Sztandarowym przykładem rośliny tego typu jest oczywiście barszcz Sosnowswkiego. To krewny selera, pochodzący z Kaukazu, a w Polsce uważany za gatunek inwazyjny. Wszystkie części rośliny zawierają olejek eteryczny ze związkami kumarynowymi (furankumaryny), które chronią roślinę.
Same związki są nieszkodliwe dla ludzi (niektóre kumaryny są nawet korzystne), jednak promieniowanie UV aktywują ich szkodliwe działanie. Jeśli wnikną w skórę i zostaną naświetlone UV-A, powodują pojawienie się stanu zapalnego, pęcherzy, rumienia, obrzęku i bólu (fitofotodermatoza). Czasem wystarczy kilka minut na słońcu, czasem potrzeba wielu godzin. Takie związki nazywa się fototoksycznymi.

Czytaj też: Endometrioza to nie wyrok. Polska uruchomiła kompleksowy program leczenia
Promieniowanie UV aktywuje toksyny
Barszcz Sosnowskiego nie jest jedyną rośliną, która może „poparzyć” z pomocą promieni słonecznych. Robią to także jego krewni. W Polsce występuje także podobny wizualnie barszcz Mantegazziego, także pochodzący z Kaukazu.

Do tej samej rodziny należy dziki pasternak, arcydzięgiel i… seler jadalny. Warzywo, które często gości w naszych zupach i sosach, także może poparzyć skórę. W tych roślinach na szczęście jest niewiele związków fototoksycznych i znajdują się głównie w częściach zielonych i kwiatach.
Niemniej jeśli masz działkę i hodujesz na niej selery, w słoneczne dni lepiej podchodzić do niego w rękawiczkach. To samo dotyczy ślicznych żółtych kwiatów dzikiego pasternaku i arcydzięgiela, którego korzeń jest ceniony w ziołolecznictwie. Do rodziny selerowatych, a więc potencjalnie fotoniebezpiecznych roślin, należy także marchew, pietruszka i koper.
Prof. Adam Matkowski, kierownik Katedry Biologii i Biotechnologii Farmaceutycznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, wymienił także grykę. Oczywiście kaszę gryczaną możesz jeść bez obaw – chodzi o zielone części rośliny, które zawierają fototoksyczne fagopiryny. Warto zachować ostrożność i nie pchać się na pola gryki, mimo że jej białe kwiaty aż proszą się o sesję zdjęciową.
Czytaj też: Psylocybina dobra nie tylko dla ducha, ale i ciała! Zaskakujące wyniki badań
Kolejną rodziną roślin, na które warto uważać, są rutowate. Najbardziej niebezpieczna jest ruta, którą można znaleźć w ogródkach. Roślina ta jest bogata w rutynę, dodawaną do leków na przeziębienie, ale zawiera również nieznaczne ilości furanokumaryn. Płyny z uszkodzonych części roślin i promieniowanie UV także mogą wywołać oparzenia.
Warto uważać też podczas zbierania rumianku, słonecznika czy robieniu wianków ze stokrotek i nagietków. Rośliny z rodziny astrowatych (Compositae) bronią się z użyciem seskwiterpen laktonowych – związków wykazujących właściwości fototoksyczne. Promieniowanie UV w połączeniu z nimi może wywołać na skórze rumień i swędzenie.
Od wieków wiadomo też o fototoksycznych właściwościach dziurawca, zawierającego hiperycynę. Roślina ta jest stosowana jako ziołowy lek uspokajający i poprawiający nastrój. Jeśli wieczorem popijasz herbatkę z dziurawcem na dobry sen albo zażywasz preparat z dziurawcem, na wszelki wypadek unikaj długiego przebywania na słońcu.
Czytaj też: Woda pitna pod lupą. Rząd wprowadza zmiany w kontroli „kranówki”
Drinki na plaży też mogą uczulać
Specjalista ostrzega też przed cytrusami i łączniem tych owoców z alkoholem. Największe stężenie substancji fototoksycznych znajduje się w skórkach, do tego świetnie rozpuszczają się w alkoholu. Czasami wystarczy, że kilka kropli drinka kapnie na odsłoniętą skórę, a promieniowanie UV zrobi resztę. Oparzenie gotowe.
Prof. Matkowski informuje, że cytryny i pomarańcze są najbezpieczniejsze. Największe stężenie furanokumaryn mają zwykle grejpfruty i limonki.