Warszawa opanowana przez wirusa makot. Thriller “Lockdown”, lektura na czas pandemii

“Świat, który opisuję, nie istnieje i mam nadzieję, że nigdy nie będzie nam dane czegoś takiego przeżyć” – ostrzega czytelników Robert Ziębiński, autor książki z pogranicza kryminału i thrillera “Lockdown”. Akcja powieści dzieje się w czasie wielkiej epidemii, ale o wiele groźniejszej i bardziej przerażającej niż ta, z którą obecnie zmaga się świat rzeczywisty. A w centrum tej pandemii miliarderka próbująca uwolnić ukochaną córkę.
Warszawa opanowana przez wirusa makot. Thriller “Lockdown”, lektura na czas pandemii

W “Lockdownie” na 72 godziny przenosimy się do ogarniętej paniką i chaosem Warszawy. Tuż po tym jak w kraju wybucha epidemia śmiertelnego wirusa (nie, nie jest to SARS-CoV-2), a ludzie „padają jak muchy” rząd podejmuje ostre działania. Zakazy i blokady mają wejść w życie natychmiast.

Olga – główna bohaterka powieści – do tej pory mogła uważać, że ma wszystko. W końcu jest milionerką, a w planach ma nowy projekt, który ma przynieść jej kolejne zyski. Przymusowe zamknięcie w bogato wyposażonej willi nie napawa jej lękiem, ale ten pozorny spokój burzy jeden sms.

Okazuje się, że córka Olgi jest w rękach porywaczy, a ci żądają 10 mln euro okupu. Kwota – choć horrendalna – jest w zasięgu bizneswomen. Niestety, tytułowy lockdown w całym kraju sprawił, że wszystkie finanse zostały zamrożone.

Jak Olga – pozbawiona swojej głównej broni, czyli pieniędzy – stawi czoło porywaczom? Czy nie zawaha się rzucić w ognisko śmiertelnego wirusa, aby uratować ukochaną córkę? I czy uda jej się ją odnaleźć, zanim minie czas?

„Zapraszam was do Warszawy w czasach pande­mii i lockdownu. Warszawy, która zrównuje szanse. Każdy może umrzeć. Każdy może przeżyć. Warszawy, w której pewien fan jazzu musi pomóc pewnej wielbicielce radio­wej Trójki” – zachęca Ziębiński. 

Fragment książki “Lockdown”

19.05, dom Olgi

Telefon dzwonił bez przerwy. Zamiast odebrać, Olga patrzyła oniemiała w telewizor i nie wierzyła w to, co słyszy. Na ekranie premier Makowiecki wygłaszał orędzie do narodu. 

Obecna sytuacja nie pozwala nam na ignorowanie problemu, z jakim mierzy się świat. Wirus makot jest śmiertelnie niebezpieczny i dotarł już na terytorium Polski. Ponieważ objawy wirusa są niezwykle zwodnicze, zdecydowaliśmy – by nie narażać zdrowia Polaków – wprowadzić dziś od godziny dziewiętnastej stan wyjątkowy. Granice kraju zostały zamknięte, podobnie jak przestrzeń powietrzna i morska. Na czas nieokreślony ograniczona zostaje działalność instytucji finansowych. Pracę zawieszają wszystkie zakłady i instytucje poza tymi, których funkcjonowanie niezbędne jest do utrzymania infrastruktury miejskiej i wiejskiej oraz funkcjonowania państwa. To samo dotyczy sklepów wielkopowierzchniowych, galerii handlowych, kin, teatrów, oper, wystaw i galerii sztuki. Odwołuje się wszelkie masowe imprezy kulturalne i sportowe. Wprowadzamy również zakaz jakichkolwiek zgromadzeń…

Ręce się jej trzęsły.

