Co roku w listopadzie świat wysyła palaczom jasny sygnał, że warto rzucić papierosy. To problem, który dosłownie nas zabija. Zapominamy jednak, że dotyczy nie tylko tzw. aktywnych palaczy, ale także osób, które biernie wdychają trujący dym papierosowy. One też chorują i umierają z powodu palenia, mimo że nie trzymają papierosa w ustach.
Zepchnięci na drugi plan
Szacuje się, że w Polsce liczba biernych palaczy sięga 14 milionów osób. Z powodu aktywnego palenia papierosów w skali globu umiera co roku nawet 7 milionów osób. Bierne palenia dokłada dodatkowy milion.
Bierni palacze nie są uzależnieni od nikotyny. Nie mają potrzeby wyjścia na „dymka”. Nie robią sobie krzywdy paląc. Tę krzywdę wyrządzają im inni, którzy wydmuchują dym papierosowy w ich stronę. Brutalnie rzecz ujmując – mają pecha, że żyją wśród palaczy i wdychają dym z tzw. „drugiej” i „trzeciej ręki”. Dym z drugiej ręki to ten, który wydycha palacz i który dymi się z palonego papierosa. Dym z trzeciej ręki to ten, który może nawet latami zostawać w pomieszczeniach, w których palono papierosy. Cząsteczki stałe z takiego dymu, w tym substancje smoliste, wsiąkają w ubrania lub osiadają na przedmiotach codziennego użytku, np. na meblach.
Wśród biernych palaczy są też dzieci. Z badań Głównego Inspektoratu Sanitarnego wynika, że co piąty palacz przyznaje się do palenia papierosów w ich obecności. Taką lekkomyślność – żeby nie napisać: głupotę – trudno usprawiedliwić. Obniżenie odporności, astma czy zaburzenia snu to tylko najłagodniejsze z dolegliwości, na które narażeni są najmłodsi. Ale nawet nie to jest najgorsze. Problemem na nowo staje się u nas… aktywne palenie papierosów przez dzieci. Codziennie pierwszego w życiu papierosa odpala nawet 500 dzieciaków. Coraz chętniej młode pokolenie eksperymentuje też z jednorazowymi e-papierosami. Bo kuszą kolorem, smakami i słodzikami. Są słodkie jak cukierki. I ładnie wyglądają. Alarmował o tym już pół roku temu Piotr Walewski, dziennikarz działu naukowego „Polityki” i lekarz.
Bezradne WHO
Kiedy w maju 2003 r. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przedstawiła pierwszą na świecie międzynarodową umowę w zakresie zdrowia publicznego – Ramową Konwencję WHO o Ograniczeniu Użycia Tytoniu (FCTC) – wydawało się, że pokonanie problemu papierosów jest tylko kwestią czasu. Okazuje się jednak, że przez 20 lat w tej kwestii zmieniło się niewiele, żeby nie powiedzieć brutalnie: nie zmieniło się nic. Stoimy w miejscu. Liczba palaczy na świecie jest taka sama, a w niektórych regionach wręcz większa, niż 20 lat temu. W Polsce jest jeszcze gorzej, bo z odsetka 25% palaczy papierosów w 2021 r. według statystyk WHO – zrobiło nam się 28,8% w ub. roku, według statystyk PAN.
Czytaj też: Żegnajcie, papierosy. Nowy sposób na pokonanie nałogu
Skąd taka spektakularna porażka?
Być może stąd, że urzędnicy WHO nie zrozumieli istoty problemu i gdzieś po drodze zboczyli na manowce. Z niezrozumiałych powodów odpuścili walkę z papierosami. Statystyki są dla WHO bezlitosne, a powodów do świętowania sukcesów niestety brakuje.
I być może dlatego od kilku lat WHO skupia się na walce z alternatywnymi dla papierosów wyrobami nikotynowymi, które wiele krajów uważa dzisiaj za „mniejsze zło” i krok w stronę ograniczenia szkodliwych skutków nałogu palenia. Saszetki nikotynowe, podgrzewacze tytoniu, e-papierosy oraz wszystkie inne wyroby, w których tytoń się nie spala (co jest największym zagrożeniem dla zdrowia palaczy aktywnych i biernych) są w oczach WHO takim samym złem, co papierosy.
