Jak rosyjscy agenci działają w USA? Jako tzw. śpiochy

Prowadzą firmy, starają się dotrzeć jak najbliżej elit. Gdy już się to uda, subtelnie, ale skutecznie zaczynają wpływać na politykę państwa. Rosyjskie „śpiochy” – długodystansowi agenci – potrafią czekać na odpowiedni moment do akcji nawet 30 lat.
Jak rosyjscy agenci działają w USA? Jako tzw. śpiochy

„W świecie, w którym rządzą pozory, cholernie łatwo jest się ukryć” – myślała zapewne Cynthia Murphy, pielęgnując codziennie hortensje koło domu w Montclair w stanie New Jersey. Kwiaty stanowiły przedmiot podziwu sąsiadów, często zapraszanych na grilla. Co prawda jej mąż Richard wciąż mówił po angielsku z dziwnym akcentem, ale w USA o takie rzeczy się nie pyta. Życie państwa Murphy toczyło się spokojnie.

W rzeczywistości Cynthia nazywała się Lidia Guriewa, jej mąż miał na imię Władimir. Oboje byli rosyjskim szpiegami, przerzuconymi do USA kilkanaście lat wcześniej. Za dobre studia zapłaciła sekcja „S” Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej (SWR). Podobnie jak za dom kosztujący 480 tys. dolarów. SWR wyposażyło parę w podrobione dokumenty, według których Lidia była urodzoną w Nowym Jorku „Cynthią A. Hopkins”, a jej mąż pochodził z Filadelfii.

Nauka na prestiżowych uczelniach pozwoliła Murphym poznać wielu wpływowych ludzi. Dała im też dyplomy MBA, dzięki którym Cynthia znalazła pracę w firmie na Manhattanie, zajmującej się doradztwem podatkowym. Awansowała i została jej wiceszefem, co pozwoliło na samodzielne wybieranie klientów. Na jej „celowniku” znalazł się APAX Partners – wielki fundusz inwestycyjny. Nie chodziło jednak o potencjalne zyski. Założycielem APAX był Alan Patricof, jeden z największych sponsorów kampanii prezydenckich Clintonów. W czasie gdy Cynthia pod pretekstem spraw biznesowych zaczęła wchodzić w krąg znajomych Patricofa, Hillary była sekretarzem stanu USA, odpowiedzialnym za politykę zagraniczną mocarstwa.

Murphy budowała relacje z Patricofem powoli, licząc na to, że znajomość z wpływowym biznesmenem doprowadzi ją do najściślejszego kręgu amerykańskich elit. Jednak skuteczność Cynthii zaalarmowała FBI, które – jak się okazało – obserwowało państwa Murphy już od dziewięciu lat. 27 czerwca 2010 r. agenci Biura weszli do domów w Montclair, Bostonie, Yonkers i pod Arlington, zatrzymując 10 osób podejrzanych o szpiegostwo. Okazało się, że rosyjskie służby „implantowały” tych szpiegów-śpiochów na terytorium USA od lat 80. XX w.

 

INWESTYCJE NA LATA

Większość zatrzymanych okazała się rodowitymi Rosjanami. Weteranem siatki był 60-letni dziennikarz i antropolog Juan Lazaro. W rzeczywistości nazywał się Michaił Wasenkow, a fałszywe dokumenty na nazwisko zmarłego w Urugwaju chłopca dostał w 1976 r. jeszcze od sowieckiego KGB. Na ich podstawie otrzymał później obywatelstwo Peru, poślubił też pochodzącą z tego kraju Vicky Pelaez. W 1985 r. przeprowadzili się do Nowego Jorku. Ona została redaktorem największej hiszpańskojęzycznej gazety w mieście, on wykładał na lewicujących uczelniach. I oboje zostali potem zatrzymani przez amerykańskie służby.

Zdecydowana większość aresztowanych „śpiochów” nie wiedziała o sobie wzajemnie. Wyjątkiem byli Murphy/Guriewowie, którzy utrzymywali kontakt z inną parą – Michaelem Zottolim i Patricią Mills. W rzeczywistości Michael nazywał się Michaił Kucyk i został przerzucony do USA w 2001 r., a Patricia – Natalia Pierewierziewa – trafiła tam dwa lata później. Za-mieszkali w Seattle, gdzie studiowali na kierunkach biznesowych. Na rok przed aresztowaniem przeprowadzili się do hrabstwa Arlington w Wirginii, w którym znajduje się wiele istotnych instytucji rządowych (choćby Pentagon).

