W sukience do sukcesu. “Mają zbudowany nowy wizerunek i odzyskują wiarę w siebie”

Sukcesem można się podzielić. Choćby przekazując „szczęśliwą” garsonkę kobiecie, która w poszukiwaniu pracy odbija się od kolejnych drzwi. Wolontariuszki Dress For Success od lat pomagają tym, którym się nie powiodło

Kiedy Nancy Lublin, 23-letnia student­ka prawa w Nowym Jorku, otwierała kopertę od prawnika, drżała z niepo­koju. Okazało się jednak, że przesył­ka kryła przyjemną niespodziankę: czek na 5 tys. dolarów, spadek po pradziadku, który wiele lat temu w poszukiwaniu lepszego życia przybył do USA z Polski. Nancy od razu poczuła, że te pieniądze jej się nie należą, nie zarobiła ich, nie należą do niej. Już w windzie zdecydowała, że przekaże tę kwotę na stworzenie organizacji charytatywnej. „Ogromną motywacją był dla mnie fakt, że studiowanie prawa mnie unieszczęśliwiało. Naprawdę. Byłam bardzo nieszczę­śliwa” – wspominała po latach w jednym z wywiadów. Jeden z wykładowców okazał się jednak pomocny – skierował Lublin do siostry Mary Nerney, specjalistki od zakładania fundacji. „Kilka tygodni później siedziałam w małej sali konferencyjnej z trzema zakonnicami i tam wspólnie stworzyłyśmy koncepcję Dress For Success” – wspomina Nancy.

Kogo warto wspierać

Dziś Dress For Success ma 130 filii na całym świecie, mię­dzy innymi w Izraelu, Indiach, we Francji, w Papui-Nowej Gwinei, a od niemal pięciu lat także w Polsce. Organizacja pomogła już ponad połowie miliona kobiet. Wyposaża beneficjentki w strój właściwy do rozmowy o pracę, o którą się starają. Ale nie tylko. Zależnie od potrzeb kobiet w danym kraju wolontariuszki prowadzą także szkolenia z savoir-vivre, właściwego sposobu podawania dłoni, udzielają wsparcia psychologicznego. W USA Dress For Success pomaga przede wszystkim kobietom z marginesu społecznego – z więzień, poprawczaków, uzależnionym. W Polsce także od czasu do czasu zdarzają się takie uczestniczki. Co zaskakujące, wiele potrzebujących wsparcia pań to młode kobiety, które ukoń­czyły studia, znają języki obce, niektóre mają nawet doktorat. A mimo to nie potrafią się odnaleźć na rynku pracy. „Wiele z nich przywykło do opieki i wsparcia rodziców i w odpo­wiednim czasie nie podjęły pierwszych kroków na drodze kariery zawodowej. Uczymy je m.in. tego, że kariera składa się z kolejnych etapów: najpierw mogą być akwizytorkami, potem pracować w kasie teatru, a dopiero potem aspirować do wyższych stanowisk” – mówi Dorota Stasikowska-Woźniak, która założyła i prowadzi Dress For Success Poland, laureatka m.in. nagrody „Bizneswoman roku” za działalność charytatywną.

Wolontariuszki Dress For Success Poland nauczyły się już, że warto pomagać tym kobietom, które mają moty­wację. Wcześniej zdarzało się, że to pomagającym bardziej zależało na zmianie sytuacji beneficjentek niż im samym. Dziś zakwalifikowanie się do programu jest pierwszym ważnym krokiem na drodze do zmiany. „My wszystkie pra­cujemy charytatywnie. Nie chcemy naszego czasu, energii i pieniędzy sponsorów, którzy nam zaufali, przekazywać oso­bom, które przychodzą tylko po nową sukienkę. Inwestuje­my w te kobiety, które są nastawione na zmianę, same chcą sobie pomóc. Widzimy dużą różnicę między tymi kobietami, które same nas znajdują, a tymi, które zostały skierowane na przykład przez urzędy pracy. Te skierowane często czują się, jakby działały pod przymusem. »Pod przymusem« dostają sukienkę, idą do fryzjera itd. Jeśli w ciągu warsztatów zmie­nią swoje nastawienie, to fantastycznie. Niestety nie zawsze tak się dzieje” – opowiada Dorota Stasikowska-Woźniak.

