Japonia ma poważny problem. Chodzi o skutki awarii w Fukushimie

Trzęsienie ziemi, które nawiedziło Japonię w 2011 roku miało fatalne skutki między innymi dla jednej z tamtejszych elektrowni jądrowych. Od dłuższego czasu mówiło się o konieczności zrzutu radioaktywnej wody do oceanu, lecz okazuje się, iż problemów jest więcej.
Japonia ma poważny problem. Chodzi o skutki awarii w Fukushimie

Katastrofa, która dotyczyła elektrowni jądrowej w Fukushimie, była związana z brakiem możliwości chłodzenia rdzeni reaktorów. Konieczne okazało się wprowadzanie wody w celu schłodzenia przegrzewających się reaktorów, lecz miało to rzecz jasna swoje konsekwencje. Napromieniowany płyn trzeba było w pewnym momencie wyemitować do środowiska, ponieważ skończyły się możliwości dotyczące jego dalszego składowania.

Czytaj też: Polacy przygotowują się na zimę. Warszawskie ścieki ogrzeją konkretne miejsca w stolicy

Po długoletnich zapowiedziach japońskie władze ostatecznie rozpoczęły kilka dni temu ten proces. Firma TEPCO, odpowiedzialna za zarządzanie elektrownią, zainicjowała spuszczanie pierwszej partii wody w ilości 7800 ton. Łącznie, na przestrzeni kolejnych 30-40 lat, do oceanu ma trafić natomiast ponad milion ton radioaktywnej wody. Płyn ten znajdował się do tej pory w około 1000 zbiorników.

Niestety, choć już samo to brzmi mało zachęcająco, to okazuje się, że Japonia ma nawet poważniejsze problemy. O co dokładnie chodzi? O stopione paliwo jądrowe, którego znajduje się w reaktorach około 880 ton. Pomimo podjętych prób dotyczących zbadania miejsc, w których przechowywane są resztki, nie udało się tego w pełni dowiedzieć. Co gorsza, wspomniana ilość może okazać się niedoszacowana.

Japońskie władze od kilku lat mówiły o konieczności uporania się z kwestią radioaktywnej wody oraz stopionego paliwa

Jak się okazuje, TEPCO ma pomysł na odzyskanie pozostałości tego paliwa. W jednostkach 1, 2 i 3 zarówno paliwo jak i metalowe osłony tworzące zewnętrzny płaszcz prętów paliwowych stopiły się, by później połączyć się w jedno. Plan zakłada odzyskanie tej niebezpiecznej mieszanki, a następnie składowanie jej w nowym magazynie, który ma powstać na terenie obiektu. 

Ze względu na fakt, iż mówimy o wysoce radioaktywnych pozostałościach, to z jednej strony potrzebne jest jak najszybsze działanie, a z drugiej – odpowiednio zaplanowane i możliwie jak najlepiej zorganizowane. Niestety, wiadomo już, że paliwo wydostało się ze zbiornika ciśnieniowego w bloku 1. Sytuacja w nim panująca jest gorsza niż w reaktorach bloku 2 i 3. Ma on zawierać nawet 279 ton stopionych resztek paliwa. Do usunięcia tych niebezpiecznych substancji zostaną wykorzystane zdalnie sterowane roboty. 

Czytaj też: Te okręty są niesamowite. Powinny być niestabilne, a żaden sztorm nie jest im straszny

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pierwsze prace w tym zakresie ruszą jeszcze w tym roku. Niestety, w tym przypadku również na efekty przyjdzie poczekać wiele dekad. O ile uwalnianie radioaktywnej wody to kwestia około 30-40 lat, tak całkowite uporanie się z kwestią radioaktywnego paliwa może zająć od 50 do nawet 100 lat.