 

Osobno funkcjonowała inna para: żyjący w Cambridge w stanie Massachusetts Donald Heathfield i Tracey Lee Ann Foley, przerzuceni do USA w połowie lat 90. Naprawdę Heathfield nazywał się Andriej Bezrukow, a jego fałszywy paszport był wystawiony na nazwisko nieżyjącego obywatela Kanady. Foley to Elena Wawiłowa. Po skończeniu nauki na Harvardzie Donald/Andriej zatrudnił się w World Future Society: think-tanku pracującym m.in. nad nowymi źródłami energii, technologiami informatycznymi i monitorowaniem internetu. W kręgu jego znajomych znalazł się Leon Fuerth, były doradca ds. bezpieczeństwa wiceprezydenta Ala Gore’a. Foley pracowała w agencji nieruchomości. O tym, jak długoterminową inwestycją były rosyjskie „śpiochy”, świadczy fakt, że według FBI do szpiegowskich zadań przygotowywany był starszy z synów pary Heathfield–Foley. Urodzony w USA Tim studiował stosunki międzynarodowe i szykował się do kariery dyplomaty.

Obrazu intrygi rosyjskiego wywiadu w USA dopełniali Anna Chapman i Michaił Semenko . To było już nowe pokolenie szpiegów. Dwudziestoparo-letni, w odróżnieniu od pozostałych nie zmienili tożsamości, nie ukrywali też pochodzenia. Chapman, która urodziła się w Wołgogradzie jako Anna Kuzniecowa, używała nazwiska po pierwszym mężu – Brytyjczyku (dzięki niemu miała też tamtejszy paszport). Seksowna dziewczyna pracowała jako specjalistka od inwestycji, ale prawdziwą karierę robiła w środowisku nowojorskiej rosyjskiej arystokracji. Semenko, zatrudniony w biurze podróży, był niebywale aktywny na serwisach społecznościowych, miał opinię imprezowicza, a jego Mercedes 500S robił duże wrażenie na rówieśnikach z wpływowych amerykańskich rodzin.

 

WAŻNE, CO MOGLI ZROBIĆ

Na FBI bogactwo i różnorodność rosyjskich „śpiochów” musiały zrobić wrażenie. Biuro przez niemal dekadę prowadziło obserwację podejrzanych, wiele czasu musiało jednak minąć, zanim połączono wszystkie wątki w jedną operację pod nazwą „Ghost Stories”. Nie byłoby to zapewne możliwe, gdyby amerykański wywiad nie zdobył „wtyczki” w Służbie Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej w postaci płk. Aleksandra Potiejewa, a także (prawdopodobnie) nie przewerbował Christophera Metsosa, który był kurierem dostarczającym pieniądze „śpiochom”. W rozpracowaniu siatki pomogła też nieostrożność najmłodszych szpiegów: Chapman kupując komórkę podała adres „99 Fake Street” (ul. Fałszywa 99), a Semenko dał się podejść agentowi FBI, który udając oficera rosyjskiego wywiadu przekazał mu 5 tys. dolarów.

Paradoks polegał jednak na tym, że mimo trwającej wiele lat obserwacji, „śpiochów” nie można było oskarżyć o wykradanie tajemnic. Owszem, niektórzy prowadzili zaszyfrowaną elektroniczną komunikację z Moskwą, ale nie było w niej nic, co wskazywałoby na klasyczne szpiegostwo wojskowe, gospodarcze czy polityczne. Heathfield miał jakieś informacje dotyczące bomby do niszczenia bunkrów, jednak nie były to rzeczy istotne. W rezultacie najpoważniejsze zarzuty, jakie dało się postawić Rosjanom, dotyczyły niezarejestrowanej działalności na rzecz obcego państwa (czyli nielegalnej wersji lobbingu) oraz prania brudnych pieniędzy (wiele pro-wadzonych przez nich biznesów służyło temu celowi). Ostatecznie całą dziesiątkę deportowano z USA i wymieniono na 4 zatrzymanych w Rosji szpiegów CIA.

Dla amerykańskiego bezpieczeństwa o wiele ważniejsze było jednak to, czego „śpiochy” nie zdążyły zrobić. Afera sprzed 5 lat była bowiem kolejną z fal tajnych operacji, prowadzonych przez rosyjski wywiad w Stanach już od pierwszych dekad XX w. Ich cel jest zawsze taki sam – „zaimplantować” na terytorium USA grupę ludzi, którzy dotrą do najważniejszych osobistości amerykańskiej gospodarki i polityki, zdobędą na nich wpływ i przekonają do korzystnych dla Rosji rozwiązań. To wielopiętrowa intryga, w której sterowani przez Moskwę szpiedzy „hodują” na terenie USA własnych wpływowych „śpiochów”.  Na efekty tej pracy trzeba czekać latami, ale kiedy już się uda, sterowanie polityką supermocarstwa staje się dziecinną zabawą. Tak właśnie działo się w USA w czasie II wojny światowej, a cenę za to świat płaci do dziś.