Kiedy już trafią do programu, ich życie nabiera nowego tempa. „Ostatnio skończyłyśmy projekt, który trwał miesiąc. Były to codzienne ośmiogodzinne warsztaty. Dress code’owi poświęciłyśmy zaledwie jeden dzień. Kolejny dzień kobiety spędzały u fryzjera, jeden na nauce makijażu. W pozostałym czasie uczestniczki wzmacniały swoją psychikę, uczyły się zarządzania budżetem, autoprezentacji, wystąpień publicznych” – opowiada Stasikowska-Woźniak. Po programie mają zbudowany nowy wizerunek i odzyskują wiarę w siebie, ale najważniejsze jest to, że 75 proc. beneficjentek znajduje pra­cę, wiele z nich już w ciągu dwóch tygodni od zakończenia szkolenia. „Dzięki Dress For Success przełamałam swoje bariery, uwierzyłam, że mogę więcej w życiu osiągnąć. Od­zyskałam wiarę w siebie, zaczęłam wierzyć w swoją wartość, przestałam się bać. Teraz sama rozwiązuję problemy i podej­muję życiowe decyzje” – opowiada w książce „W sukience do sukcesu” pracująca w przedszkolu Anna Magryta, która pod opieką organizacji jest od 2012 r.

Cukiereczek chce być szefem

Co ciekawe, jedyną potrzebą, która łączy wszystkie beneficjentki, niezależnie od ich wykształcenia, pochodzenia czy wieku, jest zmiana wizerunku. Składa się na to zmiana garde­roby, ale także sposobu poruszania się, mówienia, podawania dłoni. „Połowa kobiet w Polsce nie potrafi podać ręki tak, aby było czuć tę dłoń, zachowują się jak księżniczki, które podają rękę do pocałowania” – mówi Stasikowska-Woźniak. Beneficjentki uczą się, by na rozmowę kwalifikacyjną przyjść odpowiednio wcześniej, mieć w torebce awaryjne rajstopy, wyłączyć telefon komórkowy, zadbać, aby podczas rozmowy dzieci były pod opieką, nie podawać w CV adresów e-maili typu „cukiereczek” czy „bombonierka”. Tylko te kandydat­ki do pracy, które stworzą dobre pierwsze wrażenie, mają bowiem szansę zaprezentować swoje kompetencje. „Nieste­ty wiele kobiet zachowuje się jak ostatnie sieroty i przez to same odbierają sobie szansę na sukces” – przyznaje Stasikowska-Woźniak.

Kobiety, które przez wiele miesięcy, a czasem na­wet lat nie mogą znaleźć pracy, tracą wiarę w siebie. Dlatego potrzebują wsparcia psychologicznego. Do­rota Stasikowska-Woźniak wspomina, że kiedy brała udział w takich warsztatach w USA, była zaskoczona, gdy trenerki przyniosły ze sobą cztery opakowania chuste­czek. Zastanawiała się, co uczestniczki będą z nich robić. Wkrótce stało się jasne, że chusteczki są potrzebne po prostu do ocierania łez. „Jedyna różnica między warsztatami psy­chologicznymi w Polsce i USA jest taka, że po pytaniu pro­wadzącej, kto pierwszy chciałby opowiedzieć o swoich trud­nych doświadczeniach, wszystkie Amerykanki natychmiast zgłaszają się do odpowiedzi, a Polki wbijają wzrok w podłogę. Kiedy już jednak zaczynamy mówić o swoich przeżyciach, wszystkie przeżywamy i płaczemy tak samo” – opowiada.

Metamorfoza życia

Jolanta Czech, dyrektor ds. szkoleń i projektów Dress For Success Poland, z pasją przygląda się przemianom beneficjentek. „Kobiety, które do nas trafiają, potrzebują różnorodnego wsparcia. Dla jednych podstawą jest pomoc psychologiczna, pozwalająca odciąć się od nieciekawej czasem przeszłości, od niedomkniętych spraw, od psychicznego terroru. Dla innych ważna jest pomoc prawna, dzięki której mogą rozwiązać swo­je problemy z byłym partnerem, pracodawcą, uregulować sprawy związane z dziećmi.

Nasze beneficjentki przede wszystkim potrzebuję jednak wiary we własne możliwości. Na warsztatach intensywnie pracujemy nad samoświadomością i poczuciem własnej wartości. Nie tylko pod względem kompetencji potrzebnych przyszłemu pracodawcy. Panie odkrywają lub redefiniują swoją kobiecość, którą zatraciły w codziennej walce z życiem” – mówi. Dodaje, że każda z kobiet ma swój moment przeło­mowy. Spora część przeżywa przemianę podczas warsztatów z asertywności, gdzie odkrywa, że ich potrzeby nie są mniej ważne niż potrzeby bliskich. „Oprócz dużej pracy trenerów i samej uczestniczki ogromną rolę odgrywa grupa, w któ­rej uczestniczą beneficjentki. Wzajemne podtrzymywanie energii, dodawanie otuchy, pozytywna informacja zwrotna. To budujące, szczególnie jeśli w życiu codziennym sporo jest ograniczających kajdan, często w postaci zachowania i słów najbliższych” – mówi Jolanta Czech.

