraz nad kilkoma projektami, w których intuicja, śmierć, pojęcie czasu są w samym centrum uwagi. Próbuję podążać za tymi pojęciami, a jednocześnie przełożyć je na język zrozumiały dla młodych ludzi. Wydaje mi się ważne, żeby właśnie z młodymi ludźmi dzielić się swoim doświadczeniem. Nie chodzi o to, żeby pokazywać im gotowe przepisy na życie albo pouczać, ale raczej dzielić się tym, czego doświadczyłem w wędrówce przez życie. Dlatego piszę opowieść dla dzieci i młodzieży „Marek i tajemnice Majów” – o podróży za czasów studenckich do Meksyku i na Jukatan. Kiedy z perspektywy dorosłego człowieka wnikam w moje przygody, to aż nie chce mi się wierzyć, że to wszystko przeżyłem, byłem na szczytach wielu piramid, płynąłem jedną z najdzikszych rzek świata Rio Sumasinta, stanąłem oko w oko z dwoma jaguarami, że moje życie wisiało na włosku i uratowała mnie Indianka. Patrzę na świat Majów z perspektywy Marka Kamińskiego, ale jednocześnie próbuję spojrzeć na współczesny świat oczami Majów. To jest też ciekawa perspektywa. W ogóle świat Majów, który kiedyś wydawał mi się tylko piękną, kolorową historią, teraz wydaje mi się bliski, wręcz współczesny. Pracując nad książkami, serialem dokumentalnym „Moje bieguny”, czasami zastanawiam się, po co to wszystko, czy warto robić tak wiele różnych rzeczy. Ale myślę, że warto. Znowu podążam za intuicją. Rozum mówi, że nie warto się męczyć, nie warto dotykać tak wielu tematów. Intuicja jednak podpowiada, że trzeba coś zrobić ze swoim życiem i zostawić po sobie ślad. Może nie będzie to mistrzostwo świata, może nie będzie to coś nadzwyczajnego, ale będzie to mój ślad na Ziemi.

Kiedyś istniał dla mnie jedynie czas teraźniejszy i przyszły. Nie przywiązywałem większej wagi do tego, co było. Uważałem, że nie ma sensu tego rozpamiętywać. Przeszłości nie można przecież zmienić. Pamiętam, jak doszliśmy z Jaśkiem na obydwa bieguny i później odwiedziliśmy Ciechocinek. Dopiero wtedy przypomniał mi się mój pobyt w sanatoriach. Jako pięciolatek byłem w  podobnej sytuacji jak Jasiek i groziła mi amputacja ręki. Teraz pracując nad bajkami dla dzieci, a także nad książką „Biegun” o metodzie zdobywania swoich własnych biegunów, wracam często do historii, które zdarzyły się w moim życiu. Widzę je z zupełnie innej perspektywy. Historie, które kiedyś wydawały mi się zwyczajne i oczywiste, dzisiaj stają się źródłem refleksji, inspiracji i niewyczerpanego bogactwa wrażeń. Czas, który – wydawało się – tylko płynie do przodu, nagle potrafi stanąć w miejscu. Ma się wtedy poczucie, że wszystko –  przeszłość, przyszłość i teraźniejszość – dzieje się tu i teraz. W tym szalonym pędzie przez życie warto się zatrzymać, wsłuchać w intuicję, zajrzeć w głąb siebie, w głąb swojej historii i odczytać na nowo znaki i symbole, które daje nam życie.

PS A z Poetką mam nadzieję jeszcze nieraz się spotkać.