Zielone źródło energii zawodzi coraz bardziej, a w Polsce jeszcze będą w to inwestować. Po co?

Fotowoltaika i turbiny wiatrowe są tymi OZE, o których słyszymy ostatnio najczęściej. Nieco ciszej robi się na temat elektrowni wodnych i szczytowo-pompowych. A szkoda. Jest to również cenne źródło energii, ale także wysoce zależne od warunków klimatycznych. Te zaś, jak wiemy, są ostatnio zmienne. Zwłaszcza jeśli chodzi o zasoby wodne i regularność opadów. Nie wróży to dobrze, o czym mówią amerykańscy naukowcy.
Zapora w Solinie

Zapora w Solinie

Susza drenuje amerykańskie wielkie rzeki. Z największymi deficytami wody mają do czynienia przede wszystkich zachodnie stany, takie jak Kalifornia, Waszyngton czy Arizona. Kompletny brak opadów przez dłuższy czas (niekiedy cały sezon letni) odbija się czkawką na systemie energetycznym. Przed laty zostało wybudowanych wiele tam, które nie tylko spiętrzają wody rzek, ale również są miejscem dla turbin produkujących prąd.

Czytaj też: To źródło energii odnawialnej jest lepsze, niż myśleliśmy. Takich korzyści nikt nie podejrzewał

Coraz częściej zdarza się, że regiony USA, które są uzależnione od elektrowni wodnych, muszą importować energię z innych stanów. Nie, nie zieloną, a tą produkowaną ze spalania paliw kopalnych, co wpływa na wzrost emisji CO2, większe zanieczyszczenie powietrza i problemy zdrowotne miejscowej ludności.

Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda przeprowadzili badanie ilościowe opisujące wpływ suszy na działanie elektrowni zasilanych paliwami kopalnymi, emisję gazów cieplarnianych, jakość powietrza i zdrowie ludzi. Wyniki opublikowali w czasopiśmie PNAS. Co się z nim dowiadujemy?

Tama Hoovera

Woda jako nieefektywne źródło energii. W zachodnich USA mają z tym problem

Na pierwszy rzut oka widzimy pewien logiczny związek suszy z problemami energetycznymi. Niski poziom wody w rzekach implikuje niską generację energii w elektrowniach wodnych. Zapotrzebowanie trzeba skądś zaspokoić, zatem inne regiony spalające chociażby węgiel eksportują jeszcze więcej energii. Przecież trzeba zaspokoić potrzeby zarówno „swoich”, jak i pokrzywdzonych regionów.

Większa produkcja brudnej energii bezpośrednio przyczynia się do zanieczyszczenia powietrza, większego zapylenia itp. Ten stan natomiast oddziałuje na zdrowie ludzkie. Oddziały szpitalne są dodatkowo obciążone, a to wszystko generuje dodatkowe koszty.

Czytaj też: Student zapomniał włączyć zasilanie. Przez głupią pomyłkę odkryli nieskończone źródło energii

Dokładnie taki tok rozumowania przyjęli naukowcy i postarali się opisać wszystkie zależności w sposób liczbowy. Okazało się, że susza może przyczynić się do wzrostu produkcji energii z paliw kopalnych aż o 65 proc. W ponad połowie przypadków (54 proc.) ma to charakter transgraniczny, czyli energię przesyła się między oddalonymi od siebie regionami.

Finansowo sprawa również nie wygląda najlepiej. Koszty leczenia osób chorujących z powodu pogorszenia się jakości powietrza oraz wysokich temperatur (tutaj wpływ ma globalne ocieplenie napędzane emisją gazów cieplarnianych) oraz koszty samych emisji dwutlenku węgla i metanu wynosiły w latach 2001-2020 dla zachodniej części USA nawet 20 miliardów dolarów. Było to od 1,2 do 2,5 raza więcej niż koszty, jakie poniosły elektrownie wodne cierpiące z powodu niskiego stanu rzek.

Zapora wodna w Dobczycach na Rabie

Elektrownie szczytowo-pompowe i wodne w Polsce. Idą nowe inwestycje, a co na to zasoby wodne?

Co z tym problemem ma wspólnego Polska? Susza nie omija również naszego kraju, chociaż ma ona inny charakter (jak na razie) i bardziej odczuwają jej skutki rolnicy, niż firmy energetyczne. Niemniej obserwując dane służb hydrologicznych, to dostrzeżemy, że kolejny rok z rzędu mamy do czynienia z niskimi stanami wód w rzekach, które utrzymują się przez cały sezon letni.

Nie zważając na niestabilność zasobów wodnych, które zresztą na przestrzeni lat widocznie się skurczyły, trwają prace nad budową kolejnych elektrowni szczytowo-pompowych (ESP). Wartą uwagi jest inwestycja w Młotach, którą rozpoczęto jeszcze w latach 70. XX. Planowane jest obecnie utworzenie tam elektrowni o mocy 750 MW. Pewne obawy może rodzić kwestia tego, czy niewielka tutaj rzeka Bystrzyca zasili zbiorniki wodne z dostateczną mocą i czy jej przepływ jest nadal na tyle stabilny, że inwestycja będzie miała sens. Nie tylko ekonomiczny, energetyczny, ale i hydrologiczny.

Czytaj też: Ten region jest potęgą energetyczną. Odkryto, że może tu powstać aż 1800 elektrowni, ale jakich?

Polskie firmy energetyczne nieśmiało przebąkiwują również o innych lokalizacjach na elektrownie szczytowo-pompowe. Chociażby Tauron planuje taką inwestycję w pobliżu istniejącej już zapory wodnej w Rożnowie. PGE przymierza się do modernizacji elektrowni Porąbka-Żar – donosi serwis wysokienapiecie.pl.

O ile z zasadnością budowy nowych ESP oraz modernizacją starych nie mamy co polemizować, to trzeba przypominać także o tym, że wody w Polsce są wyjątkowo delikatnym zasobem, którego nie mamy pod dostatkiem. Czerpanie energii z rzek i zbiorników nie może odbywać się bez wykonania najbardziej szczegółowych analiz hydrologicznych, a przede wszystkim z uwzględnieniem zmian pogodowych w przyszłości. W przeciwnym razie za kilka dekad coroczne susze zaczną zbierać coraz większe żniwo, a skutki tego odczujemy jeszcze mocniej.