JAK DZIAŁA ŚPIOCH

„Śpioch” ma przede wszystkim wtopić się w otoczenie, nawiązać dobre kontakty. To może trwać latami. Inwestycja jest na tyle kosztowna, że „śpiocha” używa się tylko do rzeczy najważniejszych, np. w sprawach strategicznego bezpieczeństwa Rosji. „Śpiochów” nazywa się czasem agentami wpływu, mają bowiem za zadanie wpływać na politykę państwa przez bezpośrednie znajomości i kontakty (ale też np. przez media, firmy doradcze i konsultingowe, lobbing). Tak było np. z H.D. White’em i ultimatum dla Japonii w 1941 r. Agenci łączność z centralą utrzymują klasycznymi metodami – poprzez szybki kontakt z rezydentem wywiadu i przekazanie materiałów w autobusie czy barze; kiedyś używali też radiostacji, które zastąpił internet i specjalne programy szyfrujące.

 

DZIENNIKARSKA SENSACJA

2 września 1939 r. do domu Adolfa Berlego, doradcy prezydenta Roosevelta ds. bezpieczeństwa wewnętrznego, przybyło dwóch dziennikarzy. Pierwszym był antykomunistyczny publicysta Isaac Don Levine. Od kwietnia publikował na łamach „Saturday Evening Post” zeznania uciekiniera z sowieckich służb Waltera Kriwickiego, według których w Wielkiej Brytanii i jej koloniach działało ponad 60 sowieckich agentów mających wpływ na politykę. Teraz Levine miał kolejną sensację, którą postanowił zaalarmować Biały Dom.

 

Drugim z dziennikarzy był 38-letni Whittaker Chambers, sympatyk komunizmu, który jednak stracił wiarę w ZSRR po sojuszu Stalina z Hitlerem. Chambers od lat angażował się w działalność Komunistycznej Partii USA (CPUSA) i nie miał wątpliwości, że organizacja ta, podobnie jak wiele utworzonych przez nią legalnych stowarzyszeń i firm, stanowi przykrywkę dla sowieckich służb wywiadowczych. Skala ich działań była ogromna, a dowody na to Chambers miał w notesie.

Informacje zszokowały Berlego. Z zapisków wynikało, że w kręgu sterowanych przez komunistów ludzi znajdują się osoby z najbliższego otoczenia prezydenta Roosevelta. Pierwszym z nich miał być  Harry Dexter White, 47-letni ekonomista i główny doradca sekretarza skarbu. Drugim 35-letni Alger Hiss, asystent w biurze sekretarza stanu i doradca ds. Dalekiego Wschodu. Trzecim 37-letni Lauchlin Currie, doradca Białego Domu ds. podatków, programów socjalnych i produkcji wojskowej.

 

SIATKA GOLOSA

Gdy w Waszyngtonie zszokowany Berle zastanawiał się, jak uzyskane informacje przedstawić prezydentowi USA, w Nowym Jorku 50-letni Jacob Golos przygotowywał się do uruchomienia sowieckiej siatki, którą budował od lat. Naprawdę nazywał się Jakow Reizen, przyjechał do USA z Rosji w 1909 r.

Działalność na rzecz bolszewików zaczął jeszcze przed rewolucją, angażując się w prace kilku amerykańskich lewicowych organizacji. Kiedy sowiecka już Rosja zaczęła tworzyć zagraniczny wywiad, Golos stał się bezcennym kontaktem. W latach 30. pod przykrywką kierownika biura podróży pomagał zaopatrywać w amerykańskie paszporty całą sowiecką siatkę wywiadowczą w Europie i Azji. Tworzył też własną siatkę. Jednym z najważniejszych jej członków był 41-letni Nathan Gregory Silvermaster, urodzony w Odessie.

Po bolszewickiej rewolucji jego rodzina wyemigrowała do Chin, a następnie do USA. Mówiący doskonale do angielsku Silvermaster studiował ekonomię, a w 1926 r. uzyskał amerykańskie obywatelstwo. Jego publikacje zostały zauważone w czasach Wielkiego Kryzysu, gdy wydawało się, że stosowana przez ZSRR gospodarka planowa zdobywa przewagę nad liberalnym kapitalizmem. Gdy w 1933 r. nowo wybrany prezydent Franklin Delano Roosevelt ogłosił Nowy Ład Ekonomiczny (w ramach którego poprzez finansowane przez państwo prace publiczne miało być zbudowanych lub wyremontowanych m.in. 1000 lotnisk, 2,5 tys. szpitali, 124 tys. mostów i 1 mln km dróg), przed lewicowymi ekonomistami otworzyła się droga do pracy w państwowej administracji najwyższego szczebla.

