Tylko niektóre herezezje są w porządku

Bunt wobec obowiązujących autorytetów ma dwa oblicza. Jedno to wskrzeszanie upiorów przeszłości, moralny regres. Drugie polega na odwadze głoszenia nowych idei

Mijają wieki, coraz lepiej rozumiemy otaczający nas świat, jednak wciąż – niczym w dawnych czasach, gdy nie było jeszcze prasy, radia, telewizji ani Internetu – jesteśmy podatni na rozmaite manipulacje, wierzymy tym, którzy negują bezsporne autorytety, zaprzeczają dowiedzionym prawdom, podają własną, często szokującą wersję rzeczywistości. Głoszą herezje. Nie chodzi przy tym wyłącznie o herezje religijne, zjawisko to dotyczy niemal wszystkich dziedzin życia. Niedawno wstrząsnął nami film, pokazujący neonazistowską imprezę odbywającą się w 2004 r. w Polsce – kraju, który tak wiele wycierpiał z rąk faszystów. Co gorsza, w tym spotkaniu brali udział młodzi ludzie, którzy później stali się prominentnymi politykami, posłami. Na rozmowę o roli herezji w religii i życiu społecznym zaprosiliśmy: Jerzego Prokopiuka, filozofa i psychologa, o. Wacława Oszajcę SJ, teologa, Jerzego Besalę, historyka. Dyskusję poprowadził Artur Górski, dziennikarz „Focusa”.

Focus: Czy sympatia dla nazizmu, hitleryzmu może być rozpatrywana w kategoriach herezji?

prof. Jerzy Prokopiuk: To jest postawa heretycka, tyle że nieświadoma. Młodzi sympatycy nazizmu nie myślą o sobie w kategoriach herezji. Tymczasem są heretykami względem ogólnie pojętego systemu demokratycznego.

o. Wacław Oszajca: Jeśli popatrzy się na faszyzm od strony religijnej czy teologicznej, to ta nieszczęsna zabawa jest o tyle heretycka, że jej uczestnicy swoje poglądy polityczne traktują jak quasi-religię. Ubóstwienie narodu, rasy czy partii to bałwochwalstwo, oddawanie czci bożkom, mówiąc językiem biblijnym. Czy oni o tym wiedzą? Raczej nie. Nazizm czy neonazizm to zafałszowanie wszelkiej religii. Jeśli, oczywiście, religię rozumiemy jako oddawanie czci bytowi transcendentnemu.

Jerzy Besala: To św. Paweł, jak pamiętam, po raz pierwszy użył słowa hereticus w znaczeniu odszczepieniec. Ale niełatwo jest w naszych czasach określić, co jest tym fundamentem, od którego ktoś się „odszczepia”. Pewne jest natomiast, że wszystkie systemy totalitarne usiłowały przejąć wiele z funkcji religii. Tworzenie takich systemów jest pogwałceniem antropologicznych norm, w które wpisuje się wiara w Boga transcendentnego. Tu właśnie, moim zdaniem, zaczyna się herezja.

Focus: Czy neonazistom nie przypisujemy zbyt wyrafinowanych filozoficzno-religijnych pobudek? Jeśli ich zachowania są herytyckie, to w tym sensie, że negują oczywistą prawdę – że faszyzm pochłonął miliony ofiar ludzkich, spustoszył pół Europy i puścił z dymem jej dziedzictwo kulturowe.

o. Wacław Oszajca: Owszem, i to jest już inne znaczenie herezji. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby się okazało, że część z tych młodych ludzi to porządni katolicy, którzy przynajmniej parę razy w miesiącu chodzą do kościoła. Podejrzewam też, że nie bardzo wiedzą, co robią. Tak jak nie jestem przekonany, czy napisy na murach „Jude raus” i „Żydzi do gazu” są wyrazem świadomego, umocowanego w historii i wynikającego z ideologii antysemityzmu, czy też bezmyślnym podkreślaniem siły nieukierunkowanego buntu.