 

Beneficjentki mogą jednak liczyć nie tylko na pomoc koleżanek z grupy. Zgodnie z założeniem Dress For Success wspierają je także kobiety, które odniosły sukces, m.in. Jo­lanta Kwaśniewska, Grażyna Kulczyk czy Dorota Soszyńska. Wszystkie podkreślają, że wierzą w misję organizacji i w po­maganie. „Ja jestem w stanie zaangażować się w coś, w co wierzę i co jest dla mnie wiarygodne. A Dress For Success jest właśnie taką organizacją – wiarygodną i potrzebną. Zrzesza wyjątkowe wolontariuszki, które wspierają inne kobiety znaj­dujące się na życiowym zakręcie. Musimy sobie nawzajem pomagać i te kobiety to robią – od lekcji wizerunku, maki­jażu, autoprezentacji po rozmowy z psychologiem” – mówi Dorota Soszyńska w książce „W sukience do sukcesu”. So­szyńska wspiera organizację na wiele sposobów, m.in. przeka­zuje beneficjentkom kosmetyki produkowane przez jej firmę. „Wszystkie powinnyśmy mieć poczucie, że ktoś nas wspiera, że ktoś za nami stoi. A zmiany muszą być przez nas chciane i akceptowane. Człowiek funkcjonuje inaczej, jeśli wie, że ma w kimś oparcie” – zauważa Jolanta Kwaśniewska.

Wiele innych kobiet, które odniosły sukces, wspiera Dress For Success w ramach akcji SOS (Send One Suit), czyli darowuje organizacji swoje sukienki, garsonki, garnitury, torebki, apasz­ki, które następnie są przekazywane beneficjentkom. Ubrania muszą być nowe lub jak nowe (po pralni chemicznej), odpowiednie na rozmowę kwalifikacyjną. „W ramach akcji otrzy­mujemy fantastyczne stroje, czasem wręcz zapierające dech w piersiach. W dodatku do każdego ofiarodawczynie dołączają osobisty liścik z życzeniami powodzenia. Zapoczątkowała to Dorota Zawadzka, znana jako Superniania, której spodobała się nasza akcja i która postanowiła w ten sposób wesprzeć nasze beneficjentki” – opowiada Dorota Stasikowska-Woźniak.

Pomaganie jest trudne

Kobiety wspierające beneficjentki czerpią satysfakcję z pomagania innym. „Najbardziej fascynuje mnie obserwa­cja zmian, jakie nawet w krótkim czasie zachodzą w paniach na warsztatach, postępy, jakie robią np. w mówieniu o sobie. Inspiruje mnie siła, którą dają sobie nawzajem. Pociąga mnie uczestniczenie w walce, którą staczają same ze sobą, chcąc wyjść ze strefy komfortu w stronę innego świata. Kluczowe znaczenie ma dla mnie energia, jaką dostaję od pozostałych działaczek Dress For Success. Tylu świetnych, inteligentnych, zaradnych, eleganckich kobiet nie spotkałam nigdzie indziej” – mówi Jolanta Czech. „Kiedy byłam po raz pierwszy na kon­gresie DFS Poland w Chorzowie, na który przyjechały setki wolontariuszek, ich pozytywna energia sprawiła, że czułam się, jakby mi urosły skrzydła” – dodaje Dorota Soszyńska.

Dorota Stasikowska-Woźniak podkreśla jednak, że po­maganie jest trudne. „Niektóre trafiające do nas panie tak się zaniedbały, że wymagają pracy u podstaw: wizyty u derma­tologa, dentysty, a nawet jedzenia, pomocy w związku z prze­mocą domową itd. Tylko z pozoru nasza praca to sielanka” – mówi. Dodaje, że wiele kobiet trudno wyrwać z pozornie wygodnego życia na koszt opieki społecznej. Zdarzają się też sytuacje tragiczne. „Jedna z naszych beneficjentek była alkoholiczką. Kiedy otrzymała pracę, świętowała sukces tak intensywnie, że zmarła”.

„Kobiety muszą przestać się bać i uwierzyć w siebie, mu­szą uwierzyć, że jest ktoś – człowiek, instytucja, która im da poczucie bezpieczeństwa. (… ) Jak kobieta będzie miała pracę, z której utrzyma siebie i dzieci, wtedy nawet ta rodzina, która wcześniej mówiła: »Nie rób tego« (np. nie wyrzucaj go z domu, jakikolwiek by był), teraz spojrzy na nią z podziwem. Widzi, że to jest silna, piękna kobieta, która dzięki swojej silnej woli i pomocy innych, czyli tej symbolicznej pierwszej sukience, tak mocno się zmieniła” – mówi Jolanta Kwaśniewska w książce „W sukience do sukcesu”. Nancy Lublin zrobiła kolejny krok w działalności charytatywnej – prowadzi organizację Do Something, która pomaga młodym ludziom w pomaganiu innym, ułatwiając im realizowanie kampanii społecznych.