Wydarzenia te rozegrały się u wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Właśnie tam doszło do zapalenia statku towarowego, na pokładzie którego – poza ludźmi, rzecz jasna – znajdowało się około 3000 pojazdów. ¼ z nich stanowiły auta elektryczne bądź hybrydowe. Jednostka o nazwie Morning Midas płynęła pod banderą Liberii i przemieszczała się z Chin do Meksyku.
Czytaj też: Jakie samochody najchętniej kupują Polacy? Elektryki zyskują, osobówki tracą, czasy się zmieniają
Ogień pojawił się 3 czerwca, gdy statek znajdował się w okolicach Alaski. W obliczu tak poważnego problemu załoga została zmuszona do ewakuacji i ucieczki wodami Oceanu Spokojnego. Na ratunek przybyła straż przybrzeżna, która wydała również raport w tej sprawie. Wynika z niego, że Morning Midas transportował dokładnie 3048 samochodów, z czego 681 stanowiły pojazdy hybrydowe, a 70 – w pełni elektryczne.
Nie wiadomo jak na razie, co doprowadziło do pojawienia się ognia. Dym był widoczny na przestrzeni kilku kolejnych dni, a teraz ma zostać przeprowadzone śledztwo, które być może wskaże przyczynę wystąpienia pożaru. Na uwagę zasługuje fakt, iż w akcję ratunkową na rzecz załogi samochodowca zaangażowały się trzy przepływające w okolicy statki. Tym sposobem udało się uratować 22 osoby z pokładu Morning Midas.
Płonące elektryki na środku oceanu? Taki scenariusz sprawdził się w przypadku transportowca Morning Midas, który przewoził łącznie ponad 3000 samochodów. 681 z nich stanowiły pojazdy hybrydowe, a 70 – w pełni elektryczne
Początek rejsu miał miejsce w Chinach, 26 maja. Plan zakładał dostarczenie przewożonych towarów w ciągu 19 dni. W niecałe trzy tygodnie miały one więc trafić z Azji do Meksyku. Po zaledwie 8 dniach pojawił się jednak poważny problem: w sekcji przewożącej pojazdy elektryczne dostrzeżono ogień. Załoga podjęła próby opanowania pożaru, lecz dostępny sprzęt nie pozwolił im na powstrzymanie zagrożenia.
W takich okolicznościach trzeba było podjąć decyzję o opuszczeniu pokładu Morning Midas. Załoga wezwała wsparcie przez radio i ostatecznie została uratowana przez znajdujący się w pobliżu statek handlowy Cosco Hellas. Najważniejszy pozostaje fakt, iż wszyscy uszli z życiem, choć jednocześnie nie sposób nie zauważyć negatywnego wpływu na środowisko naturalne oraz ogromnych strat finansowych.
Czytaj też: Nawet 4500 zł na rower elektryczny. Program dopłat się opóźnia, ale są i dobre wieści
Volkswagen Group, czyli właściciel przewożonych pojazdów, będzie teraz walczył o uzyskanie odszkodowania na kwotę dochodzącą do 155 milionów dolarów. My widzimy natomiast, że masowy transport elektryków może być problematyczny, ponieważ ich gaszenie jest zdecydowanie trudniejsze, niż w przypadku samochodów z silnikami spalinowymi.
Wspomniany na wstępie raport, z którego wynikało, że nie ma większej różnicy między częstotliwością występowania pożarów elektryków i spalinówek, wykazał jednocześnie, że te pierwsze płoną zdecydowanie dłużej. Akcje gaśnicze są wyjątkowo trudne i w zasadzie czasami można byłoby je ograniczyć do czekania na to, aż ogień sam zgaśnie. Dla firm zajmujących się transportem takich aut na masową skalę bez wątpienia powinno to stanowić pewne ostrzeżenie, a przecież udział tych samochodów w światowej żegludze będzie najprawdopodobniej rósł na skalę globalną.