Tsunami, błąd człowieka czy próba zamachu? Oto 8 najtragiczniejszych katastrof kolejowych

Pociągami podróżują codziennie setki milionów osób na całym świecie. Kolej stała się niemal kultowym środkiem transportu, ale niestety nie idealnym. Pomimo coraz lepszych systemów zarządzania nadal zdarzają się katastrofy, których przyczyny są rozmaite – od uderzenia fal tsunami, przez zwykły błąd pracownika kolei, aż po sugerowaną próbę zamachu.
Tsunami, błąd człowieka czy próba zamachu? Oto 8 najtragiczniejszych katastrof kolejowych

Poznajmy 8 historii, które zdarzyły się w minionych dekadach. Nie będzie to zestawienie bazujące na jednym kryterium – liczbie ofiar, ale przede wszystkim będzie ono szerszym obrazem ukazującym tragiczne wydarzenia z Polski, Europy i dalekich zakątków świata.

Czytaj też: 10 najwyższych budynków świata. Polska też się ma czym pochwalić, ale w innej kategorii

Pociąg pożaru relacji Kair-Luksor, 2002 rok, Egipt

Ta historia jest najlepszą przestrogą, aby nie używać ognia w pociągu. Zatłoczony skład relacji Kair-Luksor zapalił od wybuchu butli gazowej używanej przy kuchence turystycznej przez jednego z pasażerów w piątym wagonie. Ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie po całym pociągu. Pomagały mu w tym podmuchy wiatru, które przenosiły płomienie na kolejne wagony. Nim maszyniści dostrzegli ogień na pokładzie, pociąg zdążył przejechać od 2 do 8 kilometrów (szacunki według różnych źródeł). Z jedenastu wagonów aż siedem spłonęło doszczętnie. Oficjalna liczba ofiar wynosiła 383. Tak ogromna liczba mogła też być wynikiem tego, że w wagonach przebywało dużo więcej pasażerów niż pozwalały na to normy.

Próba zamachu w Ryongch’ŏn, 2004 rok, Korea Północna

Niezwykle trudno jest relacjonować wydarzenia dziejące się w Korei Północnej. Wokół wybuchu składu pociągu w Ryongch’ŏn również narodziło się wiele spekulacji. Pociąg towarowy transportujący saletrę amonową przy granicy z Chinach eksplodował podczas postoju na stacji. Siła wybuchu była tak ogromna, że doprowadziła do zupełnego zrównania z ziemią 1850 domów. Na teren tragedii zostali wyjątkowo wpuszczeni pracownicy Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Według informacji organizacji w wyniku eksplozji zginęło 160 osób, a 100 zostało rannych. Wybuch uszkodził ponad 6000 budynków w okolicy. Po tej tragedii Korea Północna wystosowała wniosek do ONZ o pomoc humanitarną.

Warto dodać, że kilka godzin wcześniej przez stację w Ryongch’ŏn przejeżdżał pociąg, na podkładzie którego podróżował dyktator Kim-Dzong-Il. Pojawiło się wiele spekulacji, że eksplozja pociągu była nieudaną próbą zamachu na przywódcę komunistycznego kraju.

Czytaj też: Koreańskie „sztuczne Słońce” osiągnęło 100 mln° Celsjusza. Pobito rekord czasowy

Uszkodzony pociąg na Sri Lance / źródło: Wikimedia Commons, CC-BY-2.0

Uderzenie tsunami w skład pociągu we wsi Peraliya, 2004 rok, Sri Lanka

Trzęsienie ziemi i spowodowana przez nie fala tsunami 26 grudnia 2004 roku odcisnęło silne piętno na niewielkiej Sri Lance. Wyspa została bardzo poszkodowana w wyniku kataklizmu. Wielometrowe fale tsunami zalewały wówczas olbrzymie połacie wybrzeża. Pociąg Matara Express tamtego dnia kursował jak zwykle pomiędzy Kolombo a Galle. Wszelkie próby zatrzymania składu lub skierowania go na linie oddalone od morza nie powiodły się.

