Odkryto wiele leków przeciwdepresyjnych, jednak nie każdy medykament działa na każdego chorego. Gdy pierwszy lek okaże się nieskuteczny, co wiadomo dopiero po około miesiącu, podaje się inny. W praktyce zdarza się, że chorzy na depresję odczuwają poprawę dopiero po długim czasie. Zdarza się też, że mimo wielu prób, nie skutkuje żaden dostępny lek. Mówimy wtedy o przypadku depresji lekoopornej.
Alternatywna metoda leczenia to stymulacja magnetyczna mózgu. Ten sposób próbowano już wykorzystać w leczeniu depresji, z różnymi efektami. Badacze z wydziału medycyny amerykańskiego Uniwersytetu Stanforda postanowili ją ulepszyć. Ich pomysł polega na indywidualnym dostosowaniu impulsów magnetycznych do aktywności mózgu danej osoby.
Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Stymulacja przynosiła szybką poprawę w ciągu kilku dni. Efekt stymulacji był trwały i utrzymywał się przez kilka miesięcy. Badacze nazwali metodę Stanford accelerated intelligent neuromodulation therapy (SAINT), choć posługują się też krótszą nazwą Stanford neuromodulation therapy (SNT).
Magnetyczna stymulacja mózgu SNT leczy ciężką i oporną depresję u 8 osób na 10
W badaniu klinicznym wzięło udział 29 osób chorych na depresję, u których leki przestały działać. Przeciętnie cierpieli na depresję od 9 lat.
U 14 osób z tej grupy stosowano SNT, u pozostałych 15 metodę placebo – czyli zakładano im na głowę urządzenie do stymulacji magnetycznej, ale go nie włączano. Ani pacjenci, ani lekarze biorący udział w badaniu nie wiedzieli, do której grupy został przydzielony pacjent (czyli było to badanie z podwójną ślepą próbą).
Po pięciu dniach stymulacji poprawę zaobserwowano u 11 pacjentów (co odpowiada 78,6 proc. liczby badanych). Co najważniejsze, była to poprawa zupełnie zaskakująca. Pacjenci całkiem pozbywali się depresji, co stwierdzono za pomocą kilku różnych metod oceny ich stanu psychicznego. Jedynym skutkiem ubocznym leczenia były przejściowe zmęczenie i bóle głowy.
– To dramatyczna poprawa, a do tego trwała – mówi dr Alan Schatzberg, psychiatra i współautor pracy. – Metoda działa dobrze, szybko i jest nieinwazyjna. Może okazać się przełomowa – wtóruje mu dr Nolan Williams, psychiatra ze Stanfordu i główny autor pracy opublikowanej w czasopiśmie naukowym „Americal Journal of Psychiatry”.
Co to jest przezczaszkowa stymulacja magnetyczna i jak działa w depresji?
Przezczaszkowa stymulacja magnetyczna mózgu (transcranial magnetic stimulation, TMS) została niedawno dopuszczona przez amerykańską agencję do spraw leków i leczenia (FDA) jako jedna z metod leczenia depresji. TMS polega na pobudzaniu impulsami magnetycznymi tzw. grzbietowo-bocznej kory przedczołowej – obszaru mózgu, którego aktywność w depresji jest zmniejszona.
Pacjent otrzymuje ok. 600 impulsów magnetycznych w ciągu godzinnej sesji (czyli dziesięć na minutę). Metodę stosuje się raz dziennie przez sześć tygodni. Badania kliniczne dowiodły, że jest to metoda skuteczna u połowy pacjentów, a więc jej skuteczność jest porównywalna z lekami. U co trzeciej osoby metoda przynosi trwały skutek.
Opracowana przez badaczy ze Stanfordu metoda SNT polega na dostosowaniu impulsów do aktywności grzbietowo-bocznej kory przedczołowej. U każdego pacjenta inna jej część silniej wpływa na aktywność innego obszaru – kolana spoidła wielkiego. Ten ośrodek jest u osób z depresją nadaktywny. Stymulacja SNT pobudza połączenia miedzy obydwoma ośrodkami tak, by grzbietowo-boczna kora przedczołowa lepiej hamowała aktywność kolana spoidła wielkiego.
Badacze ze Stanfordu zastosowali też większą ilość impulsów. Zamiast 600 na godzinę każdego dnia stosowali aż 1800, ale w dziesięciominutowych sesjach, po których następowała 50-minutowa przerwa.
Stymulacja magnetyczna SNT przynosi efekty już po kilku dniach
Ponieważ metoda przynosi efekty już po kilku dniach stosowania, badacze mają nadzieję, że może okazać się przełomem w szybkim leczeniu pacjentów. Żadne leki przeciwdepresyjne nie przynoszą efektów tak szybko. Natychmiastową poprawę dają tylko ketamina i podtlenek azotu, ale są to nadal metody eksperymentalne.
– Chcemy przenieść SNT na oddziały szpitalne, gdzie można leczyć ludzi w kryzysach psychicznych wymagających interwencji. Bezpośrednio po przyjęciu do szpitala ryzyko samobójstwa jest bowiem największe – mówi Williams.
Metoda pomogłaby jednak wszystkim cierpiącym na depresję. Każdy wolałby odczuć poprawę po kilku dniach niż czekać na nią długie tygodnie. Być może jest to ten przełom, na który w leczeniu depresji dawno czekano.
Źródła: Stanford University, American Journal of Psychiatry.