Kinoterapia: filmy na receptę?

Psychologowie nie wypisują filmów na receptę. A szkoda, bo wielu z nich przyznaje, że kino może pomóc w przeżywaniu trudnych emocji i szukaniu wyjścia z życiowych zaułków.

Wchodzimy do sali kinowej, gaśnie światło, kończą się reklamy. Widzimy początek filmu. Co się dzieje wówczas w naszych głowach? Edgar Morin w klasycznym dziele „Kino i wyobraźnia” uważa, że zapadamy w stan na pograniczu snu i hipnozy. „Sen filmowy” umożliwia nam swobodę widzenia, udostępnia najbardziej niewiarygodne miejsca, z których możemy patrzeć, ba – pozwala widzieć samych siebie. „Kino zostało stworzone na obraz i podobieństwo wizji sennych, w których postrzeganie łączy się z uczestnictwem uczuciowym” – twierdzi Morin.

„Śmiech, wzruszenie, łzy, oburzenie i strach widzów to niepodważalne dowody na to, że podczas seansu filmowego nasz mózg intensywnie pracuje” – mówi dr Mateusz Gola, psycholog, wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. „Dotyczy to i wersji soft, gdy widzowie przyszli do kina wyłącznie po rozrywkę: mogą się pośmiać albo trochę wystraszyć w bezpiecznych dla siebie warunkach, i wersji poważniejszej, kiedy film dociera do zakamarków duszy, wyzwala silne uczucia i prowokuje do przemyśleń, a czasem nawet do  zmian w życiu”. Aż się prosi, by z tego przedziwnego fizjologicznie i psychologicznie stanu, w jakim jest widz w ciemnej sali kinowej, wykrzesać nieco więcej niż przeżycie estetyczne. Może dałoby się to przekuć w dogłębną pracę z emocjami i zamienić seans filmowy w terapię?

Amelia zmieniła moje życie

Pierwsze badania dotyczące terapii filmem prowadzono już w 1946 roku, tuż po wojnie – przypomina dr Małgorzata Kozubek, filmoznawczyni, autorka pierwszego w Polsce doktoratu o kinoterapii. Próbowano wtedy zbadać, a później opisać, jak film może pomagać żołnierzom cierpiącym na depresję.

W 1990 roku Amerykanie sformułowali klasyczną definicję filmoterapii: „jest metodą terapeutyczną polegającą na poleceniu przez terapeutę filmu, który pacjent ma obejrzeć sam albo ze wskazanymi osobami”. Jaki jest cel tej metody? Jak każdej terapii: zmiana życia na lepsze. Ale czy jest to możliwe pod wpływem jednego filmu? Raczej nie. Ci, którzy twierdzili dwanaście lat temu, że film „Amelia” zmienił ich życie, po prostu uświadomili sobie, że niepoprawny optymizm może się stać sposobem na życie, ale niekoniecznie zaczęli tę zasadę stosować na co dzień. „Film może jednak pomóc widzowi w przeżywaniu trudnych emocji. Często podpowiada mu także scenariusze rozwiązania trudnych życiowych sytuacji” – uważa Jolanta Pisarek, psycholożka współpracująca przy projekcie www.kinoterapia.pl.

Film na receptę?

Niestety, ci, którzy oczekują, że psychoterapeuta wypisze im receptę na film, który sprowokuje szybki i nieodwracalny proces zmian w życiu (w którego efekcie na przykład uzdrowimy rozpadające się małżeństwo i znajdziemy pracę, dającą jednocześnie pieniądze i satysfakcję), srodze się zawiodą. „Jestem sceptyczna wobec idei filmu na receptę. Filmoterapia jest traktowana jako metoda terapeutyczna, ale na razie nie ma konkretnej metodologii” – mówi Jolanta Pisarek. „Wciąż dysponujemy zbyt małą liczbą badań empirycznych, które pozwalają wnioskować o uniwersalnych reakcjach widzów na tak skomplikowany bodziec, jakim jest film”.