Badania naukowe i opinie urzędów zdrowotnych z państw takich jak Nowa Zelandia, Japonia, Włochy, Czechy, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Szwecja dowodzą, że alternatywne wyroby z nikotyną wprawdzie nadal są szkodliwe, ale w znacznie mniejszym stopniu niż papierosy. Ponieważ nie ma w nich tylu toksyn czy substancji smolistych co w papierosach – mogą ograniczyć społeczne i zdrowotne skutki palenia, jeśli palacze używają ich zamiast papierosów. Badania brytyjskie mówią tu wręcz o ułamku szkodliwości alternatywnych wyrobów z nikotyną w porównaniu z papierosami.
Nikt nie kwestionuje dzisiaj szkodliwości takich alternatyw dla papierosów. Za to coraz więcej państw kwestionuje skuteczność takiej polityki WHO, która w kwestii szkodliwości stawia znak równości między nimi a papierosami, mimo że nauka dowodzi czegoś zgoła innego.
Na kuriozum zakrawa sytuacja, że samo Europejskie Biuro WHO w jednym z raportów stwierdza, że elektroniczne systemy dostarczania nikotyny (tzw. ENDS) narażają palaczy na znacznie mniej toksyn niż papierosy. A centrala WHO mówi, że to i tak bez znaczenia i wszystko szkodzi tak samo.
Najważniejszy pierwszy krok
Nawet dziesięciu prób rozstania z papierosami potrzebuje statystyczny palacz, żeby rzucić. Tak podaje Amerykańskie Towarzystwo Onkologiczne. Niestety, najczęściej skutek jest mizerny. Szczególnie trudno rzucić papierosy tzw. metodą „cold turkey”, czyli bez jakiegokolwiek wsparcia farmakologicznego. To udaje się zaledwie 5 na 100 osób. Nie tylko warto, co wręcz trzeba sięgnąć po specjalistyczną pomoc.
Europejski Plan Walki z Rakiem zakłada, że do 2040 r. w Unii Europejskiej będzie tylko 5 proc. palaczy, co przy obecnych ok. 25 (czyli ponad 100 milionach osób). Brzmi to jak fantasmagoria. Liczby nie kłamią – do tego czasu rzucić palenie musiałyby rzucić ok. 95 mln aktualnie palących obywateli UE. Nie da się tego zrobić przy użyciu czarodziejskiej różdżki, ani przy użyciu stosowanych od 20 lat i wciąż tych samych metody, które wciąż dają te same, mizerne skutki. Bo palaczy nie ubywa z ich własnej boli. Ubywa ich dlatego, że chorują i umierają. Połowa palaczy w UE przyznaje, że nie zrobiła nic, żeby rzucić palenie.
Rekomendowane przez WHO w leczeniu nikotynizmu, czyli nikotynowa terapia zastępcza i farmakoterapia zwiększają szanse na rzucenie nałogu, ale jeżeli nie są prowadzone rzetelnie i z dużym samozaparciem, to nawet 70 proc. palaczy i tak wraca do palenia papierosów. Tę trującą pępowinę naprawdę trudno zerwać – jest jak boa dusiciel, który coraz mocniej owija się wokół naszej szyi. Inna sprawa, że według wspomnianego wyżej badania Eurobarometru z nikotynowej terapii zastępczej skorzystało zaledwie 11 proc. palaczy w UE, którzy chcieli rzucić nałóg.
Czytaj też: Papierosy oznaczają śmierć, ale nie to jest najgorsze. Palacze narażeni na mnóstwo różnych chorób
Warto w tym miejscu podkreślić, że nikotyna, która jest w papierosach, alternatywach, ale także w produktach nikotynowej terapii zastępczej (popularnych plastrach czy gumach) – jest neurotoksyną o działaniu silnie uzależniającym, ale to nie ona jest główną przyczyną rozwoju chorób odpapierosowych i nie jest klasyfikowana jako związek rakotwórczy. Jest czynnikiem uzależniającym, ale już nie śmiercionośnym czy chorobotwórczym. Z tego właśnie powodu produkty nikotynowej terapii zastępczej są wpisane na listę leków podstawowych WHO i uznawane za bezpieczne dla palaczy, jako środki wspierające rzucanie palenia. Mimo że nadal dostarczają przecież nikotynę.