Focus: Mam wątpliwości, czy w ogóle chodzi o bunt. Nie widzę tej drugiej strony, przeciwko której mieliby się buntować. Według mnie oni w drastyczny sposób wyrażają swoje zdecydowane, skrajne poglądy.

prof. Jerzy Prokopiuk: To z całą pewnością jest bunt. Chodzi tutaj o dwie rzeczy: o antysemityzm, choć w szczególnej formie, i o wynikający z radykalnej prawicowości bunt przeciwko liberalizmowi i demokracji. Chcą Polski narodowokatolickiej i są przeciwko niekatolikom i nie-Polakom, a w szczególności przeciwko Żydom.

o. Wacław Oszajca: Są też przeciwko katolikom, których uważają za zbyt liberalnych, zbyt postępowych, czyli heretyckich. Skrajny przykład takiego myślenia mamy u lefebrystów. Ten ruch istnieje również w Polsce wśród młodych skrajnych katolików – nazywają siebie integrystami. Protest pod swastyką może więc też być wymierzony przeciwko współwyznawcom.

Jerzy Besala: To problem generacji X opisywanej już przez socjologów. Poprzednie pokolenia, walczące choćby o ideały solidarności non violence, czyli bez przemocy, miały wroga i łatwo się było określić po jednej ze stron. Dziś młodzi ludzie mają z tym szalone problemy, wszystko zrobiło się rozmyte, nieprzejrzyste. To pokolenie czegoś szuka. Może być to wybryk albo przejaw jakiegoś trendu, który zacznie się rozwijać i przybierze formy herezji.

o. Wacław Oszajca: Wybory tych, dla których świat był czarno- -biały, wydawały się oczywiste. Natomiast świat pluralistyczny jest trudniejszy dla człowieka, ponieważ musi dokonywać wyboru. Zmusza się go do myślenia, do decydowania, do ponoszenia konsekwencji. Ten świat jest dość dużą zagadką, niewiadomą. Może młode pokolenie protestuje przeciwko temu starszemu, że nie dało mu jakiejś busoli, drogowskazu. Nie zapewniło tego, co prof. Leszek Kołakowski nazywa potrzebą bezpieczeństwa duchowego.

Jerzy Besala: Herezje rodzą się w opozycji do autorytetów nie tylko całkiem ziemskich, ale i w opozycji do pojmowania choćby Boga i związanej z tym czci, obrzędów. Cały proces pojawiania się herezji ma swe bardzo ziemskie, dialektyczne uwarunkowania, na przykład sprawy gospodarcze, społeczne i pospolitą ludzką zawiść.

Focus: Czy św. Franciszek nie był w takim razie heretykiem? Był młody, zbuntowany, nie godził się na stosunki społeczne (a tym samym – po części religijne), jakie panowały na przełomie XII i XIII wieku?

o. Wacław Oszajca: Franciszek miał ogromne trudności z zatwierdzeniem swojego pomysłu na życie, na zakon; tak samo zresztą twórca zakonu jezuitów Ignacy Loyola. Spójrzmy na inny, równie wymowny, życiorys. Wiadomo, kim był Marcin Luter. Przez parę wieków był przecież uosobieniem diabła, wszystkich nieczystych sił. I dla katolika, i dla prawosławnego. Symbolem wszelkiego zła. A kilka lat wstecz Jan Paweł II w liście do ewangelików napisał, że Luter jest świadkiem wiary. Mało tego – Kościół katolicki i Kościół ewangelicko-augsburski podpisały dokument, którym zamknięto „spór o usprawiedliwienie”, czyli sam korzeń reformacji. Dokument stwierdza, że jednym i drugim chodziło o to samo, choć w XVI wieku i jedni, i drudzy nie chcieli się nawzajem wysłuchać. Bo w rozumieniu teologicznym początek herezji wskazuje na coś, co jest do poprawienia.

Jerzy Besala: Dla historyka liczą się przede wszystkim fakty. A z faktów wynika, że heretyckie postawy i reakcja na nie mają niejednokrotnie źródło w konfliktach społecznych i ekonomicznych. Tak było choćby w wypadku albigensów we Francji. Historyk powie tak: leżące na południu Francji hrabstwo Tuluzy było bogate, kulturalnie o niebo przewyższało Francję północną – biedną, właściwie barba– rzyńską. Bezrobotnych krzyżowców trawiła zawiść i niechęć. Papieżowi nietrudno było namówić ich na krucjatę przeciwko albigensom, którzy nie dość, że korzystali z dostatków Południa, to jeszcze byli zarażeni „obcymi” ideami z Bałkanów.

