O krok od tragedii. Ostatni bastion okrętu USA musiał wkroczyć do akcji

Okręty wojenne kosztują zwykle grube miliardy złotych zarówno ze względu na swoje zaawansowanie, jak i załogę na pokładzie. Dlatego są chronione zaawansowanymi systemami, które w przypadku pewnego okrętu USA były bliskie porażki, kiedy ostatnie słowo musiał powiedzieć system CISW.
O krok od tragedii. Ostatni bastion okrętu USA musiał wkroczyć do akcji

CISW okrętu USA okazał się przydatny po raz pierwszy od rozpoczęcia służby

Podczas ciągle trwających misji marynarki USA na Morzu Czerwonym ostatnio prawie doszło do tragedii, kiedy to okrętowi USS Gravely typu Arleigh Burke zaczął zagrażać przeciwokrętowy pocisk rebeliantów Huti. Nie był to oczywiście pierwszy taki pocisk, który został skierowany na m.in. amerykańskie okręty, ale tym szczególnym razem dotarł aż za blisko celu. Systemy przeciwrakietowe dalszego zasięgu nie zestrzeliły bowiem lecącego pocisku w porę, przepuszczając go przez wszystkie zewnętrzne warstwy ochrony. 

Czytaj też: Unikat w amerykańskiej flocie. Czym jest ten okręt marynarki USA?

Wtedy do gry musiał wkroczyć Phalanx, czyli CIWS (Close-In Weapon System), a więc specyficzny system bliskiej obrony, który stanowi ostatnią warstwę chroniącą okręt od destrukcyjnego trafienia. Jest to o tyle ciekawe, że tak oto Phalanx osiągnął pierwsze potwierdzone zestrzelenie wrogiego pocisku w swoich dobrych czterech dekadach służby. Oczywiście do akcji wkraczał kilka razy, ale nigdy nie kończyło się to spektakularnym zestrzeleniem. Raz trafił przyjazne wabiki, a raz bombowiec A-6 podczas ćwiczeń, więc powiedzieć, że nie miał renomy, to jakby nie powiedzieć nic. Ostatnio jednak ocena ta zmieniła się o 180 stopni, co tak naprawdę ma swoje plusy i minusy.

Czytaj też: Czy tak zrodziły się opowieści na temat Atlantydy? Fragment świątyni Zeusa znaleziony głęboko pod wodą

Sama aktywacja Phalanx na pokładzie USS Gravely do zestrzelenia zagrożenia na dystansie około 1,6 km, rodzi pytania o skuteczność pozostałych systemów obronnych amerykańskiej marynarki oraz rzeczywiste zagrożenie ze strony rebeliantów, które najwyraźniej wzrosło jeszcze bardziej w ostatnich tygodniach. Dlatego właśnie to starcie najpewniej zmusi Amerykanów do głębszego zbadania sekwencji wydarzeń, które doprowadziły do aktywacji Phalanxa, co potencjalnie może przełożyć się na dalszy rozwój amerykańskich systemów przeciwlotniczych na okrętach.

Czytaj też: Cykady wkrótce zasypią USA. To zdarza się raz na 200 lat

Warto pamiętać, że system Phalanx CIWS został rozmieszczony na większości okrętów floty USA oraz wśród sojuszników NATO i Japonii już w połowie lat 80. Sprowadza się z kolei do 20-mm działka Gatlinga o szybkostrzelności do 4500 pocisków na minutę i zasięgu do prawie 5,5 km, a do tego odznacza się możliwością śledzenia wielu celów jednocześnie. W przeszłości powstał w odpowiedzi na rosnące zagrożenie ze strony pocisków przeciwokrętowych, takich jak radzieckie P-15 Termit i P-70 Ametist, dlatego szybko stał się nieodłącznym elementem obrony morskiej od pierwszych testów w 1973 roku i następującego po nich wdrożenia w 1980 roku. Jak dziś widać, jednak słusznie.