Konflikt zbrojny w dzisiejszych czasach wymaga korzystania z szerokiego spektrum urządzeń elektronicznych, a te trzeba zasilać. Ciężkie generatory i akumulatory to zmora jednostek polowych. Te urządzenia nie tylko utrudniają logistykę, ale też mogą zdradzić pozycję żołnierzy. Teraz może się to zmienić dzięki projektowi, nad którym pracują naukowcy z Laboratorium Badawczego Marynarki Wojennej USA.
Lekkie ogniwa wodorowe zamiast głośnych ogniw paliwowych
Amerykańscy marines testują system Hydrogen Small Unit Power (H-SUP). Wykorzystuje on technologię ogniw paliwowych, dotąd stosowaną głównie w dronach. Przeniesienie jej do piechoty morskiej to ambitne przedsięwzięcie, które może jednak przynieść wymierne korzyści dla bezpieczeństwa i skuteczności jednostek.
Czytaj też: Sunący nad falami dron TALAY to broń przyszłości. Turecki projekt zaskakuje możliwościami technicznymi
Kluczowa wydaje się redukcja masy wyposażenia – żołnierze operujący w trudnym terenie docenią każdy zaoszczędzony kilogram. Ogniwa wodorowe mają większą wydajność energetyczną od tradycyjnych akumulatorów o tej samej masie. Wodór ma jednak więcej zalet.
Zastosowanie nowoczesnego paliwa daje jednostkom konkretne przewagi taktyczne. Urządzenia zasilające działają ciszej niż konwencjonalne generatory spalinowe, co zmniejsza ryzyko wykrycia przez przeciwnika. Wbudowany układ chłodzenia na bazie glikolu etylenowego obniża sygnaturę cieplną generatorów wodorowych, czyniąc system mniej widocznym dla kamer termowizyjnych. To istotne w czasach zaawansowanych technologii zwiadowczych.
Konstrukcja z mniejszą liczbą ruchomych części oznacza mniej potencjalnych awarii. Żywotność systemu szacuje się na około 5000 godzin pracy, co przy wojskowych standardach użytkowania robi ogromne wrażenie. Modułowa budowa pozwala zaś dopasować rozwiązanie do różnych zadań, od zasilania radiostacji po integrację z pojazdami różnych typów.

Prototypy przeszły już serię prób w kilku amerykańskich bazach. Pierwsze testy odbyły się już w lipcu 2022 w Marine Corps Base Camp Lejeune, kolejne w lutym 2025 w Marine Corps Air Station Yuma, w marcu 2025 w Marine Corps Training Area Bellows, a ostatnio w maju 2025 w Fort Polk z udziałem 101. Dywizji Powietrznodesantowej. Kolejne eksperymenty pokazują, że ogniwa wodorowe są dobrym kierunkiem rozwoju zasilania dla sprzętu wojskowego.
Czyta też: Samodzielnie myślące maszyny bojowe prosto z USA. Czerwony i Zielony Wilk wkrótce trafią do armii
Wdrożenie ogniw wodorowych w piechocie to zupełnie inna sprawa. Pomysł wydaje się dobrze rokować, ale skala wyzwania logistycznego nie powinna być bagatelizowana. Wymiana całej infrastruktury zasilającej to nie kwestia kilku miesięcy, ale wielu lat. Opinie żołnierzy z tych testów będą kluczowe dla dalszego rozwoju systemu i skali jego zastosowań.
Ogniwa wodorowe na drogach wciąż rzadkie
Podczas gdy wojsko inwestuje w technologie wodorowe, cywilny rynek pozostaje ostrożny. Wodór ma być paliwem przyszłości także dla samochodów osobowych i używanych do transportu, jednak jego adopcja jest bardzo powolna.
W pierwszej połowie 2024 roku na całym świecie sprzedano raptem 5,6 tysiąca pojazdów wyposażonych w ogniwa wodorowe. Najlepiej przyjęły się w Chinach i Korei Południowe i USA – w tych krajach jeździ 80 proc. zarejestrowanych aut wodorowych. W sumie na świecie jest ich jednak tylko 35 tysięcy.
Do tego globalnie ich sprzedaż spadła o 34,1 proc. rok do roku. Eksperci szacują, że ogniwa wodorowe w motoryzacji rozwiną skrzydła w najbliższej dekadzie. Do 2030 roku ma być już 580 tysięcy zarejestrowanych samochodów wodorowych, sama Toyota chce sprzedać około 200 tysięcy aut na to paliwo w Chinach i Europie.