„Siła obrazu filmowego wypływa z jego oddziaływania na wiele płaszczyzn w umyśle odbiorcy: począwszy od najprostszych emocji, aż po najgłębsze warstwy podświadomości” – dodaje prof. Mirosław Przylipiak, krytyk filmowy, wykładowca na Uniwersytecie Gdańskim. „Konkretnych badań dotyczących odbioru dzieła filmowego jest niewiele z powodu trudności w metodologii. Trzeba by ustalić punkt zerowy, grupę kontrolną”. Tylko jak obiektywnie zbadać wpływ filmu na ludzkie życie? Analizowano na przykład wpływ oglądania filmów z elementami przemocy na poziom agresji, ale nie ustalono jednoznacznie, czy brutalne filmy wzmagają agresję, czy też po prostu brutalne osoby oglądają je chętniej niż inni.

Są jednak w Polsce terapeuci stosujący w swojej pracy elementy filmoterapii. Kluczem do polecenia pacjentowi konkretnego filmu jest z pewnością dobra znajomość psychiki tej osoby, a także mechanizmów psychologicznych, które zachodzą podczas oglądania filmu.

Modelowanie, identyfikacja, projekcja

Najprostszym mechanizmem psychologicznym, na którym opiera się kontakt widza z filmem, jest modelowanie, czyli uczenie się. Z filmów możemy się na przykład nauczyć mniej lub bardziej twórczego kłócenia się z partnerem lub partnerką (serial „Gotowe na wszystko”). „Tasiemcowe wenezuelskie seriale były ni mniej, ni więcej tylko kompendium wiedzy na temat tego, jak kobieta ma manipulować partnerem” – uważa prof. Zbigniew Lew-Starowicz. „Nie mówiąc o tym, że świetny film erotyczny, w rodzaju »Emmanuelle« czy »Nagiego instynktu«, czasem budzi w człowieku więcej emocji niż najbardziej udana sesja terapeutyczna. Swoim pacjentom zalecam oglądanie kina erotycznego”.

Kino pokazuje nam nie tylko sposób życia, reakcje i etyczne wybory bohatera, ale także chociażby ubierania się. Twórcy kultury masowej robią wszystko, byśmy się z bohaterami na ekranie zidentyfikowali, w ten sposób prowokując u nas kolejny psychologiczny mechanizm – utożsamienie się. „Reżyser zwykle daje widzowi sporo czasu, żeby się najpierw mógł z bohaterem zapoznać, dopiero później go polubić i wreszcie się z nim zidentyfikować.

Identyfikacja wzmaga mechanizm empatii – neurony lustrzane zaczynają intensywnie pracować. Dzięki tym procesom przeżywamy i wyrażamy silniejsze emocje: grymas na twarzy, kiedy bohater cierpi, płacz, kiedy on płacze, uśmiech, kiedy on się śmieje” – wylicza dr Mateusz Gola.

Ale, uwaga! Nie z każdym bohaterem możemy się utożsamić, bo do kina zabieramy ze sobą nie tylko inne filmy, które już dawno obejrzeliśmy, ale przede wszystkim swoją historię życiową. Wysoko oceniony przez krytyków film „Siostra mojej siostry”, mimo dobrze skonstruowanych bohaterów, może nie trafić w gust kobiety-matki w stałym związku, która uzna go za nieudane dzieło. Inaczej odbierze go singielka zmagająca się z problemem niedojrzałych mężczyzn na rynku matrymonialnym.

 

„W przypadku niektórych ludzi mających problem z nazwaniem emocji, terapeutyczne może być chociażby przeżycie ich w bezpiecznej scenerii podczas seansu filmowego. Może to w późniejszej terapii zaowocować tym, że osoba taka będzie potrafiła nazwać swoje emocje związane z konkretnym, zazwyczaj negatywnym, doświadczeniem” – mówi Pisarek.

Ciekawe rzeczy, z terapeutycznego punktu widzenia, mogą się zdarzyć już po wyjściu z kina, na przykład podczas dyskusji o filmie w gronie znajomych, kiedy krzyżują się punkty widzenia i interpretacje. W takim przypadku ważną rolę gra mechanizm projekcji, czyli przypisywania filmowemu bohaterowi naszych marzeń, przekonań i emocji. Ze znajomymi po filmie rozmawiamy o zachowaniu filmowych postaci i je oceniamy. Z tego punktu widzenia taka rozmowa ma wiele wspólnego ze scenariuszem terapii grupowej.