Organizacje i urzędy zdrowotne z całego świata coraz częściej zwracają dzisiaj uwagę na ważny niuans: nie tyle sama nikotyna, co sposób jej wchłaniania do organizmu, są kluczowe dla zrozumienia zagrożeń zdrowotnych związanych z tym nałogiem. Nikotyna wdychana wraz z dymem papierosowym wiąże się z „wessaniem” do płuc palacza nie tylko nikotyny, ale też około 7 tysięcy innych substancji, w tym smoły, które są znacznie groźniejsze od samej nikotyny. „Najczystsza” medycznie jest oczywiście nikotyna w postaci aptecznych, nikotynowych gum do żucia. Pomiędzy nimi, ale zdecydowanie bliżej dolnego niż górnego rejestru niższej szkodliwości, plasują się podgrzewacze tytoniu i e-papierosy. Dlaczego? Ponieważ nie palą tytoniu na popiół, lecz go ogrzewają bez spalania w podgrzewaczu lub waporyzują płyn do e-papierosa.
Zaklinanie rzeczywistości
Nie ma co czarować rzeczywistości – każdy wyrób nikotynowy jest szkodliwy i obarczony ryzykiem dla zdrowia. Ale nie ma też sensu ignorować nauki i udawać, że każdy wyrób nikotynowy szkodzi tak samo.
Zdaniem naukowców (np. amerykańskich CDC), najbardziej trujące są te produkty, które uwalniają z siebie nikotynę poprzez spalanie tytoniu – czyli głównie papierosy, ale też cygaretki, cygara itp. – a znacznie mniej te, które uwalniają nikotynę w inny sposób, jak snus (woreczki tytoniowe), saszetki nikotynowe, podgrzewacze tytoniu czy e-papierosy.
Czytaj też: Kawa i papierosy? Oto, co nauka ma do powiedzenia na temat tego połączenia
Wprowadzenie takiego rozróżnienia w żadnej mierze nie kłóci się z tym, że rzucenie palenia i odstawienie nikotyny zawsze daje najlepsze i natychmiastowe rezultaty. Jest też najbezpieczniejsze. Ale wtedy, gdy abstynencja od palenia i od nikotyny jest nieosiągalna, nauka (i medycyna) dają powody, aby mówić o słuszności tzw. postępowania substytucyjnego, czyli zastępowania bardziej szkodliwego produktu z nikotyną – produktem o niższej szkodliwości.
To nie rozwiązuje oczywiście problemu uzależnienia, ale zmniejsza ryzyko zachorowań i zgonów spowodowanych paleniem papierosów. To tzw. koncepcja redukcji szkód w pigułce. Stosuje ją od lat wiele państw, m.in. w Stany Zjednoczone, Nowa Zelandia, Wielka Brytania, Szwecja czy Japonia. We wszystkich tych krajach odsetki palaczy są dzisiaj rekordowo niskie, co w dużej mierze jest tu zasługą przechodzenia palaczy z papierosów na alternatywne wyroby z nikotyną. WHO chwali takie państwa za walkę z paleniem w swoich raportach i wskazuje ich jako kraje godne naśladowania. A jednocześnie potępia strategię, która przyczyniła się do tego, że dzisiaj papierosy odchodzą w tych krajach poza nawias społeczeństwa.
Prawie 10 lat temu, bo w 2014 r. WHO otrzymała list podpisany przez 53 autorytety medyczne, w którym eksperci zachęcali WHO do szerokiej dyskusji na temat strategii redukcji szkód w walce z paleniem. WHO pozostawiła go bez odpowiedzi. Podobnie jak kolejny list, podpisany już przez 100 naukowców, w 2021 r.
Wniosek jest prosty – możemy przez kolejnych 20 lat mówić palaczom o potrzebie rzucenia nałogu. Możemy z jednego miesiąca (listopada) zrobić nawet cały rok poświęcony walce z uzależnieniem i wypełniony kampaniami zdrowotnymi. W ten sposób stracimy jednak kolejnych 20 lat. A na koniec wieku, jak mówią prognozy WHO, papierosy zabiją łącznie już blisko miliard palaczy. Dopóki nie zaczniemy faktycznie rozmawiać i szukać nowych, pragmatycznych narzędzi, dających nam efekt tu i teraz, raczej nie ruszymy z miejsca nawet o krok.