Od dziś od godziny dziewiętnastej obowiązuje ograniczenie w przemieszczaniu się, a policja i wojsko mają prawo zatrzymania i wylegitymowania osób poruszających się po ulicach po godzinie dwudziestej drugiej. Policja i wojsko otrzymują także specjalne uprawnienia dotyczące stosowania środków koniecznych do zapewnienia ładu i bezpieczeństwa publicznego, w tym dotyczące użycia broni palnej. Mamy świadomość, że podjęta przez nas decyzja zaskakuje obywateli, ogranicza wolność osobistą i burzy ład społeczny, ale tylko w ten sposób możemy zapanować nad rozprzestrzeniającą się chorobą. Listę wszystkich ograniczeń publikujemy na stronie kancelarii premiera. Funkcjonariusze policji oraz żołnierze dostarczą obywatelom do ich miejsca zamieszkania odzież ochronną niezbędną do poruszania się po przestrzeni publicznej. Jedna osoba może dokonać wypłaty z bankomatu maksymalnie pięciuset złotych dziennie…

Przestała słuchać. Jak automat powtarzała w myślach słowa premiera. Zamknięte… instytucji finansowych… Pracę zawieszają… Galerii handlowych… KURWA MAĆ.

Telefon znów zawibrował. Iwona.

– Ja pierdolę! – warknęła do słuchawki Olga. – Mogłaś mnie uprzedzić! Mogłaś mi powiedzieć!

– Nie mogłam. Jedyne, co mogłam, to przekazać Janickiemu, żeby wypłacił ci pieniądze.

– Jak? Ty?

– Nie wprost. Ale ja.

– Dzięki, ale co ja z nimi zrobię?

– Masz. To ważne. Teraz nikt ich nie ma.

– Świetnie. Jak źle jest?

– Dramatycznie. Ludzie padają jak muchy.

– Kurwa mać.

– Ile to potrwa?

– Nie wiem, Olga. Nie wiem. Przepraszam.

– Za co?

– Że nic nie powiedziałam. Nie mogłam. Uwierz mi. Uważaj na siebie i Dominikę.

– Dzięki.

W telefonie zapikało. To Piotr dobijał się na drugiej linii.

– Na razie – powiedziała do Iwony i odebrała połączenie od Piotra.

– Co się u was odpierdoliło? – zapytał na powitanie.

– Mnie pytasz?

– No, ty tam mieszkasz.

– Nic nie wiem. Iwona dzwoniła przed chwilą. Przeprosiła, że nic nie powiedziała.

– Nikt nic nie wiedział? To chyba jedyna naprawdę tajna akcja, jaką w historii tego kraju przeprowadził rząd.

– Na czym stoimy? – zapytała drżącym głosem.

Telefon znów zapikał. Nawet nie spojrzała, była przekonana, że to Dominika. Pewnie wracała z kina i właśnie dowiedziała się o lockdownie. Olga nie martwiła się o córkę, znajdowała się pod czujnym okiem Karola.

– Na czym stoimy? – powtórzyła pytanie.

– Jeśli chodzi o nasze sprawy, to nic się nie zmienia. Banki nie działają. Pieniądze pójdą na PayPala.

– Mam wrażenie, że te pieniądze to jakiś palec boży. Przecież ja tego jebanego Edenu nie otworzę teraz z pół roku.

– Nie zapeszaj. Nic nie wiemy. W Chinach sytuacja się normuje.

– Co ty pierdolisz? Przecież oni właśnie zamknęli kraj! Pierwszy raz od, kurwa, trzydziestu lat. Znając ich, sytuacja musi być dramatyczna.

– Może. Ale ty jesteś kryta. Przynajmniej finansowo.

– Tyle dobrze. A jak ty?

– Dobrze. Szwajcaria się nie zamyka. Na razie.

– Dobra, wracaj do Betiny. Zadzwonię do Dominiki. Powinna już być. Noż kurwa. – To ostatnie powiedziała odruchowo.