To był dobry czas na uruchomienie budowanej od lat siatki „śpiochów”, której macki sięgały szczytów władzy. Z USA zaczęło płynąć do Moskwy wiele cennych informacji, a dzięki wpływom agentów sowiecki rząd zdobył możliwość zakupu nowoczesnych amerykańskich linii produkcyjnych i najnowszych militarnych technologii. Takich jak zaprojektowany przez Waltera Christiego szybki czołg, którego sprzedaży odmówiono Polsce, a który stał się pierwowzorem późniejszego sowieckiego T-34. Jednak pora na przebudzenie wszystkich „śpiochów” nadeszła, gdy świat stanął na krawędzi kolejnego globalnego konfliktu. Głową jednej z największych siatek był wówczas Silvermaster.

Obejmowała ona ważnych urzędników administracji USA. Silvermaster dostawał polecenia od Golosa, który z kolei otrzymywał je od rezydentów sowieckiego wywiadu i centrali w Moskwie.

 

VENONA UJAWNIA PRAWDĘ

W sierpniu 1945 r. do biura FBI zgłosiła się 37-letnia bibliotekarka Elizabeth Bentley. Ze składanych przez nią zeznań wyłonił się obraz ogromnej konspiracji, która w ciągu II wojny światowej wywierała potężny wpływ na amerykańską politykę. Bentley wymieniła nazwiska 150 osób, z których 37 zatrudniał rząd federalny. Skąd miała tę wiedzę? Była najbliższą współpracowniczką i kochanką Golosa, a po jego śmierci w 1943 r. (zmarł na zawał serca) prze-jęła kierowanie założonymi przez niego siatkami. Obejmowały także szpiegów zajmujących się wykradaniem tajemnic amerykańskiego programu atomowego. Gdy jednak Bentley zorientowała się, że sama może zostać zlikwidowana przez działających w USA rezydentów sowieckiego wywiadu (w 1941 r. spotkało to uciekiniera Waltera Kriwickiego), postanowiła rozpocząć współpracę z FBI.

EKSAGENCI UJAWNIAJĄ

O „śpiochach” pisali byli oficerowie sowieckich służb: Witalij Pawłow, Oleg Gordijewski i Wasilij Mitrochin. Pawłow był bezpośrednio zaangażowany w akcję – w czasie II wojny światowej z ramienia NKWD przebywał w USA pod przykrywką kuriera dyplomatycznego. Co nie znaczy jednak, że był oficerem prowadzącym. Amerykanów werbowano od lat 30., ich oficerowie prowadzący raczej nie dożyli upadku komunizmu. Mitrochin to rocznik 1922, Gordijewski – 1938, więc wiedzę czerpali tylko z archiwów KGB, których część udało się im wywieźć na Zachód.

Tym razem informacje nie zostały zignorowane (jak przedstawiony wcześniej Rooseveltowi raport Berlego, który prezydent po prostu wyśmiał). Amerykański wywiad miał już bowiem w ręku inny dowód na sowiecką działalność szpiegowską. To program Venona, w ramach którego rozpoczęto odczytywanie zaszyfrowanych radiowych depesz przekazywanych do Moskwy. Zaczęto je gromadzić już we wrześniu 1939 r., ale dekryptaż rozpoczął się dopiero… w 1943 r., bo wcześniej Roosevelt zabronił działań, które mogłyby zepsuć stosunki z Sowietami! Zmiana decyzji nastąpiła dopiero po rozpoczęciu przygotowań do lądowania aliantów w Europie, gdy kluczową kwestią stało się pytanie, czy Stalin nie zamierza zawrzeć separatystycznego pokoju z Hitlerem.

Odkodowanie już pierwszych depesz uświadomiło oficerom wywiadu, że co najmniej 200 osób ze świata amerykańskiego przemysłu i polityki szpieguje dla ZSRR. Pseudonimy niektórych powtarzały się wielokrotnie. Ale dopiero zeznania Bentley pozwoliły na powiązanie części pseudonimów z konkretnymi osobami. Lecz tylko kilka z nich – w tym Julius i Ethel Rosenbergowie – oskarżeni o zdradzenie atomowych tajemnic – zostało skazanych. Informacje dotyczące pozostałych rząd USA kazał… utajnić. Skala sowieckiego szpiegostwa była zbyt wielka, by informować o nim opinię publiczną. A przedstawienie dowodów w sądzie nie wchodziło w grę, bo tajny program Venona był wciąż prowadzony.