prof. Jerzy Prokopiuk: Myślę, że zagadnienie jest wielopoziomowe. Poziom podstawowy to iluminacja – jednostka otrzymuje jakąś nową prawdę z nieba – przynajmniej w swoim mniemaniu – i przekazuje ją innym. Tak dokładnie działo się w wypadku chrześcijaństwa: najpierw był jeden człowiek, potem dwunastu, potem siedemdziesięciu dwóch, a dziś – dwa miliardy. Tuż po iluminacji daje znać o sobie poziom społeczny, dołączają się dominanty mające charakter historyczny, gospodarczy itp. Pytanie: dlaczego ta iluminacja przemawia do jednych, a nie przemawia do drugich? Dlatego, że wszystkie nawrócenia zbiorowe polegają na budzeniu się w duszach zrozumienia – oni tej prawdy wcześniej nie posiadają i potrzeba czasu, aby dotarła do szerszych mas. A i tak nie dotrze do wszystkich.

o. Wacław Oszajca: Jeśli chodzi o religię, herezja powstaje wtedy, kiedy następuje przełom kulturowy, kończy się jakaś epoka. Tak było z reformacją. Kończył się wówczas świat feudalny, powstawały nowe warstwy społeczne, miasta, i dotychczasowa teologia nie była w stanie zinterpretować nowej rzeczywistości. W takiej sytuacji, jeśli pojawia się taka jednostka jak np. Erazm z Rotterdamu (choć on pozostał w Kościele i potrafił odnaleźć się w tym nowym świecie), i jeśli napotka na silny opór w zastanych strukturach, rodzi się heretyk i dochodzi do rozłamu. I znów trzeba będzie czekać ileś wieków, by to, co dotąd heretyc-kie, stało się częścią doktryny.

Focus:
Historia zna przypadki, gdy herezja, stając się ortodoksją, natychmiast prowokowała bunt przeciwko sobie ze strony heretyków „kolejnej zmiany”. To z pewnością naturalne zjawisko, a przy tym kulturotwórcze.

prof. Jerzy Prokopiuk: Trzeba pamiętać, że każda ortodoksja ma z reguły tendencje do sklerotyzacji, kostnieje. Za świętego Pawła i Orygenesa nie wszystko, w sensie dogmatycznym, było tak zdecydowane i nienaruszalne, jeszcze heretycy mogli oddychać. I Orygenes oddychał, póki żył, ale już dwa wieki później został wyklęty.

o. Wacław Oszajca: I do dziś jest mocno podejrzany!

prof. Jerzy Prokopiuk: Może być tak, jak powiedział ksiądz Oszajca, że herezja, oczywiście z poprawkami, na prawach kompromisu, zostaje w końcu zasymi– lowana przez ortodoksję. Może być też tak, że herezja wygrywa – oczywiście staje się ortodoksją i natychmiast zaczyna prześladować swoich dawnych przeciwników. Tak było z poganami i chrześcijanami, a także w pewnych rejonach Europy, z katolikami i hugenotami. Może też być tak, że jedni heretycy oskarżają o herezję innych… Drugą sprawą jest wątek psychologiczny. Wiemy, że istnieją ludzie o wyjątkowo sztywnej strukturze psychicznej, np. św. Augustyn, i ludzie o osobowości bardziej otwartej, elastycznej, wręcz liberalnej. I myślę, że jeszcze w II wieku była szansa na chrześcijaństwo bardziej elastyczne, a nie takie monowładcze. Jeżeli Walentyna, najwybitniejszego gnostyka, w 140 roku o mały włos nie wybrano biskupem Rzymu, to widać, że panowała wówczas jeszcze wielka otwartość, podejście pluralistyczne. Niestety, Kościół wybrał inną drogę.

Focus: A może stoi raczej na rozdrożu? Bo Kościół co jakiś czas staje wobec wyzwań i musi wybierać między postępem a okopywaniem się na swoich pozycjach. Między potępieniem a próbą zrozumienia nowych czasów i nowych idei.

