Wrak statku widmo odnaleziony po półtora wieku. Jego historia jest wyjątkowo tragiczna

Jezioro Michigan od zawsze skrywało mroczne sekrety w swoich głębinach. Jedna z najdłużej nieodkrytych tajemnic wreszcie ujrzała światło dzienne, choć zajęło to niemal półtora wieku. Przez dekady legendarny F.J. King pozostawał nieuchwytny dla poszukiwaczy wraków. Trójmasztowy szkuner towarowy, który zaginął we wrześniu 1886 roku, stał się wręcz legendarny. Każda ekspedycja kończyła się fiaskiem, a sprzeczne zeznania świadków tylko pogłębiały aurę niewyjaśnionej zagadki. Dopiero w czerwcu 2025 roku zespół badawczy pod kierunkiem Brendona Bailloda natrafił na pozostałości statku u wybrzeży Półwyspu Door w Wisconsin. Oficjalne ogłoszenie odkrycia przez Wisconsin Historical Society i Wisconsin Underwater Archaeology Association zbiegło się dokładnie ze 139. rocznicą katastrofy.
...

Tragiczny rejs sprzed wieków

Zbudowany w 1867 roku w Toledo statek mierzył 44 metry długości i służył do transportu zboża oraz rudy żelaza pomiędzy portami Wielkich Jezior. Był typowym przedstawicielem floty handlowej swojej epoki: solidnym, lecz bezsilnym wobec gniewu żywiołów. 15 września 1886 roku szkuner wiózł ładunek rudy żelaza z Escanaby do Chicago. Nagła burza zaskoczyła załogę u wybrzeży Wisconsin. Fale osiągające 3 metry wysokości rozszczelniły poszycie kadłuba, powodując niekontrolowany napływ wody.

Kapitan William Griffin wraz z marynarzami przez godziny desperacko próbowali ocalić jednostkę. Uczestnicy rejsu wypompowywali wodę i walczyli z żywiołem. Około drugiej w nocy sytuacja stała się beznadziejna, a Griffin wydał rozkaz opuszczenia tonącego statku. Szkuner zanurzył się dziobem, a siła uderzenia fal była tak potężna, że dokumenty pokładowe zostały rozrzucone na wysokość 15 metrów.

Czytaj też: Gigantyczne monolity na wysokości 3000 metrów nie były przypadkiem. Starożytni Ormianie znali sekret życia

Przez dziesiątki lat badacze zmagali się z fundamentalnym problemem: sprzeczne doniesienia dotyczące miejsca zatonięcia skutecznie utrudniały lokalizację. Kapitan Griffin, który wraz z załogą został uratowany przez inny statek, twierdził że do katastrofy doszło około 8 kilometrów od Bailey’s Harbor. Tymczasem miejscowy latarnik donosił o masztach widocznych znacznie bliżej linii brzegowej. Ta rozbieżność przez lata spędzała sen z powiek poszukiwaczy. F.J. King zyskał miano statku widmo. Wszyscy znali legendę, lecz nikt nie potrafił go odnaleźć. Zespół Bailloda postanowił oprzeć się na relacji latarnika i przeczesał obszar 5 kilometrów kwadratowych w wskazanej przez niego lokalizacji. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Sonar boczny wykrył obiekt o długości około 43 metrów, znajdujący się niecały kilometr od miejsca opisanego przez świadka.

Niespodziewany stan i nowe wyzwania

Odnaleziony wrak zaskoczył badaczy swoim stanem zachowania. Kadłub przetrwał upływ czasu w zadziwiająco dobrym stanie, co jest dość nieoczekiwane biorąc pod uwagę ciężar ładunku w postaci rudy żelaza. Spodziewano się raczej rozbitego wraku, a nie względnie nienaruszonej konstrukcji. Odkrycie ujawnia jednak poważny problem dotykający podwodne dziedzictwo Wielkich Jezior. Wrak F.J. King jest pokryty racicznicami, czyli inwazyjnymi małżami, które stopniowo niszczą historyczne obiekty. To właśnie obawy przed postępującą degradacją skłaniają archeologów do intensyfikacji poszukiwań.

Czytaj też: Na dnie Bałtyku spoczywa wrak U-Boota. Fenomenalna rekonstrukcja ukazuje go w 3D

Wielkie Jeziora skrywają pomiędzy 6000 a 10000 wraków statków, z których większość wciąż czeka na odkrycie. Wisconsin Underwater Archaeology Association tylko w ciągu ostatnich trzech lat odnalazła pięć jednostek, wśród których oprócz F.J. King znalazły się L.W. Crane, John Evenson, Margaret A. Muir i Trinidad. Odkrycie F.J. King zamyka jeden z najdłuższych rozdziałów w historii archeologii podwodnej regionu. Po blisko 140 latach statek widmo wreszcie odsłania swoje tajemnice, przypominając o dramatycznych historiach spoczywających w głębinach największych jezior świata.