W chwili uderzenia fali tsunami znajdował się we wsi Peraliya – do linii brzegowej od torów kolejowych w tym miejscu jest zaledwie 200 metrów. Było to na tyle blisko, że fale mogły wdarły się na ląd i zalały pociąg. W wielowagonowym składzie podróżowało niespełna 2000 osób. Kiedy fale zalewały wnętrze wagonów, pasażerowie w pośpiechu uciekli na dach lub skryli się za składem pociągu w nadziei, że ich osłoni od nadchodzącego żywiołu.

Niestety wysokość fal tsunami osiągała 9 metrów, co przewyższało pociąg o 2-3 metry. Wody podniosły cały skład i rozrzuciły go na pobliskim zboczu, przygniatając setki ludzi. Liczby ofiar nigdy dokładnie nie określono, ale szacunki wskazują na 1700 osób zabitych. Przeżyło tylko 150 pasażerów. Była to największa w historii tragedia kolejowa na świecie.

Czytaj też: Chiny zaprezentowały prototyp nowego ultraszybkiego pociągu

Model wagonu motorowego, który brał udział w zderzeniu w Czechosłowacji / źródło: Wikimedia Commons, CC-BY-SA-3.0

Zderzenie czołowe pociągów pod Stéblovą, 1960 rok, Czechosłowacja

Podczas ciemnego listopadowego wieczoru najechały na siebie dwa pociągi osobowe. Do tragedii doszło we wsi Stéblova na linii pomiędzy Libercem a Pardubicami. Jeden z pociągów był ciągnięty przez lokomotywę parową, a drugi przez tzw. motoraka, czyli wagon motorowy (nowocześnie składy tego typu nadal kursują dzisiaj w Czechach i Słowacji). Mgła i trudne warunki pogodowe sprawiły, że obsługa konduktorska jednego ze składów źle zinterpretowała sygnały świetlne na stacji kolejowej. Rzekomy sygnał „zielonego światła” sprawił, że pociąg ruszył pomimo ustawionego semafora „stój”. Ponadto skład „rozpruł” zwrotnicę, kierując się niewłaściwym torem, czyli „pod prąd”.

Załoga ze stacji kolejowej próbowała na wszystkie sposoby zatrzymać pociąg. Jeden ze zwrotniczych pojechał za nim na rowerze, a druga osoba z załogi zadzwoniła do obsługi szlabanu po drodze. Niestety, pomimo starań doszło do czołowego zderzenia – nie pomogło w żaden sposób nagłe hamowanie obydwu składów, które były rozpędzone do prędkości 55 km/h i 60 km/h. Zginęło 118 osób, a 110 zostało rannych. Wypadek z 1960 roku nadal jest największą katastrofą kolejową w historii Czech (jak i Czechosłowacji).

Czytaj też: Złoty pociąg już odnaleziono. Czy wiesz, gdzie?

Wjechanie w skład-cysternę w Drzewcach, 1941, Polska

W czasie II wojny światowej miało miejsce kilka katastrof kolejowych na ziemiach polskich, z których ta w Drzewcach może być uznana za najtragiczniejszą w skutkach. Jak podano w oficjalnym komunikacie Deutsche Reichsbahn, pociąg pospieszny relacji Berlin-Warszawa najechał na pociąg towarowy z benzyną. Zdaniem Niemców zginęło „tylko” 41 osób, ale jeden ze zwiadowców stacji Zbąszynek zasugerował wówczas, że liczba ofiar mogła sięgnąć aż 284 osób. Jeśli byłaby to prawda, to tragedia w Drzewcach okazałaby się najtragiczniejszą w historii ziem polskich.