o. Wacław Oszajca: Tak czy inaczej, chrześcijanie muszą pilnować w teologii rozumu. Kiedy brakuje refleksji nad wiarą, zwykle źle się to kończy. Dopóki religia, w tym chrześcijaństwo, problematyzuje rzeczywistość, dopóki patrzy na nią krytycznie, doszukuje się przyczyn niepokojących zjawisk – wyznawcy mogą spać spokojnie. Pamiętajmy, że jeden jest tylko Święty – wszystko inne jest stworzeniem i tylko stworzeniem; łącznie z urzędnikami państwowymi, kościelnymi, dziełami sztuki, nauki itp. Ale jeśli religia zaczyna służyć politykom, przestaje problematyzować cokolwiek, zamienia się w ideologię. Służy wówczas, tak na dobrą sprawę, jedynie temu, aby ludzi otumanić, zniewolić, ubezwłasnowolnić i podporządkować celom politycznym.

prof. Jerzy Prokopiuk: Tak się rodzi „Polak-katolik”.

o. Wacław Oszajca: Naturalnie. Jeśli w Sejmie padnie argument typu: „z tym się nie możemy zgodzić, bo to nie jest zgodne z wolą Pana Boga” – oznacza to koniec dyskusji. Bo proszę mi znaleźć argument na to, że owo „coś” nie jest jednak wolą Pana Boga.

prof. Jerzy Prokopiuk: Można zawsze powiedzieć: „Wiesz, mnie Pan Bóg powiedział co innego”.

Focus:
Gdyby szukać największej herezji początku XXI w., pal-ma pierwszeństwa pewnie dostałaby się Danowi Brownowi, autorowi „Kodu Leonarda da Vinci”. Co sprawiło, że ta – roz– rywkowa bądź co bądź – powieść zrobiła tak oszałamiającą karierę? I czy ten sukces nie jest dowodem, że wciąż jesteśmy podatni na wszelkie sensacyjne odkrycia, niekoniecznie zgodne z prawdą, szczególnie jeśli uderzają w nauki kościelne?

prof. Jerzy Prokopiuk:
Ideologia, którą szermuje Dan Brown, nie jest wcale nowa – powstała w ubiegłym wieku, choćby pod piórem Roberta Gravesa czy później Anglików: Baigenta, Leigha i Lincolna w książce „Święty Graal, Święta Krew”. Jest to próba materialistycznej interpretacji niezwykle mistycznego faktu, jakim jest św. Graal. Jest także wmawianiem nam, że istnieje ciąg genealogiczny od Chrystusa i Marii Magdaleny do jakiegoś prapraprawnuczka, którego fotografie mogliśmy oglądać w jednej z tych książek. W tym sensie, z każdego – i chrześcijańskiego, i ezoteryczno- chrześcijańskiego punktu widzenia – jest to wyjątkowy przykład kłamstwa.

Focus: Może i kłamstwa, ale wyjątkowo atrakcyjnego, uwodzącego. Jak to się dzieje, że tak ochoczo dajemy wiarę poglądom – nie tylko religijnym – które dotychczas były uważane za absurdalne?

Jerzy Besala:
Dla mnie sukces „Kodu Leonarda da Vinci” jest rezultatem tego, że ludzie wciąż poszukują prawdy, jakiejś głębszej tajemnicy i napotykają niezliczoną ilość interpretacji historycznych. Gnostycy mają swoją wersję interpretowania świata, Kościół katolicki swoją, a nauka jeszcze inną. Dan Brown trafił w zapotrzebowanie na „najskrytszą prawdę”, utajnioną rzekomo celowo przez naukę i Kościół przed ludźmi. I to jest wyraz globalnej paranoi, bo akurat te dwie instytucje powinny wyjątkowo pilnie stać, i jestem przekonany, że stoją, na straży rzetelności. Sukces ten jest ponadto efektem niechęci niektórych środowisk religijnych, w tym protestantów, do katolicyzmu. Z lubością przypisują mu bądź wyolbrzymiają jego zbrodnie. Oto przykład: przez długi czas Europa wierzyła w podawane przez protestantów dane, jakoby liczba ofiar Świętej Inkwizycji przekraczała 5 milionów. Tymczasem badania naukowe wskazują, że w Hiszpanii (gdzie Inkwizycja była najbardziej aktywna) tych ofiar były cztery tysiące. To spora dysproporcja w opisywaniu zjawiska.

o. Wacław Oszajca: Mówię to z przykrością, ale powodzenie „Kodu Leonarda” świadczy o klęsce przekazu treści biblijno- teologicznych w chrześcijaństwie. Dotyczy to zarówno katolicyzmu, jak i protestantyzmu. Teorie Browna trafiły na wyjątkowo podatny grunt, bo wiedza w tym zakresie jest właściwie zerowa. Wszak Biblię wolno katolikom czytać dopiero od kilkudziesięciu lat – teraz mamy rezultaty.