Osoba, która obejrzała film, identyfikuje się z bohaterem i projektuje na niego własne emocje. Tłumaczy jego zachowanie, broniąc go lub oskarżając, mówi de facto na swój temat. „To rodzaj bezpiecznego lustra, za którego pomocą można opowiadać nie wprost o tym, co się przeżywa” – tłumaczy Pisarek. „Jeżeli dyskusja jest zażarta, widz identyfikujący się z postacią filmową może zobaczyć, jak postrzegają go inni, i zweryfikuje poglądy na własny temat. Na przykład do tej pory myślał, że nie wchodzi w konflikty ze względu na swoje umiejętności negocjacyjne, a może się okazać, że unika konfliktów, bo boi się, że zostanie odrzucony”. Zdaniem dr. Mateusza Goli, pofilmowa rozmowa lub dłuższa rozmowa jest niezbędna, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy po obejrzeniu filmu zweryfikował się mój system przekonań, czy poszerzyło to moją świadomość?

Autoterapia

„Wartość filmu polega także na tym, że może rozsadzić nasze myślowe schematy, przełamać niechęć i nieufność. Pokazać nam ludzi, do których nigdy byśmy nie dotarli, których nie zauważamy, a nawet unikamy albo się boimy” – mówi Karolina Giedrys-Majkut, kulturoznawczyni z fundacji Generator zajmującej się włączaniem filmów w procesy edukacyjne. „Film umożliwia też poszerzenie doświadczeń, może nas przygotować do tego, co przed nami”. Ludzie dzielą się na tych, którzy mówią: „chodzę do kina tylko na lekkie filmy, życie jest wystarczająco ciężkie, by jeszcze je sobie utrudniać”, i tych, którzy lubią oglądać filmy głęboko poruszające. Obejrzenie żałoby, zmierzenie się z filmową depresją czy poczuciem odrzucenia oswaja w nas te emocje. Nie bójmy się ich na ekranie.  

Świetnie jest też zostać kinoterapeutą rodzinnym, oswajając elementy agresji i strachu obecne w kinie dla najmłodszych. Nie należy się tego bać, tylko mądrze tym zarządzać. „Nawet w wyszydzanym »Zmierzchu« można znaleźć elementy wartościowe, takie jak miłość czy przywiązanie, o których należy z nastolatkami rozmawiać” – radzi Giedrys-Majkut. „Podobnie jest z filmami dla mniejszych dzieci: zawsze warto po filmie porozmawiać z nimi o tym, co się stało, jak czuł się główny bohater, a jak ten, który przegrał? To uczy empatii”. Z pewnością także rozszerzy pole interpretacyjne i wyobraźnię.

Jeżeli chcemy sami zafundować sobie filmoterapię, wsłuchajmy się w intuicję. To ona pomoże nam wybrać to, czego potrzebujemy. „Podstawowym wymogiem stosowania kinoterapii na własny użytek jest widz świadomy swoich potrzeb i tego, co go w kinie może czekać. Jeśli chce znaleźć źródło negatywnych emocji, które przeżywa, proponuję nie kierować się zasadą kontrastu: jest mi smutno, więc pójdę na wesoły film, to poprawi mi nastrój” – radzi Jolanta Pisarek. „Efekt może być taki, że nie zidentyfikujemy trudnych uczuć, które są w nas, a tylko je oddalimy. Lepszy więc będzie w tym przypadku film refleksyjny, odwołujący się do naszej sytuacji. Wskazane jest korzystanie z tego narzędzia pod kontrolą terapeuty, który dobrze zna film oraz doświadczenia i historię pacjenta”.  W kinoterapii nie chodzi o to, byśmy od siebie uciekali do innego świata, ale byśmy w tym innym świecie siebie spotkali.

TOP 5 filmów terapeutycznych wg Karoliny Giedrys-Majkut z fundacji Generator:

  1. „Miłość Larsa”, reż. Craig Gillespie. Komediodramat z boskim Ryanem Goslingiem (wtedy jeszcze nieznanym, trudno go poznać nawet). Film o akceptacji, miłości, pogodzeniu z odejściem.
  2. „Ród Antonii”, reż. Marleen Gorris. Obraz mocno wspierający kobiety, rozwijający serdeczność i życzliwość.
  3. „Aviator”,  reż. Martin Scorsese. Dla wszystkich „fighterów”, którzy muszą co jakiś czas podnosić się z upadków.
  4. „Notting Hill”,  reż. Roger Michell Czysta przyjemność.
  5. „Merida Waleczna” , reż Mark Andrews i Brenda Champan. O relacjach w rodzinie; wbrew pozorom nie tylko dla matek i córek, także dla ojców i braci.