Czołowe zderzenie z wojskowym pociągiem w Barwałdzie Średnim, 1944, Polska

Tragedia z małopolskich torów jest przykładem, jak bardzo wadliwa potrafiła być komunikacja pomiędzy dyżurnymi ruchu. Zderzenie miało miejsce z powodu błędnego skierowania pociągu osobowego z Zakopanego do Krakowa w stronę Wadowic, skąd nadjeżdżał już wojskowy skład o wyższym priorytecie przejazdu. Do pomyłki doszło, ponieważ dyżurny ruchu ze stacji Kalwaria Lanckorona nie odnotował w książce meldunkowej przejazdu wojskowego i oddalił się ze stacji. Zastępujący go kolega po fachu o tym fakcie nic nie wiedział i skierował przybyły skład pasażerski z Zakopanego na dostępny tor. Pociągi zderzyły się czołowo. Liczbę ofiar oszacowano na około 60 osób, niektóre źródła twierdzą, że nawet 130. Znamy niestety tylko 19 nazwisk osób, które wówczas zginęły.

Winny tragedii dyżury ruchu został jeszcze tego samego dnia skazany na karę śmierci. Kolejnego dnia rozstrzelano go na terenie obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau.

Zderzenie z pociągiem towarowym pod Otłoczynem, 1980, Polska

Wypadek ten jest uznawany za największą tragedię kolejową powojennej Polski. Do zderzenia czołowego pociągu osobowego relacji Toruń Główny-Łódź Kaliska z pociągiem towarowym doszło wskutek nieuzasadnionego ruszenia tego drugiego ze stacji w Otłoczynie. Skład towarowy wjechał na niewłaściwy tor („pod prąd”) nie posiadając wymaganego zezwolenia i rozpruwając rozjazd kolejowy. Czołowe zderzenie miało miejsce o 4 nad ranem, a za głównego winnego uznano Mieczysława Roschka, maszynistę składu towarowego. Jak się okazało, mężczyzna był już wtedy po 20 godzinach pracy, a wjechanie na niewłaściwy tor i uruchomienie pociągu bez pozwolenia ze stacji uznano za przejaw jego lekkomyślności. W wyniki katastrofy zginęło 67 osób (w tym Roschek), a 64 zostały ranne. Prędkość pociągu osobowego wynosiła 85 km/h, a towarowego – 33 km/h.

Czytaj też: Radziecki pociąg do bezprawia. Jak Armia Czerwona terroryzowała Polskę?

Czołowe zderzenie pod Szczekocinami, 2012 rok, Polska

Wydaje się, że coraz bardziej rozwinięte w dzisiejszych czasach systemy elektronicznej komunikacji na kolei pozwalają uniknąć pomyłek i wjazdów na niewłaściwe tory. Tragedia pod Szczekocinami ujawniła, jak bardzo bezpieczeństwo jazdy pociągiem zależy od czynnika ludzkiego. Dwa pociągi osobowe: TLK „Brzechwa” z Przemyśla do Warszawy oraz interRegio „Jan Matejko” z Warszawy do Krakowa wjechały na ten sam tor pomiędzy stacjami Sprowa i Starzyny. Z powodu awarii rozjazdu na stacji Starzyny pociąg interRegio został błędnie skierowany na niewłaściwy tor. Systemy elektroniczne poinformowały drugą stronę o potencjalnym niebezpieczeństwie, ale błędna interpretacja dyżurnej ruchu ze stacji Sprowa sprawiła, że skład TLK ruszył po torze dla siebie właściwym, wyjeżdżając na czoło drugiemu pociągowi.

Winnych tragedii okazało się kilka osób, zarówno dyżurni ruchu, jak i maszyniści, ale również system zarządzania. Pracownicy stacji wykazali się niedostateczną umiejętności obsługi urządzeń stacyjnych, a maszyniści niedostateczną czujnością w tej sytuacji. W katastrofie zginęło 16 osób i kolejny 57 zostało rannych. Jest to, jak dotąd, największa tragedia kolejowa w Polsce w XXI wieku. Wieść o zdarzeniu obiegła cały świat – z wielu krajów płynęły wyrazy współczucia, a USA zaoferowały Polsce pomoc.

Stan pociągów pod zderzeniu pod Szczekocinami / źródło: Wikimedia Commons, CC-BY-SA-3.0