Focus: A czy Kościół katolicki, który tak potępia Browna, nie może – mówiąc kolokwialnie – odciąć kuponów od sukcesu jego książki? Przecież powieść ta wywołała niewiarygodne wręcz zjawisko: ludzie bardzo zainteresowali się religią, historią chrześcijaństwa, Pismem Świętym. A kolejne propozycje wydawnicze z tego samego nurtu, które posypały się jak z rogu obfitości, jedynie podgrzewają atmosferę. Nie sądzę, by osoba naprawdę wierząca odeszła od Kościoła po lekturze tej powieści. Ale jestem przekonany, że wielu niewierzących zaczęło sobie stawiać rozmaite pytania. I ci ludzie stanowią gigantyczne pole do zagospodarowania.

o. Wacław Oszajca: Owszem, to jest szansa dla Kościoła. Ja też jestem zdania, że szum wokół Browna ma pozytywne strony. W latach 70. Zenon Kosidowski wydał zbiór „Opowieści biblijne”, w których chciał udowodnić, że Biblia jest zbiorem mitów, w jego rozumieniu niemających pokrycia w rzeczywistości. Chodząc po kolędzie, spotkałem człowieka, który zapewniał mnie, że ma w domu Biblię i wyciągnął… właśnie „Opowieści biblijne”. To dobrze, jeśli ktoś stawia pytania, a jeszcze lepiej, jeśli dostaje od Kościola odpowiedzialne, satysfakcjonujące odpowiedzi.

Jerzy Besala: Tak, ale moja ma- ma, która jest praktykującą katoliczką, po przeczytaniu książki Browna zaczęła się zastanawiać: a może to prawda? W tym tkwi niebezpieczeństwo – że ludzie zaczną traktować nieprawdę historyczną jako prawdę.

o. Wacław Oszajca: Gdy już rozprawimy się z herezją Browna, będziemy musieli stawić również czoła innemu problemowi: kwestii dialogu międzyreligijnego, który ma w sobie element heretycki. Pojawia się fundamentalne pytanie: czy ludzie innych religii dostępują zbawienia dzięki tym religiom, czy wbrew nim? Sprawa jest wciąż do rozstrzygnięcia.

prof. Jerzy Prokopiuk: Chrystus powiedział: „Jest wiele mieszkań w domu Ojca mego”, więc oni mogą mieć swoje mieszkanka. Takie M-2 dla buddysty… Był pewien polski konsul w Pekinie, w którym jakiś taoistyczny mistrz rozpoznał swojego ucznia w jego następnym wcieleniu i dał mu glejt do świątyń. I gdzieś ów konsul spotkał mnicha kontemplującego buddyjskie piekło. Usiadł więc obok i przyłączył się do kontemplacji. Po pewnym czasie zapytał, czy piekło rzeczywiście istnieje. Mnich spojrzał mu głęboko w oczy i odpowiedział: „jeśli ktoś wierzy, to jest, jeśli nie, to nie ma”. I to jest ważny głos w naszej dyskusji o herezji.

Focus: Mam wrażenie, że żaden z panów nie ocenia zjawiska herezji w kategoriach wyłącznie negatywnych. A przecież często osoby ją głoszące oszukują nas – wmawiają nam, że czarne jest białe, że na wszelkie bolączki życia istnieją łatwe recepty i cudowne środki, że coś, co wydawało się niepodważalne, nadaje się wyłącznie do lamusa. Nie myślę o religii, ale wszystkich innych sferach życia.

prof. Jerzy Prokopiuk: Herezja, dopóki nie skostnieje, jest czymś jak najbardziej pozytywnym, dynamicznym, chce zmieniać rzeczywistość, obalać coś, co dla wielu stanowi przeżytek. Herezja to postęp, to ciągłe poszukiwanie prawdy, budzenie w ludziach refleksji, i dlatego, zanim się ją potępi, warto to dobrze przemyśleć. Słowo herezja ma swój źródłosłów w greckim hairesis, czyli wybór. A czy można potępiać kogoś, kto chce mieć prawo wyboru?

Focus:
Dziękuję panom za udział w naszej rozmowie.