Dwa zdjęcia okazały się niestety nie do końca prawdziwe. Bo choć najprawdopodobniej nie zostały one poddane daleko idącej obróbce graficznej, to wydaje się, że niekoniecznie przedstawiają to, co miałyby przypominać na pierwszy rzut oka. Skąd więc całe zamieszanie?
Czytaj też: Te pająki żyją pod ziemią i mają upiornie blade ciała. Odkryto dwa egzotyczne gatunki
Obrazy trafiły na platformę X 20 sierpnia i szybko zyskały sporą popularność. Miały przedstawiać erupcję etiopskiego wulkanu. Eksperci przekonują, że nie chodzi jednak o samą lawę, lecz płonący na niebiesko gaz. Tym ostatnim był gaz siarkowy powiązany z aktywnością wulkaniczną. Na tym przekłamania się nie kończyły, ponieważ z czasem wyszło na jaw, że pierwsze zdjęcie zostało zrobione w Indonezji, natomiast drugie – w Etiopii, lecz ukazywało nie wulkan, a obszar hydrotermalny. Te, choć działają na podobnej zasadzie jak wulkany, to są zależne od podgrzewania wód gruntowych.
Skąd w ogóle wzięły się fotografie? Wykonał je Francuz, Olivier Grunewald, przy czym historia jednej sięga okresu sprzed niemal dziesięciu lat. Obraz ukazujący obszar hydrotermalny Dallol trafił na łamy New Scientist 21 maja 2014 roku. Z kolei zdjęcie wulkanu Kawah Ijen w Indonezji doczekało się premiery w National Geographic 30 stycznia tego roku.
W pewnym momencie na temat uwiecznionego widoku wypowiedział się sam autor zdjęć. Jak wyjaśnił Grunewald, niebieskie zabarwienie nie dotyczyło lawy, lecz było pokłosiem spalania gazu. To za sprawą obecności gazów takich jak siarkowodór czy dwutlenek siarki.
Zdjęcia wulkanu nie są fałszywe, ale ich opis ma mało wspólnego z rzeczywistością. To nie lawa ma niebieską barwę, lecz płonący gaz
Co dokładnie dzieje się z takimi substancjami? Jest to ściśle związane z notowanymi temperaturami. Gdy te przekraczają 110 stopni Celsjusza, siarka znajduje się w stanie ciekłym i może wytworzyć ilość pary wystarczającą do podtrzymania płomienia o temperaturze 160 stopni Celsjusza. Gdy dojdzie jednak do wymieszania z powietrzem o temperaturze powyżej 230 stopni, płomień może przybrać barwę taką, jak widoczna na powyższych fotografiach.
Czytaj też: Japonia ma poważny problem. Chodzi o skutki awarii w Fukushimie
Warto zauważyć, że opisywane zjawisko nie jest odosobnione. Znane są bowiem relacje o niebieskich płomieniach w obrębie wulkanów, które przez krótki czas wytwarzały płonącą na niebiesko siarkę, gdy zbliżał się okres erupcji. Pod tym względem Kawah Ijen jest więcej wyjątkowy, ponieważ to jedyne zidentyfikowane miejsce na świecie, w którym błękitne płomienie utrzymują się od setek lat. Zapewne to nie pierwszy raz, kiedy obserwatorzy tych wydarzeń uznali, jakoby mieli do czynienia z lawą o niebieskim kolorze. Przy okazji mamy kolejny przykład tego, by nie wierzyć we wszystko, co zobaczymy w internecie.