 

ONI ZMIENILI HISTORIĘ

Trzeba było kilkudziesięciu lat, by największa w historii afera szpiegowska znalazła potwierdzenie także po drugiej stronie – w wydanych po upadku ZSRR książkach byłych oficerów sowieckich służb. Wiele z podanych przez nich informacji wciąż jest weryfikowanych, ale wygląda na to, że historię trzeba pisać na nowo, uwzględniając działalność „śpiochów” i zwerbowanych przez nich agentów. Takim typowym „śpiochem” był Golos – Rosjanin na usługach KGB. Zwerbowanym przez niego agentem był Silvermaster – którego użyto, gdy znalazł się w odpowiednim gronie, do budowy siatki wpływów i zdobywania dokumentów. Kolejny szczebel stanowili wysocy urzędnicy mający wpływ na politykę USA, sterowani przez siatki „śpiochów” tak, by działali na korzyść Rosjan. Był wśród nich Harry Dexter White (ps. Richard, Prawnik i Reed). To członek grupy Silvermastera, a także grup kierowanych przez Golosa i Bentley. Według byłego sowieckiego oficera wywiadu Witalija Pawłowa został „przebudzony” w maju 1941 r., by sprowokować wybuch wojny pomiędzy USA a Japonią [patrz s. 38 Jak działa śpioch]. To z jego inspiracji miało dojść do zaostrzenia amerykańskiej polityki wobec Tokio, czego dowodem jest ultimatum żądające natychmiastowego wycofania się Japonii z Chin i Mandżurii.

Dzięki Pearl Harbor Kreml uniknął wojny na dwa fronty, gdyż początkowo Japonia chciała zaatakować daleki wschód ZSRR. Innym takim agentem był Alger Hiss, ps. Ales. To jeden z autorów strategii USA na konferencję w Jałcie. To właśnie on miał namówić Roosevelta, by poprosił Stalina o pomoc w woj-nie z Japonią. ZSRR przystąpił do niej w momencie, gdy była ona już wygrana przez USA. Pozwoliło to Stalinowi zająć Wyspy Kurylskie, Mandżurię, a przede wszystkim północną Koreę ze znajdującymi się tam kopalniami uranu, które stały się później źródłem surowca dla sowieckiego programu atomowego. Ułatwiło też zdobycie władzy w Chinach przez komunistów.

 

Trzecim ważnym szpiegiem był Harry Hopkins, ps. „19”. To najbardziej zaufany doradca Roosevelta, typowany przez niego na następcę. W czasie wojny był głównym koordynatorem programu Lend-Lease, dzięki któremu ZSRR dostały sprzęt i paliwo, bez których niemożliwe byłoby powstrzymanie niemieckiej ofensywy. Ludzie, którzy towarzyszyli Hopkinsowi w podróżach do Moskwy, wspominali później, że podejmował tam wszystkie decyzje jednoosobowo. Jednym podpisem potrafił podwoić wartość pomocy dla ZSRR do kwoty 11 mld dolarów, nie dbając jednocześnie o gwarancje zwrotu tej pożyczki.  

Z tej trójki przed sądem stanął tylko Hiss. Z powodu słabych dowodów skazano go (1950) jedynie na 5 lat. Ale to właśnie jego proces uświadomił opinii publicznej skalę infiltracji administracji USA przez sowieckie służby (czego wynikiem było powstanie słynnej komisji McCarthy’ego). White zmarł na zawał 3 dni po złożeniu pierwszych zeznań przez Bentley. Kilka miesięcy później zakończył życie Hopkins – przyczyną był rak. Do dziś nie udało się zidentyfikować 100 pseudonimów sowieckich „śpiochów”, przebudzonych i pracujących w czasie II wojny światowej dla Moskwy. Jednak po tej nauczce USA odrobiły lekcję. Operacja „Ghost Stories”, a także zatrzymania  z 2012 r. (grupa Fiszenki) i z początku 2015 r. (grupa Buriakowa) pokazują, że FBI jest dziś skutecznym narzędziem zwalczania rosyjskich szpiegów. Ale uświadamiają też, że Moskwa nie zrezygnuje łatwo z instalowania „śpiochów” w USA oraz innych krajach. Inwestycja jest co prawda długoterminowa i niepewna, ale potencjalne zyski – ogromne.