Erupcja wulkanu doprowadziła do wielkiej katastrofy. Satelity ujawniły coś niespodziewanego

Należąca do Indonezji wyspa wulkaniczna znana jako Krakatau jest zarazem aktywnym stratowulkanem, który dał znać o swojej aktywności w 2018 roku. Odbyło się to w wyjątkowo przykrych okolicznościach, ponieważ na skutek ówczesnej erupcji zginęło ponad czterysta osób. Już wtedy trwały jednak badania poświęcone temu obiektowi, a ich rezultaty przedstawili niedawno autorzy artykułu zamieszczonego w Geophysical Research Letters.
Erupcja wulkanu doprowadziła do wielkiej katastrofy. Satelity ujawniły coś niespodziewanego

Krakatau od dawna miał wymierny wpływ na okolicę, a czasami wręcz na globalną sytuację. Najlepiej świadczą o tym wydarzenia sprzed około 1500 lat, które zaowocowały spadkami średnich temperatur na całym świecie. Erupcja z 2018 roku nie była rzecz jasna choćby zbliżona pod względem nasilenia, ale i tak wzbudziła ogromne zainteresowanie przedstawicieli świata nauki. 

Czytaj też: Wiemy już, co wywołuje potężne opady. Potrzeba było niemal dwóch dekad

Badacze z Uniwersytetu Stanu Pensylwania postanowili wykorzystać obserwacje satelitarne do określenia, w jakich okolicznościach przebiegała erupcja i dlaczego w pewnym momencie doszło do potężnego zapadnięcia wulkanu. Tak gwałtowne zawalenie sprawiło, że pojawiły się fale tsunami, choć rezultaty przeprowadzonych ekspertyz wykazały, iż pierwotne ustalenia były błędne. W rzeczywistości zbocze indonezyjskiego wulkanu zapadało się bowiem od lat.

Nie wykryły tego konwencjonalnie stosowane instrumenty, lecz zarejestrowały satelity. I to na długo przed momentem, w którym sprawy przybrały naprawdę problematyczny obrót. Co więcej, zachodząca aktywność, która doprowadziła do zapadnięcia, była wyjątkowo silna w miesiącach poprzedzających erupcję, co sugeruje, jakoby dostęp do właściwych narzędzi mógł sprawić, że uda się uniknąć śmierci setek osób.

Wulkan Krakatau doprowadził w 2018 roku do zapadnięcia, które wywołało potężne tsunami. W następstwie tych wydarzeń śmierć poniosło ponad 400 osób

Kluczem do identyfikacji oznak nadchodzącej katastrofy okazuje się metoda InSAR, którą można określić mianem interferometrycznego radaru z syntetyczną aperturą. Za jej sprawą satelity radarowe zostają oddelegowane do wykrywania niewielkich zmian na powierzchni Ziemi. Takowe mogą wynosić zaledwie kilka do kilkunastu centymetrów, a i tak zostaną zidentyfikowane.

Analizując dane gromadzone w latach 2006-2018, członkowie zespołu badawczego posłużyli się pomiarami wykonywanymi przez satelity ALOS-1, COSMO-SkyMED i Sentinel-1. Tym sposobem udało im się rozpoznać wszelkie zmiany zachodzące w obrębie Krakatau na długo przed feralną erupcją i tsunami sprzed siedmiu lat. W ciągu dwunastu lat obserwacji osunięcie zboczy wulkanu wyniosło około 15 metrów i przebiegało w bardzo zróżnicowanym tempie, okresowo zwalniając i przyspieszając. 

Czytaj też: Zmiany klimatu to wina niewielkiej grupy ludzi. Sprawdź, czy zaliczasz się do tego grona

Mając tego świadomość, naukowcy apelują teraz o usprawniony monitoring aktywności wulkanów. Tym sposobem będzie można w czasie rzeczywistym śledzić wszelkie oznaki nadchodzących erupcji czy zapadnięć wulkanów oceanicznych. Takie podejście byłoby szczególnie przydatne wszędzie tam, gdzie konwencjonalne metody się nie sprawdzają, bądź nie mogą zostać wdrożone.