Piotr się rozłączył. Spojrzała na wyświetlacz komórki. Nieodebrane połączenia od całego zarządu, prezesów spółek, w których miała udziały, i jej pracowników. Rzuciła okiem na listę. Ponad trzydzieści połączeń. Przeskrolowała spis. Nie było na nim numeru komórki Dominiki. Za to znalazła esemesy od większości osób, które zatrudniała u siebie w domu. Wszyscy pisali w zasadzie to samo: że nie przyjdą do pracy. Została bez kucharza, pań sprzątających, ogrodnika, pomocy, kierowcy, który ją tu przywiózł. Ten ostatni musiał napisać do niej w drodze do domu. Strach. Tak działa strach. Wybrała numer córki.

Abonent jest czasowo niedostępny. Znajduje się poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon.

„Co do chuja?” – pomyślała.

Wybrała numer Karola.

Abonent jest czasowo niedostępny. Znajduje się poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon.

Ki diabeł?

Zeszła do garażu. Obok sportowych samochodów i mercedesa ziało puste miejsce, na którym zawsze stało BMW. Szlag. Wybrała numer córki jeszcze raz.

Abonent jest czasowo niedostępny. Znajduje się…

Olga zaczęła się denerwować.

Wysłała Dominice wiadomość na Messengerze: Kiedy wracasz?

Spojrzała na tekst. Nie został odebrany. Ani dostarczony.

Przypomniała sobie, że Dominika wybierała się do Edenu z Pauliną. Wyszukała jej numer. Dziewczyna odebrała po dwóch sygnałach.

– Cześć, Paulinko. Tu Olga Maj, mama Dominiki.

– Dobry wieczór pani.

– Dobry wieczór. Masz gdzieś obok Domi?

– Nieee. – W głosie dziewczyny brzmiała podejrzliwość i wahanie.

– To już wróciłyście? Znaczy, jesteś w domu?

– Taaaak. – Paulina wciąż była zaskoczona. – Dlaczego pani pyta?

– Bo Dominiki jeszcze nie ma.

– Dziwne. Jestem w domu już od jakichś czterdziestu minut. Karol mnie podrzucił i pojechali do was…

– Aha.

– Może są korki? Słyszała pani. Stan wyjątkowy.

– Tak. Tak. Dziękuję, słońce. Gdyby Dominika się odezwała, daj znać.

– Dobrze. I jakby pani mogła jej powiedzieć, żeby do mnie zadzwoniła, jak wróci…

– Pewnie – przerwała jej Olga. – Zadzwoni.

Rozłączyła się.

– Gdzie ty jesteś? – powiedziała do siebie.

Wróciła do salonu i usiadała na kanapie. Obok leżał neseser z pieniędzmi i torba. Wyjęła z niej laptop. Oficjalnie nie miała konta na Facebooku. Nieoficjalnie – i owszem. Była jedną z setek Fiź Pończoszanek. Fikcyjne zdjęcie, fikcyjne dane. Weszła na konto. Sprawdziła, czy Dominika nic nie napisała na wallu. Pusto. Przejrzała konto córki. Poza zdjęciem Paula Newmana z planu „Ruchomego celu” Dominika nic dziś nie wrzucała. „Skąd w tym dziecku zamiłowanie do starych filmów?” – pomyślała.

Po raz kolejny wybrała jej numer.

Abonent jest czasowo niedostępny. Znajduje się poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon.

Miała już zamknąć laptop, gdy równocześnie on i jej telefon wydały z siebie piknięcie. Przyszedł e-mail. Pracownicy, kontrahenci, partnerzy i wszyscy ludzie, z którymi łączyły Olgę sprawy biznesowe, zawsze pisali na firmowy adres. Miała także prywatny, ale znało go bardzo ograniczone grono osób. Na każdym koncie ustawiła inny sygnał informujący o nowej wiadomości. Dźwięk, który teraz usłyszała, pochodził z prywatnej poczty.

„Dominika – pomyślała. – Pewnie padła jej komórka”.

Kliknęła w ikonkę koperty.

Jej oczom ukazał się mail o tytule:

JAK BARDZO KOCHASZ CÓRKĘ?

Nadawca: Wielebny.

Kliknęła.

Żadnego tekstu. Tylko załącznik. Mp4.

Nacisnęła „pobierz” i odpaliła film.

Więcej:Książki